Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok 2014 w polskiej siatkówce: Volleyland z korupcją w tle [PODSUMOWANIE]

Paweł Hochstim
Polscy siatkarze wprowadzili siatkówkę na niespotykany poziom popularności w kraju. Niestety, dwa miesiące po mundialu w kraju więcej mówi się już o siedzących w areszcie prezesach PZPS
Polscy siatkarze wprowadzili siatkówkę na niespotykany poziom popularności w kraju. Niestety, dwa miesiące po mundialu w kraju więcej mówi się już o siedzących w areszcie prezesach PZPS Sylwia Dąbrowa/Polskapresse
- This is the Volleyland - piał z zachwytu prezydent Światowej Federacji Siatkarskiej Ary Graca. Stephane Antiga, Mariusz Wlazły i spółka byli na ustach wszystkich Polaków. Siatkówka wydawała się być nieskażoną żadną z plag dzisiejszego sportu - chamstwem na trybunach, czy korupcją. No właśnie, korupcją…

Takiego roku, jak 2014 w historii polskiej siatkówki jeszcze nie było. Wielkie sukcesy oczywiście były - głównie w latach siedemdziesiątych, gdy był to sport o nieporównywalnej popularności do czasów dzisiejszych - ale o siatkówce nigdy nikt aż tyle nie mówił, a siatkarze nigdy w takim stopniu nie stali się celebrytami. Jak ma na imię syn Mariusza Wlazłego? Gdzie swój dom ma Stephane Antiga i jak był ubrany, gdy w środku lata po raz pierwszy w życiu przyleciał do Polski? Odpowiedzi na te pytania zna dziś większość polskich gospodyń domowych.

Na nieszczęście siatkówki te gospodynie wiedzą też, ile za zlecenie jednej z firm ochroniarskich pracy przy mundialu mieli wziąć łapówki prezesi Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Tak, jak we wrześniu Polacy zakochali się w siatkówce, tak dwa miesiące później większość z nas pomyślała: "E, przekręty jak wszędzie". Budowany przez Antigę i jego drużynę oraz najwspanialszych kibiców na świecie wizerunek polskiej siatkówki runął w jednym momencie. Wypinający pierś po order w Pałacu Prezydenckim prezes PZPS stracił nagle większość liter ze swojego nazwiska, a media obiegły jego zdjęcia już nie z medalem, a bransoletką. Nawet dwiema…

To, że w siatkówce w ostatnich latach pojawiły się pieniądze porównywalne z piłką nożną, dla większości kibiców stało się jasne dopiero w ostatnich miesiącach. Budżet Polskiego Związku Piłki Siatkowej w mijającym roku grubo przekroczył 100 milionów złotych, zbliżając się do budżetu piłkarskiej centrali. Żaden inny ze związków sportowych nie może pomarzyć nawet o połowie tej kwoty. Budżet mundialu wyniósł około 75 milionów złotych, a turniej się zbilansował nawet mimo tego, iż aresztowany dziś prezes na kilka tygodni przed turniejem alarmował, że brakuje 16 milionów.

Kibice siatkówki do tej pory o pieniądzach właściwie nie czytali. PZPS, przynajmniej patrząc z zewnątrz działał sprawnie, siatkarze gromadzili na trybunach tysiące rozkochanych w nich kibiców. Siatkówka kreowała niemal wyłącznie pozytywne postaci - w poprzednich latach np. Bartosza Kurka, który stał się jedną z najdroższych twarzy branży reklamowej. Zresztą siatkarze bardzo dbali o swój wizerunek, niemal w komplecie prowadząc oficjalne profile w portalach społecznościowych, które kreują ich na bohaterów. Paradoksalnie jednak czasem to oni pokazywali, że w PZPS wcale nie jest tak różowo.

Mariusz Wlazły, bez wątpienia najlepszy siatkarz 2014 roku na świecie, przez kilka lat odmawiał występów w reprezentacji Polski. Był moment, że kibice - oprócz fanów jego klubu z Bełchatowa - się od niego odwrócili, bo uwierzyli lansowanej przez środowiska powiązane z władzami PZPS opinii, że Wlazły jest siatkarzem nieambitnym, który liczy tylko pieniądze zarobione w finansowanej przez państwowy koncern Skrze. Przełomem był moment, gdy siatkarz wydał oświadczenie, w którym krok po kroku wyjaśnił powody swojej decyzji. Napisał o tym, że na zgrupowaniach naprawdę brakuje sprzętu sportowego, że związek po odniesionej kontuzji zostawił go samemu sobie, że od siatkarzy wymaga się nadludzkiego wysiłku, ale nikt nie chce ubezpieczyć ich klubowych kontraktów, dzięki którym mają środki do życia… Nikt z kadrowiczów głośno wtedy Wlazłego nie poparł, ale wszyscy trzymali za niego kciuki. Bo doskonale wiedzieli, że miał rację, ale nie chcieli ryzykować swojej pozycji w reprezentacji.

W świadomości kibiców w całej Polsce Wlazły z siatkarza-buntownika stał się siatkarzem-liderem dopiero w mijającym roku. Kilka miesięcy wcześniej obiecał swojemu klubowemu koledze Stephane'owi Antidze, który właśnie szykował się do objęcia funkcji selekcjonera, że przyjmie powołanie do reprezentacji i pomoże mu w wywalczeniu medalu na Mistrzostwach Świata. Nikt wtedy nie wiedział jeszcze, że zgoda jest jednorazowa, czyli na jeden sezon. Kilka minut po zwycięskim finale w katowickim Spodku spiker Marek Magiera na prośbę Wlazłego powiedział, że siatkarz nigdy już w reprezentacji Polski nie zagra. I można być pewnym, że tym razem słowa dotrzyma - przyszedł, pomógł, wygrał, odszedł. Nikt się nie przyczepi, że nie jest ambitny i nie poświęcił się kadrze - w najważniejszym momencie polskiej siatkówki od lat był liderem zespołu.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Kto wie, jakby zachował się Wlazły, gdyby nie fakt, że selekcjonerem został Antiga. Pomysłodawcy jego zatrudnienia od początku sugerowali - choć oficjalnie zaprzeczali - że m.in. dlatego wybrali Francuza, bo za nim przyjdzie Wlazły. Minęło kilka miesięcy i Wlazły znalazł się na liście, którą ogłosił Antiga. Prezes PZPS nazywał tę drużynę "kadrą zgody". Nie było wątpliwości, że francuski trener ma najsilniejszą drużynę w historii Polski. Te pojawiły się dopiero wtedy, gdy okazało się, że na mundialu nie zagra Kurek, najlepszy polski siatkarz ostatnich lat.

Właśnie Kurek jest jedynym reprezentantem, który nie potrafił porozumieć się z Antigą, choć w środowisku jest więcej osób, które za obecnym trenerem kadry nie przepadają. Francuz na zewnątrz jest miły i uśmiechnięty, ale ci, którzy go znają wiedzą doskonale, że to silna osobowość. Dziś, po kilku miesiącach od mundialu można stwierdzić, że Kurek nie był w stanie pogodzić się z faktem, że Antiga nie daje mu szans dojść do formy poprzez grę w meczach towarzyskich. Gdy podczas Memoriału Huberta Wagnera między zawodnikiem, a trenerem doszło do kłótni, która zakończyła się wyjazdem Kurka z Krakowa, Antiga musiał ogłosić skład kadry na Mistrzostwa Świata, choć planował zrobić to kilka dni później. Wziął odpowiedzialność na siebie mówiąc, że Kurek odpadł z powodów sportowych. Gdyby przegrał mundial, długo by mu to wypominano.

Ale miesiąc później to Francuz był górą, a o Kurku nikt nie pamiętał. Antiga triumfował i na stałe wszedł do historii polskiej siatkówki, zapewniając sobie w niej mocną pozycję na lata. Dziś wydaje się, że nawet jeśli przegra kwalifikacje olimpijskie - to mało prawdopodobne, bo Polacy będą mieli przynajmniej trzy szanse na wywalczenie paszportów do Rio de Janeiro - to i tak nie straci pracy. Mistrza Świata nie zwalnia się tak łatwo…

Dziś zresztą Antigi nawet nie miałby kto zwolnić, bo dwaj najważniejsi ludzie w PZPS siedzą w areszcie, a grozi im wieloletnia odsiadka. Czarna strona polskiej siatkówki pokazała się w pełnej krasie w listopadzie, gdy agenci CBA na gorącym uczynku zatrzymali prezesa związku Mirosława P., tuż po przyjęciu kilkuset tysięcy złotych. - Nie wiemy co się dzieje, po prostu ręce nam opadły - komentował w serwisie sport.pl wiceprezes Artur P. Kilka godzin później Artur P. te "opadnięte ręce" musiał podnieść, gdy agencji CBA zakładali mu kajdanki. W sumie mieli przyjąć blisko milion złotych łapówki od szefa agencji ochroniarskiej.

Choć śledczy wyraźnie sugerowali, że to dopiero początek, siatkarskie środowisko lekceważyło fakt aresztowania obu prezesów. Ba, w PZPS trudno było znaleźć choć jedną osobę, która nie była pewna, że przed świętami, gdy Sąd Okręgowy rozpatrywał zażalenie na areszt Mirosława P. i Artura P., obaj opuszczą więzienne mury. Ale stało się inaczej - sąd podzielił zdanie prokuratury i areszt utrzymał. Dwaj królowie życia - bogaci, lubiący się bawić ludzie - święta spędzili za kratkami. A obradujący w Warszawie zarząd postanowił zwołać ma marzec Nadzwyczajne Zgromadzenie Delegatów, w czasie którego głosowane będzie zawieszenie lub odwołanie prezesa. Duża w tym zasługa ministra sportu, który musiał postraszyć kuratorem, by PZPS pomysły zwołania specjalnego zebrania przestał nazywać "próbą ewentualnego przejęcia władzy"

Przekaz siatkarskiej rodziny jest prosty - o ile jeszcze kilka tygodni temu Mirosław P. i Artur P. byli "bezczelnie pomawiani przez CBA", o tyle teraz są już "czarnymi owcami". Wprawdzie dzisiaj nikt już nie da sobie obciąć ręki za nikogo w środowisku, które od niedawna cieszy się zarządzaniem wielkimi pieniędzmi, ale Mirosław P. i Artur P. zostali już skreśleni, jak w tym środowisku często się mówi, "dla dobra polskiej siatkówki".

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki