Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok Tuwima 2013 w Łodzi, czyli połowa roku gruszek na wierzbie

Łukasz Kaczyński
Art-Lokomotywa w Manufakturze to najbardziej niestandardowe i spektakularne wydarzenie Roku Tuwima w Łodzi
Art-Lokomotywa w Manufakturze to najbardziej niestandardowe i spektakularne wydarzenie Roku Tuwima w Łodzi Paweł Łacheta
Rok Tuwima uchwalony został przez Sejm dzięki inicjatywie łódzkiego środowiska artystycznego. Po zakończeniu obchodów przedstawiamy subiektywny spis triumfów i porażek, tego, co udało się zrobić oraz tego, czego zabrakło. A w tym roku świętujemy kolejnego łodzianina, Jana Karskiego...

Papier goni papier, a Łódź czeka

Od strony organizacyjnej Rok Tuwima już na początku przyniósł kilka mało radosnych niespodzianek. Najpierw nie było jasne, ile minister kultury chce przekazać na działania związane z obchodami Roku Tuwima. Potem dopiero w połowie roku, po biurokratycznej obsuwie, Instytut Książki, na operatora Roku Tuwima wytypowany przez ministerstwo, uruchamia specjalną pulę środków.

Fakt, jej lwia część trafiła do Łodzi, ale konkurs ogłoszono dopiero w czerwcu. Czy takie myślenie o obchodach, które zaczynają się w połowie roku, nie mija się po prostu z celem? Trudno nie dać wiary głosom, że obchody były tylko prezentem podarowanym władzom miasta, by te mogły wykazać się i pochwalić przed wyborcami.

Już na początku było wiadomo też, że Rok Tuwima nie będzie miał tej skali co Rok Miłoszowski czy Mickiewiczowski, a przecież mieć by mógł, gdyż faworytem ministerstwa kultury na długo przed rokiem 2013 był Witold Lutosławski, który otrzymał od ministra 16 mln zł. Jeśli skupić się jeszcze na samych liczbach, władze Łodzi same z siebie zarezerwowały w budżecie "oszałamiającą" kwotę 300 tys. zł z przeznaczeniem na wkład własny (by pozyskać 800 tys. zł z ministerstwa). Do braku perspektywicznego myślenia jeszcze jednak wrócimy.

Wspominany Instytut Książki uznał najwidoczniej, że Rok Tuwima jest jakąś wewnętrzną sprawą Łodzi i łodzian, więc nie powstała porządna od strony merytorycznej strona internetowa. Za poważną trudno uznać prowizoryczną w swym ascetyzmie witrynę, redagowaną z wyraźną niemocą i niezrozumiałym wysiłkiem przez łódzki magistrat. Z ciekawszych rzeczy, jakie można tam było znaleźć, wymienić warto wiersze Tuwima w translacji na język migowy. Z rzeczy mnie zrozumiałych - wciągnięcie w obchodu Rok Tuwima także akcji Prezydenta RP "Narodowe Czytanie Fredry".

Korki w górę, gacie w dół

Rok Tuwimowski rozpoczął się z chwilą, gdy wystrzeliły korki szampanów i pożegnaliśmy rok 2012. Wtedy też, podczas specjalnego Sylwestra w łódzkim kinie Charlie, odbyło się pierwsze wydarzenie. Odsłonięta została płaskorzeźba "Dupa Tuwima", nawiązująca do "Wiersza, w którym autor grzecznie, ale stanowczo uprasza liczne zastępy bliźnich, aby go w dupę pocałowali". Byli tacy, którym ludyczny charakter metalowych pośladów poety byy cokolwiek nie w smak, bo nie licował z ucieszną twórczością Tuwima dla dzieci i raczej poetę ośmieszał. Argument nawet trafiony, choć wypada pochwalić refleks organizatorów i niestandardowy pomysł.

Choć już jest po Roku Tuwima, warto chwilę skupić się na samym wierszu, bo w jednej ze strof znaleźć można aluzję do Nagrody Literackiej Miasta Łodzi, która miała być w 2013 roku reaktywowana. Tuwim był jej dwukrotnym laureatem. Przed wojną otrzymał ją w 1928 roku, na co docent Stanisław Cywiński z Uniwersytetu St. Batorego w Wilnie zareagował dość histerycznie, zarzucając poecie nienawiść do Mickiewicza.

Samą nagrodę skomentował pogardliwym prychnięciem: "Też... laureat" i dodał, że Tuwim to poeta żydowski nie polski i gdy miał jedenaście lat, to w 1905 roku nie wziął udziału w bojkocie szkoły rosyjskiej w Łodzi. Tym sposobem docent "Cy...wileński" trafił jako autor tego nadzwyczajnego pamfletu, pomiędzy "podskakiwaczy pod kulturę" i "wypierdy germańskiego ducha".

Para buch, ale... z włóczki

Za najbardziej oryginalne, niestandardowe i zarazem spektakularne wydarzenie obchodów uznać trzeba powstanie Art-Lokomotywy. Inicjatywa Stowarzyszenia "Łódź Filmowa", współpracującego przy akcji m.in. z Centralnym Muzeum Włókiennictwa, miała szansę stać się promocyjnym znakiem Roku Tuwima. Art-Lokomotywa, czyli zabytkowa kolejka "ubrana" w barwny tęczowy kostium autorstwa Agaty "Olek" Oleksiak, mieszkającej w Nowym Jorku mistrzyni włóczkowego street-artu (znanej z "ubrania" m.in. posągu Szarżującego Byka, symbolu Wall Street), wykraczała poza schematy myślenia o rocznicowym wydarzeniu. W pierwotnym kształcie ciuchcia miała stanąć na Pietrynie i stać się letnią sceną dla pomniejszych wydarzeń.

Dla "Olki" była to największa dotychczasowa realizacja, choć już zaszydełkowała np. ciężki sprzęt budowlany w Katowicach. Dla Łodzi była to okazja połączyć przemysł, sztuki plastyczne, film i tkaninę - elementy będące składowymi tożsamości miasta. Organizatorom nie udało się dogadać z miastem co do kosztów, problemem miała być też wymiana nawierzchni na Pietrynie, Art-Lokomotywa stanęła więc w Manufakturze, ale sceną dla wydarzeń się nie stała.

Nieco przed zaprezentowaniem włóczkowej lokomotywy swoje rozumienie Roku Tuwima pokazało Biuro Promocji i Współpracy z Zagranicą Urzędu Miasta. Na ulicy Piotrkowskiej stanęło 10 przenośnych posągów Tuwima, pomalowanych przez studentów Akademii Sztuk Pięknych, a także m.in. organizatorów Fashion Week, Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier. Dwa tygodnie później posągi rozpoczęły "rajd" po Łodzi odwiedzając m.in. lotnisko i... dwie galerie handlowe. "Tuwimy" miały nawiązywać do posągów berlińskich niedźwiedzi, różnica między nimi jest jednak czysto matematyczna.

Tuwimów jest dziesięć, niedźwiedzi- czterysta. I to właśnie licza misiów robiła wrażenie. W tej liczbie ginęły też niedomagania artystyczne posągów, czego nie udało się zamaskować w przypadku dziesięciu "Tuwimów". Ostatnio kilka posągów znów można było spotkać w Manufakturze, tym razem w hali sprzedaży. Wnosić można z tego, że albo Manufaktura zapłaciła za nie, albo wcześnie sponsorowała ich powstanie. Podarowanie ich prywatnemu centrum handlowemu trudno bowiem logicznie uzasadnić.

W kontrze do banału

Udaną próbą przełamania mówienia, pisania i śpiewania Tuwima było spotkanie "Tuwim obecny" zorganizowane przez Piotra Groblińskiego, poetę, wydawcę, dziennikarza i animatora kultury, kierownika Ośrodka Literacko-Wydawniczego Łódzkiego Domu Kultury. W tymże ŁDK spotkali się współcześni spadkobiercy Tuwima - łódzcy poeci, aby własnymi wierszami, napisanymi na tę okazję lub wcześnie opublikowanymi, godzić lub wadzić się z autorem "Kwiatów polskich". Zdradzili też czy Tuwim to dla nich wciąż poeta ważny (najczęściej, na przekór Witoldowi Gombrowiczowi i Czesławowi Miłoszowi - tak).

Ich wiersze przedrukowaliśmy potem w listopadowym numerze "Kocham czytać" w "Dzienniku Łódzkim". Ponadto utwory Tuwima interpretował Piotr Krukowski, aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, przez dwadzieścia lat związany także (jako reżyser i aktor) z legendarnym Teatrem 77. Wydarzeniu przysłuchiwało się ponad siedemdziesiąt osób, co jest "wynikiem" bardzo dobrym nie tylko jak na łódzkie warunki i przełamuje myślenie, że kultura wyższa, trudniejsza nie znajduje w Łodzi odbiorców.

Klęską i sukcesem okazało się ustanowienie Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Skąd ten paradoks? Stąd, że mimo zapowiedzi nie udało się reaktywować Nagrody Literackiej Miasta Łodzi (Tuwim był jej dwukrotnym laureatem), mimo iż wniosek o to złożony został w Wydziale Kultury jeszcze w 2012 roku. A gdy we wrześniu 2013 roku radni wreszcie otrzymali wzór jej regulaminu zaczęli kaprysić, że 100 tys. zł to dla jednego pisarza za dużo (nagroda miała być za całokształt twórczości), bo Łódź biednym miastem jest, bo inne nagrody literackie nie są tak wysokie, bo Nagroda Literacka Miasta Łodzi może przyćmić inne nagrody prezydenta Łodzi.

W efekcie powstała Nagroda im. Juliana Tuwima jako nagroda Domu Literatury, o statusie raczej nieokreślonym, zmniejszona do 50 tys. zł. Słowem- klęska. Dlaczego więc sukces? Powodów jest kilka. Do kapituły nagrody zaproszono grono autorytetów w dziedzinie literatury. Sznytu gali wręczenia "Tuwima" przydała konferansjerka Bronisława Maja, ale przede wszystkim wagi przydał nagrodzie jej pierwszy laureat. Została nim Magdalena Tulli, laureatka już tak prestiżowych laurów jak Nagroda im. Kościelskich i Nagroda Literacka Gdynia. Pisarka, której proza (parafrazując laudację prof. Tomasza Bocheńskiego) w świecie, który wyszedł z normy, niezmiennie trzyma strój (pełna treść laudacji znajduje się na www.dzienniklodzki.pl). Pojawiła się już deklaracja ze strony władz, że Nagroda im. Tuwima nie będzie wydarzeniem jednorazowym.

Tuwim w teatrze i na ścianie

Podobnie trwałą wartością Roku Tuwima będą dwa spektakle: "Tu-wim" przygotowany przez Teatr Powszechny i "Bal w Operze" w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka, różne w stylistyce, ciekawe z całkiem odmiennych powodów. Szkoda, że po sugestiach ze strony władz miasta, premierę "Balu..." przeniesiono z pl. Dąbrowskiego do EC1 Wschód, po czym (gdy prace nad scenografią już trwały) wyszły na jaw niedoróbki w budynku i Teatr musiał szybko poszukiwać zastępczej lokalizacji dla premiery.

Z pewnością warto byłoby jeszcze nie raz usłyszeć w sali Filharmonii Łódzkiej "Kwiaty polskie", czyli symfonię Mieczysława Weinberga, inspirowaną poematem Tuwima. Zabrzmiała ona 19 kwietnia, w 70. rocznicę powstania w getcie warszawskim.

Co natomiast łączy Tuwima (a dokładnie jego wiersz dla dzieci "W aeroplanie") z "Damą z gronostajem" Leonarda da Vinci? Jedyna odpowiedź to: mural przygotowany przez duet Etam Crew. Zapytajmy więc inaczej: co łączy Tuwima z włoskim renesansem, a wiersz dla dzieci z gestem przeniesienia "wysokiego" pierwowzoru w rejony popkultury i powszechnej wyobraźni? Tego nie wie nikt, ale i wiedzy tej nie wymagano od autorów "Tuwimowskiego" murala przy al. Politechniki, którego powstanie zainicjowała Fundacja Urban Forms. Nie znajdziemy przy nim też informacji, że powstał podczas Roku Tuwima, ale sam mural zapewne znajduje się już w dossier twórców jak i Fundacji.

Na wysokości zadania stanęli za to literaturoznawcy z Uniwersytetu Łódzkiego. Zorganizowana przez nich międzynarodowa konferencja "Tuwim bez końca", na której pojawili się badacze dorobku łódzkiego poety, w dużej mierze położyła kres memłaniu czterech zbliżonych do siebie stwierdzeń na temat poezji Tuwima, urabianiu do własnych poglądów, potrzeby chwili i projektu (że rewolucjonista, że wrażliwy i empatyczny, że lokalny patriota).

Niestety, w większości jubileuszowych wydarzeń to właśnie biografia zatriumfowała nad dziełem - co typowe jest dla płaskiej rzeczywistości i płaskiego myślenia o kulturze. "Godnym" tego "trendu" zwieńczeniem było podpięcie się pod poetę przez łódzką frakcję Krytyki Politycznej, która nadała prowadzonej przez siebie świetlicy imię Juliana i Ireny Tuwimów, wcześniej organizując kilka pomniejszych wydarzeń (ciekawe było tylko umieszczenie na oparciach tramwajowych foteli utworów poety).

Warto też wymienić kilka pomniejszych, ale cennych wydarzeń: Dom Literatury wydał angielskie tłumaczenia utworów Tuwima (m.in. fragmentów "Balu w Operze") w tłumaczeniu szkockiego literaturoznawcy Davida Malcolma, a Muzeum Miasta Łodzi wiersze poety w tłumaczeniu innego słynnego łodzianina Karla Dedeciusa. Książkę "Tuwimowo", zawierającą wiersze autorstwa nie tylko współczesnych łódzkich poetów, odnoszących się do twórczości Tuwima lub rozwijających obecne w niej wątki, ukazała się nakładem Wydawnictwa Literatura.

Jubileusz to nie szkoła

W styczniu 2013 roku zapytaliśmy dr Magdalenę Florek, specjalistkę od promocji miast, co Łódź może zyskać na Roku Tuwima. Główne jej uwagi dotyczył przemycania informacji na temat współczesnego obrazu miasta przez działania niestandardowe dla tego typu jubileuszów, przez wydarzenia adresowane do możliwie szerokiego grona. W Łodzi zamiast na kilku dużych wydarzeniach, które mogłyby odbić się echem w kraju, jubileusz rozpłynął się w drobnych wydarzeniach z rodzaju "pracy u podstaw". Obchody jubileuszowego roku to nie szkoła, ani korepetycje i braków powstałych na niższym szczeblu nie wypełnią.

Dbać o pamięć po pisarzach: tych mających Łódź w życiorysach lub w twórczości i wszelkich innych można (trzeba!) dbać i bez decyzji Sejmu o jubileuszowym roku. Dlatego Rok Tuwima zostawił raczej posmak czegoś, co być mogło, ale nie spełniło się. Był jak przelotny pocałunek, po którym można wiele sobie obiecywać, nie jak burzliwy romans - który nawet przerwany pozostawia trwały ślad. Szumik, jaki tworzyły wszelkiej maści konkursy i zawody ten miał też efekt, że po kilku miesiącach takiego o Tuwimie prawienia co bardziej rozgarnięci mieli już po dziurki jego postaci i jego poezji.

Jaki cel ma takie podsumowanie lub rozpamiętywanie? Warto spróbować nie powtarzać błędów. W grudniu minionego roku mieliśmy bowiem powtórkę z rozrywki. Sejm zdecydował, że jednym z patronów roku 2014 będzie kolejny łodzianin, Jan Karski, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, który zgromadził i zaprezentował na Zachodzie dowody świadczące o eksterminacji Żydów, Polaków, Cyganów podczas II wojny światowej. To zasługa starań m.in. dwóch łódzkich instytucji - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana oraz Muzeum Miasta Łodzi. Tymczasem w budżecie miasta nie zabezpieczono nawet złotówki na dodatkowe wydarzenia związane z postacią kolejnego znakomitego łodzianina. Tak naprawdę budżet Łodzi na rok 2014 nie został jeszcze uchwalony. Jeśli wydarzy się coś nietuzinkowego, to z mizernych budżetów instytucji kultury lub z pozyskanych, ale przecież niezbyt wysokich grantów. Jan Karski nie jest też tak znanym i tak "medialnym" patronem roku jak Tuwim.

Oby nie skończyło się posągami lub ławeczkami Karskiego. Jedna już przecież w Łodzi jest...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki