- Matki często zostawiają swoje młode na dzień na łące, bo po lesie kręcą się ludzie. Uważają, że tam będzie bezpieczniej. Młode czeka na matkę i nie czuje jeszcze takiego zagrożenia, jak zbliżająca się maszyna rolnicza, człowiek, czy pies. Tak zapewne było z dwutygodniowym jelonkiem, którego operowaliśmy - mówi Zbigniew Skrzek .
Operacja rannego malca trwała ponad półtorej godziny i przeprowadziły ją dwa zespoły lekarzy weterynarii. Jeden zajął się amputacją nogi, która trzymała się właściwie na samej skórze, drugi zespół przeprowadził osteosyntezę (zespolenie kości specjalnymi gwoździami) drugiej, połamanej kończyny. Życie jelonka wciąż jednak jest zagrożone, bo urazy były rozległe i jak mówi Paweł Kowalski prowadzący Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Kole, rokowania są złe.
Leśnicy i lekarze weterynarii, którzy zajmują się dzikimi zwierzętami podkreślają, że - niestety - w trakcie prac polowych, szczególnie wiosną i jesienią giną dziesiątki zwierząt. Głównie są to młode sarny, małe zajączki, kuropatwy, czy bażanty wysiadujące na łąkach.
- Czesi, Słowacy, czy Austriacy stosują tzw. wypłaszacze. To urządzenie wystające 1 - 1,5 metra przed wykaszarkę, czy inną maszynę rolniczą dające zwierzęciu szansę na ucieczkę i rolnikowi na dostrzeżenie ruchu. Niestety, u nas nie jest to jeszcze stosowane - mówi Zbigniew Skrzek.
Szczególnie niebezpieczne dla dzikich zwierząt, w tym także jeży jest też nielegalne wypalanie traw przez niektórych rolników. Jak podkreśla doktor Skrzek, giną wtedy nie tylko zwierzęta, owady, gąsienice, ale cała mikrobiologia wypalanego miejsca.
Źródło: Dziennik Łódzki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?