Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roman Wieszczek: Gdyby zamiast tak dużego dworca był przystanek, mielibyśmy lepsze miasto

rozm. Piotr Brzózka
Roman Wieszczek: trudno mi wyobrazić sobie miasto, które po obu stronach każdej ulicy ma ścieżkę rowerową
Roman Wieszczek: trudno mi wyobrazić sobie miasto, które po obu stronach każdej ulicy ma ścieżkę rowerową Jakub Pokora/archiwum Dziennika Łódzkiego
Z Romanem Wieszczkiem, wiceszefem Łódzkiej Okręgowej Izby Architektów, rozmawia Piotr Brzózka.

Prezydent Hanna Zdanowska mówi, że jeśli jesienią radni nie przegłosują planu zagospodarowania przestrzennego dla Nowego Centrum Łodzi, to zrobią to wyłącznie z pobudek politycznych. Prezydent przekonuje, że plan jest dobry i zyskał już akceptację fachowych gremiów...
Głosowanie w Miejskiej Komisji Urbanistycznej nie było jednomyślne, były głosy wstrzymujące się, były też dwa głosy przeciwne - przewodniczącego komisji oraz mój. Największym bólem, jaki widzimy w projekcie planu, jest kwestia skomunikowania terenu, na którym znajdą się m.in. dworzec multimodalny oraz znaczące powierzchnie parkingowe. Jest tam przewidywany duży parking podziemny na około 900 samochodów. Jeżeli do tego dodamy drugie tyle miejsc parkingowych pod dworcem, dorzucimy samochody przyszłych mieszkańców, to można mieć obawy. Osoby, które dokładniej interesują się tym planem, zapewne wiedzą, że cały układ wyjazdowy z parkingów podziemnych wisi - mówiąc kolokwialnie - na małym rondzie na skrzyżowaniu ul. Nowotargowej i Nowowęglowej. Rejon dworca będzie zasilany i uwalniany od samochodów tylko na wschód, na północ, ulicami Nowotargową i Uniwersytecką oraz na południe, ale nie wiadomo dokąd, bo losy Nowotargowej wiszą na włosku - są torpedowane przez kluby cyklistów. Od strony zachodniej wyjazd skutecznie blokuje deptak powstały na ul. 6 Sierpnia... Są też kwestie, na które nie mamy wpływu, bo to już się stało. Na przykład tak duży dworzec w tym miejscu, w tym układzie, niekoniecznie jest potrzebny. Kto dziś zagwarantuje, że ten dworzec będzie przelotowy? A co, jeśli przez następnych 30 lat będzie tylko dworcem czołowym? Nie lepiej było przede wszystkim zbudować tunel, a w tym miejscu zrobić po prostu fajny przystanek kolejowy? Po co pchamy tak ciężką funkcję w trudne centrum miasta, gdzie już mamy trudny układ dużych kwartałów, z chronioną tkanką zabytkową. W nowych kwartałach też będzie bardzo gęsta zabudowa, a inwestorzy będą chcieli mieć zagwarantowane miejsca parkingowe dla każdego mieszkania czy biura, skutkiem czego możemy się spodziewać znacznej ilości samochodów. Gdyby nie było dworca, tylko przystanek, może mielibyśmy lepsze miasto, bez obciążeń, które sami sobie wygenerowaliśmy.

Nie wszystkich Pana wątpliwości ruszą, są tacy, którzy marzą na przykład o mieście bez samochodów...
Ja też bym marzył, gdybym miał na usługach drony, które drogą powietrzną woziłyby moją teczkę z dokumentami do klientów, woziły moje zakupy do domu, a mnie podrzucały do kina. Niestety, jeszcze się taki nie urodził, który zmusiłby ludzkość do rezygnacji z samochodów. Lubię rowery, ale rekreacyjnie. Nie każdy sobie może pozwolić, by rowerem jeździć do pracy. Odnoszę wrażenie, że trend rowerowy przyszedł do nas stosunkowo późno i wdziera się zbyt nachalnie. Ludzie się tym zachwycają, tak jak 20 lat temu używanymi samochodami sprowadzanymi z Zachodu. Na szczęście tamta ekscytacja już minęła i myślę, że trend rowerowy też będzie się uspokajał. Trudno mi sobie wyobrazić miasto, które po obu stronach każdej ulicy ma ścieżki rowerowe, funkcjonujące tak naprawdę od marca do września, a potem - w większym bądź mniejszym procencie - puste. Takiego biednego miasta jak Łódź na to nie stać. Rowerom mówię "tak", ale wszystko należy robić w sposób wyważony, rozsądny. Wszystko zależy od ludzi. Nie trawię akcyjności. Wszystko, co się planuje w gospodarce, powinno się robić rozsądnie, analizować wielokierunkowo. Marek Janiak walczy, przygotowuje kolejne ulice udrażniające centrum, dzielące kwartały na mniejsze, żeby ruch bardziej przyjaźnie pulsował małymi żyłkami. I nagle się okazuje, że my to blokujemy, że nie będzie dojazdu do dworca, bo tworzą się woonerfy, który mogłyby być w stu innych miejscach. Żeby było jasne, ja nie jestem przeciwny takim pasażom, ale czemu akurat tutaj?

Z waszego środowiska wyszły publiczne apele na temat budowy kolejnego woonerfu - na ul. Traugutta. Tylko jaki sens miały głosy sprzeciwu, skoro ta ulica jest przedłużeniem 6 Sierpnia, a tam woonerf już jest. Więc tak czy inaczej, przejazdu do ul. Zachodniej praktycznie tędy nie ma.
Po prostu wyraziliśmy swoje stanowisko, każdy ma do tego prawo. Różnica między naszymi poglądami a poglądami członków grup rowerowych polega na tym, że staramy się myśleć globalnie, mając na uwadze prace wykonane przez ludzi znających się na danej materii, dostrzegamy układ komunikacji miasta w całości , włącznie z obciążeniem dróg dojazdowych do dworca. Tymczasem pewna grupa wnioskuje o realizację woonerfu w ramach budżetu obywatelskiego i pokazuje paluszkiem: tu! Przepraszam bardzo, to po co robimy plany, po co jest zaangażowanych 60 osób w Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, po co pół miasta opiniuje plan, podczas gdy w trakcie projektowania tego planu, powstaje coś całkiem innego? Albo zajmujemy się czymś poważnie, albo wszystko budujmy systemem obywatelskim.

Czyli wasz głos powinien być ważniejszy, niż ludzi mieszkających przy danej ulicy?
Dam taki przykład. Załóżmy, że mam wolne 100 tysięcy złotych. Piszę wniosek, że chcę zrobić deptak na ulicy Tymienieckiego, gdzie mieszkam. Dowiedziałem się od pani radnej Nizołek-Janiak, że weryfikowanie wniosków polega na ich sprawdzeniu pod kątem formalnym. Wypełniam więc 17 kwitów, pieczętuję 17 pieczątkami. Mam wszystkie pieczątki w prawym górnym rogi, żadna kartka nie jest pogięta, składam wniosek formalny. Przechodzi, bo jest nieszkodzący dla miasta. Dalej biorę moje 100 tysięcy złotych, uśmiecham się do wszystkich sąsiadów lekko bezrobotnych i uzyskuję od nich tysiąc podpisów, bo tyle potrzeba. Przechodzi mój wniosek? Przechodzi. A teraz dam inny przykład. Prezydent Zduńskiej Woli ogłosił konkurs na rewitalizację terenu przed dworcem kolejowym i powiedział, że chciałby, aby obywatele zdecydowali o jakości tej przestrzeni. Ale poszedł mądrzejszą drogą. Najpierw poprosił fachowców o przygotowanie warunków konkursu. Sąd konkursowy ma wybrać 2-3 prace, które gwarantują, że ta przestrzeń będzie fajna, niezależnie od tego, kto wygra. I dopiero po przejściu tego merytorycznego sita, projekty są przedstawione do wyboru obywatelom. I oni w swej mądrości wybierają spośród trzech dobrych rozwiązań. Czy to nie jest rozsądniejsze? Mam taką teorię. Jeśli wszystko puszczamy na żywioł, jeśli jest słaba władza, to wzrasta ranga obywatelskich grup, których członkowie nie zawsze mają wypełniony dzień pracą, za to są medialni i potrafią się szybko skrzyknąć. Są prężni i punktują słabą władzę. A władza się boi, bo musi liczyć głosy. Z czasem członkowie stowarzyszenia cyklistów stają się politykami, stają się władzą. Tak długo, aż staną się słabą władzą, którą zacznie podgryzać nowe stowarzyszenie. Gdyby była silna władza i miała ustalony program działania przekazywany kolejnym ekipom rządzącym miastem , to takie stowarzyszenia byłyby najwyżej pożądanym głosem doradczym.

Jakąś dyktaturę Pan postuluje.
Jaką dyktaturę? Jestem jak najbardziej za poradami obywatelskimi, ale nie wprost z ulicy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki