Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Romantyk sportu, felieton Marka Łopińskiego: Skończyło się jak zawsze

Marek Łopiński
Grzegorz Krychowiak
Grzegorz Krychowiak Fot. Szymon Starnawski
Niezbyt udał się Wielki Tydzień Narodowej. W Niedzielę Palmową przyjemna niespodzianka. Przed meczem z groźną Andorą remis brałem w ciemno, a tu proszę, narodowe orły sokoły, co prawda z lekką zadyszką, wykończyły rywali.

Po oszałamiającej victorii wybuchła ogólnonarodowa dyskusja czy genialny Robert Lewandowski powinien grać, a jeśli tak to ile minut. Dlaczego Paulo Sousa nie przewidział, że na sekundy przed zmianą mocarny Andorczyk zwali się Lewemu na kolano.

Zbigniew Boniek uspokajał suwerena, za 5-6 dni Robert dojdzie do przytomności. Dał głos absolwent piątej klasy z Bródna Wojciech Kowalczyk dociekając gdzie i kiedy przyjmuje doktor Boniek vel Kaszpirowski. Docent Zibi z ubolewanie stwierdził, że nawet on nie jest w stanie pomóc Kowalowi.

Maniacy statystyk żądali, grać, bić rekordy. Germanofile rozpaczali, boski Robert nie pobije rekordu Gerda Muellera, który w jednym sezonie Bundesligi strzelił 40 goli.

Przed Wembley radziłem zacumować przed polem karnym rywali piętrowy autobus z naćpanymi kierowcami warszawskich busów. Odmrozić, wzorem Seksmisji, Janka Tomka Tomaszewskiego, niech lata po polu karnym niczym przedwojenny Żyd po pustym sklepie, jak mawia JTT.

Wydarzeniem meczu było zgubienie przez Grzegorza Krychowiaka przepaski na kitkę włosów. Po tym nieszczęściu ukazał się Fred jaskiniowiec, określony przez bogobojnego redaktora, kłania się Wielki Tydzień, bibilijnym Samsonem. Jeszcze mocniej zapisał się w historii naszego futbolu Michał Helik. Trzeba być nie lada bezmózgowcem, żeby debilnie faulować Anglika przy końcowej linii boiska.

Zapamiętamy arbitra Bjoerna Kuipersa. Holender, właściciel kilku supermarketów i, nomen omen, zakładu fryzjerskiego, nie widział ręki angielskiego obrońcy w polu karnym. Cała Polska widziała, tylko sędziego ogarnęła pomroczność jasna.

Pierwsza połowa przypominała Termopile, flegmatyczni Anglicy bawili sią z nami w wilka i zająca. Synowie Albionu grali na pianinie, myśmy nosili pianino. Nasi obrońcy nie potrafili wykopywać piłki, pomocnicy schować jej przed przeciwnikami, z przodu samotne białe żagle głodowały bez życiodajnych podań. Kulawy snajper wyborowy Karol Świderski zamiast atakować, gonił z wywieszonym jęzorem rywali.

Przez pierwsze 45 minut nie oddaliśmy ani jednego strzału na bramkę Anglosasów, a w całym spotkaniu nie wykonaliśmy żadnego rzutu rożnego.

W drugiej połowie, tak jak na Puskas Arenie w Budapeszcie, okazało się, że umiemy grać z silnymi drużynami, i to, o zgrozo, bez Lewego. Może ustępujący prezes PZPN, ksywa ja to załatwię, wytarguje od szefów światowego futbolu, żeby Narodowa Najjaśniejszej Niepodległej zaczynała mecze od drugiej połówki. Tego oczekuje suweren.

Miała być jazda do Kataru przypominająca szarże szwoleżerów urodzonego w Skierniewicach pułkownika Jana Kozietulskiego, a pozostała walka o udział w barażach. Po nich z dwunastu chwilowych szczęśliwców tylko trójka zasiądzie do pańskiego stołu. Miało być wspaniale, skończyło się jak zawsze.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki