Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sędziowie uciekają z boiska. Boją się kibiców, a nawet... piłkarzy

Kacper Chudzik
Czerwona kartka sędziego może doprowadzić do dużej awantury podczas spotkania
Czerwona kartka sędziego może doprowadzić do dużej awantury podczas spotkania fot. Mikołaj Nowacki
Sędziowie podczas spotkań piłkarskich lig okręgowej i niższych muszą mieć stalowe nerwy. Bo bywa tak, że rozzłoszczeni wynikiem spotkania kibice zaczynają ich obrażać i grozić. A czasem nawet słowa zamieniają w czyn.

Podczas meczu podgłogowskich drużyn Iskra Droglowice - Zawisza Serby sędzia musiał ratować się ucieczką z boiska. Wściekli kibice gospodarzy ubliżali arbitrowi i grozili jego pobiciem. Musiała interweniować policja.

- Oficer dyżurny odebrał zgłoszenie od sędziego, który poinformował o agresywnym zachowaniu kibiców podczas meczu - opowiada Bogdan Kaleta, rzecznik głogowskiej policji. - Na miejsce został wysłany patrol. Na widok policjantów zebrani na boisku kibice się uspokoili. Jeden z nich, mieszkaniec Pęcławia, został ukarany 100-złotowym mandatem. Arbitrzy zeszli z boiska razem z policjantami.

Do groźnych sytuacji dochodziło nie tylko w okolicach Głogowa. W tym roku zawodnik Polonii Witków odpowiadał przed sądem za atak na arbitra, który pokazał mu czerwoną kartkę. Małe ligi potrafią też zaskoczyć. Zdarzyło się, że drużyny nie mogły grać, bo zniszczono boisko. Innym razem zawodnik wdał się w bójkę... broniąc ojca.

- Najgorsza sytuacja jest w B--klasach, gdzie na spotkanie wysyłany jest tylko jeden arbiter - opowiada jeden z sędziów, który pragnie zachować anonimowość. - Zdarza się często, że arbiter rezygnuje już po kilku spotkaniach. Gdy zawodnicy lub działacze widzą młodego, niedoświadczonego sędziego, starają mu się narzucać własne warunki. Wielokrotnie zwracaliśmy na to uwagę władzom związku piłkarskiego, ale zamiast zwiększenia bezpieczeństwa, pojawiają się większe wymagania wobec sędziów.

Arbiter wspomina sytuację, gdy kilka lat temu po jednym ze spotkań miał problemy z odjechaniem z boiska. Rozwścieczeni wynikiem meczu kibice chcieli zatrzymać sędziów, obrzucali ich auto błotem.

Nerwy puszczają też zawodnikom. Tak było w październiku 2011 roku podczas spotkania legnickiej B-klasy. Grały ze sobą Polonia Witków i Promień Michów. 30-letni Wiesław P., zawodnik Polonii, rozwścieczony po stracie bramki, podbiegł do sędziego bocznego i zaczął go wyzywać. Gdy od głównego arbitra otrzymał żółtą kartkę, rzucił się na niego z pięściami. Wyleciał za to z boiska, ale po zakończeniu spotkania znów podbiegł do sędziego i zaczął mu grozić.
Mężczyzna został potem skazany przez sąd na grzywnę i nawiązkę wobec sędziego. W maju 2011 roku groźny incydent miał miejsce na spotkaniu rezerw Prochowiczanki Prochowice z Zakaczawiem Legnica. Po spotkaniu zawodnik Zakaczawia podszedł do sędziego i uderzył go w twarz, łamiąc mu szczękę.

Do przepychanki miało dojść również podczas spotkania Rawy Boleścin i LKS II Bystrzyca Górna (okręg świdnicki) w maju. Według relacji działaczy klubu z Bystrzycy ich zawodnik najpierw został uderzony bez piłki przez innego gracza, a po chwili miał dostać w twarz od jednego z działaczy drużyny przeciwnej.

Dolnośląski Związek Piłki Nożnej twierdzi, że problem jest marginalny. - Nie można udawać, że go nie ma, ale proszę zwrócić uwagę na skalę - mówi Paweł Zalewski z DZPN. - Co weekend na Dolnym Śląsku odbywa się kilkaset spotkań, a incydentów jest niewiele.

Małe ligi to jednak nie tylko bójki i awantury z sędziami. Czasem zdarzają się sytuacje, które potrafią zadziwić czy rozśmieszyć. Eugeniusz Borkusz, przewodniczący Komisji Sędziowskiej w Świdnicy, ze śmiechem stwierdza, że o małych ligach mógłby napisać książkę. - Pamiętam sytuację, gdy zawodnik nagle zostawił piłkę i pobiegł w stronę linii bocznej boiska - opowiada pan Eugeniusz. - Tam włączył się w bójkę kibiców. Podbiegłem i pokazałem mu czerwoną kartkę. Wtedy on powiedział do mnie: "Panie sędzio, nie! Co by pan zrobił, jakby panu ojca bili?". Zmiękło mi wtedy serce, bo chłopak faktycznie pobiegł pomagać ojcu, z którym zadarło kilku przyjezdnych. Zamiast czerwonej, dałem mu tylko żółtą kartkę - dodaje Borkusz.

Nieciekawa sytuacja spotkała klub Czarni Wałbrzych, który musiał przesunąć swoje mecze, bo jak podał, jego boisko zostało zryte przez dziki. Okazuje się jednak, że nie tylko zwierzęta maczały w tym palce. - Byłem w komisji, która sprawdzała tę sprawę. Boisko nie do końca było zniszczone przez dziki - mówi Ignacy Pławecki z Kolegium Sędziowskiego OZPN w Wałbrzychu. - Taki prezent zawodnikom sprawili kierowcy, bowiem boisko było zryte oponami.
Można tylko spekulować, czy był to głupi żart, czy może czyjeś celowe działanie?

Drużyny starały się czasem pomóc sobie w uzyskaniu dobrego wyniku. - Stawiało się flaszki przy chorągiewkach linii bocznej. Niezbyt to skutkowało, ale byli tacy, co próbowali - opowiada ze śmiechem weteran małych lig, były działacz jednego z klubów legnickiego okręgu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sędziowie uciekają z boiska. Boją się kibiców, a nawet... piłkarzy - Gazeta Wrocławska

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki