- To nie jest mit. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że kiedy nasz teatr otworzył sceny regionalne, to ludzie z Łodzi rezerwowali sobie bilety na przykład w Sieradzu, Piotrkowie, czy Radomsku, żeby go obejrzeć, bo twierdzili, że tam można łatwiej i szybciej dostać się na to przedstawienie - zapewnia Sebastian Nowicki z działu promocji Teatru im. Stefana Jaracza.
Swoją premierę "Seks, prochy i rock&roll" na Małej Scenie łódzkiego teatru miał 24 maja 1997 roku. Od tamtej pory minęło już 15 lat...
W niedzielę, na deskach Teatru im. Jaracza, spektakl, którego reżyserem jest Jacek Orłowski, będzie pokazany o raz 700.! To niezwykła sytuacja, w której teatr jednego aktora zaskarbia sobie sympatię publiczności na tak długie lata.
Na czym polega fenomen tego monodramu?
- To jest spektakl zrobiony na piątkę z pięcioma plusami. Jest w nim wszystko: genialny tekst, genialny aktor, genialna reżyseria. To genialna historia, którą można jeść łyżkami. Jeśli te wszystkie czynniki się zgodzą i aktor załapie dobrą energię od publiczności, to chyba nic więcej nie potrzeba, by stworzyć dobre dzieło teatralne - mówi Sebastian Nowicki i dodaje, że kiedy przed widzami otwiera się ta "czwarta ściana" i na scenę wchodzi Bronisław Wrocławski, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, bo "Seks, prochy i rock&roll" za każdym razem mają inny smak. I to smak, którego nigdy nie ma się dość...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?