Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Se-ma-for jak pusta skarbonka

Łukasz Kaczyński
Parauszek i jego przyjaciele mieli pchnąć Se-ma-fora na nowe tory, a stali się powodem kłopotów studia
Parauszek i jego przyjaciele mieli pchnąć Se-ma-fora na nowe tory, a stali się powodem kłopotów studia mat. prasowe
Przejęcie studia Se-ma-for przez Anglików przyjęto z niedowierzaniem. To w końcu ważny spadkobierca filmowego mitu Łodzi. Czy można prognozować co teraz czeka słynne studio?

Naprzeciw powielanym przez lokalnych polityków banałom o powrocie "Łodzi filmowej" rzeczywistość wysuwa twarde fakty. Jakby wnerwiła się ciągłym fetyszyzowaniem wyobrażeniami, które nie przystają do realiów.

Tryumf "Idy" i jakość proponowana przez studio Opus Film nie zmienią obecnej Łodzi w HollyŁódź i nie ubarwią rzeczywistości, której częścią jest m.in. sytuacja, w jakiej znalazło się studio Se-ma-for Produkcja Filmowa, do niedawna łódzkie jak żadne inne, dziś bardziej londyńskie niż łódzkie.

Od blisko dwóch tygodni większość udziałów w Se-ma-forze przejęła grupa inwestycyjna Small Screen Entertainment z siedzibą w Londynie. To efekt umowy zawartej przy pożyczce, jaką zaciągnął poprzedni zarząd spółki na pokrycie zobowiązań. Jak wyjaśniał mediom Zbigniew Żmudzki, do niedawna prezes spółki, któremu Łódź zawdzięcza przechowanie nazwy i części sprzętu po likwidowanym państwowym studiu, w trakcie realizacji serialu "Parauszek i przyjaciele" pojawiły się problemy finansowe. Nakręcenie jednego 10-minutowego odcinka "Parauszka" w technice stop-motion to koszt ok. 400 tys. zł. Koszt całego serialu to ok. 5 mln zł.

Nikt nie mówił, że będzie tanio, ale i "Parauszek" wyróżnia się spośród kiepskich plastycznie i wykonawczo "produkcyjniaków".

Studio Se-ma-for przejęte przez Anglików. Czy to koniec studia w Łodzi?

Niestety, choć chcą go trzy stacje telewizyjne w Polsce i kilka w Europie, to koszty nie zwracają się dość szybko.

- Myślę, że nieco się zagalopowaliśmy - przyznał Żmudzki i dodał, że chcieli szybko ukończyć produkcję. Gdyby ktoś chciał być złośliwy, mógłby przywołać znakomity, obsypany nagrodami film "Danny Boy", który w Se-ma-forze stworzył jeden z najzdolniejszych polskich twórców, Marek Skrobecki. Akcja "Danny'ego..." dzieje się w mieście, w którym żaden z mieszkańców, poza głównym bohaterem (czującym się jak odszczepieniec), nie ma głowy. Czyżby skupienie się na "Parauszku" wprowadziło Se-ma-fora w podoby stan? Wydaje się, że problem sięga jednak głębiej.

Niepotrzebna panika wokół Se-ma-fora?

Znikające nazwiska

"Danny Boy" powstał w 2010 r. Gdzie dziś jest jego twórca? Przeniósł się do Gdyni, gdzie pracuje w nowo otwartym Studiu "Trefl". Razem z nim jest Adam Wyrwas, animator mający w dorobku pracę m.in. przy Misiu Uszatku, kilku filmach Skrobeckiego, nagrodzonym Oscarem "Piotrusiu i wilku", ale też przy "Parauszku". Podobnie przypadkiem nie wydaje się odejście Balbiny Bruszewskiej, znakomitej reżyserki, która przez pewien czas była dyrektorem artystycznym Se-ma-fora i miała w nim zrealizować film "Serce w murze" z Chopinem w roli głównej. O filmie słuch zaginął, a Bruszewska wyjechała do USA.

Te znikające nazwiska można wiązać oczywiście z przestawieniem sił studia i Fundacji Se-ma-for z filmów autorskich na produkcję serialu. Przygotowaniem do tego były kursy szkolące animatorów zorganizowane jeszcze nim w 2012 r. Polski Instytut Sztuki Filmowej uruchomił dwumilionową rezerwę dla "Parauszka". Po blisko 10 latach przygotowań i planowania można było rozpocząć produkcję. Ale przez ten czas zmienił się rynek filmowy w kraju, np. Telewizja Polska, mimo apeli filmowców, ograniczając działalność misyjną, stopniowo wycofała się z kupowania polskich produkcji dla dzieci. Są inne, z Chin i z Zachodu, gorsze, ale...
tańsze.

Se-ma-for jakby na przekór czasom trwał przy produkcji jakościowej, artystycznej, czasem tylko realizując reklamy - co dziś Żmudzki uważa za błąd. A za dzierżawę budynku i pracę ludziom artyzmem się nie zapłaci. Miasto przyznaje, że Fundacja Se-ma-for zalega z opłatami za budynek przy EC1. A jeśli oprócz filmowców z Se-ma-fora odchodzą też niżsi rangą pracownicy, to każe zastanowić się ile prawdy jest w głosach o niewypłacanych pensjach.

Jeszcze inne światło rzuca na sprawę stanowisko Polskiego Instytut Sztuki Filmowej, który dotował wszystkie ważne projekty Se-ma-fora. Rzecznik prasowy Instytutu, Rafał Janowski, twierdzi, że "od dłuższego czasu Se-ma-for miał poważne kłopoty finansowe związane z wykorzystaniem dotacji w prawidłowy sposób i przeznaczeniem części z nich na konkretne projekty filmowe". Zawarto ugodę cywilną, która określała, że zaległości będą spłacane w ratach. Terminarz spłat zaproponowało studio, ale nie udało mu się go dotrzymać. Wypłacanie kolejnych dotacji będzie możliwe dopiero po spłacie zadłużenia. . I tu pojawiają się Anglicy, o których zasiadający do niedawna w zarządzie spółki Adam Ptak i Zbigniew Żmudzki mówią, że są szansą na postawienie Se-ma-fora na mocnych, nie glinianych nogach.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Cztery scenariusze

Dzięki Adamowi Ptakowi udało nam skontaktować z Andrew Hartleyem z Small Screen Entertainment. Twierdzi on, że nie ma powodu do paniki, a w pojawieniu się nowej grupy inwestycyjnej należy widzieć wolę zaangażowania się w rozwój sposobu zarządzania studiem, co z kolei umożliwi dostęp do międzynarodowych doświadczeń i rozwinięcie działalności w kierunku komercyjnym.

- Se-ma-for musi poprawić wewnętrzne zarządzanie i zdobyć nowe źródła finansowania, by mógł skupić się tym, co robi najlepiej: na produkcji światowej klasy filmów stop-motion - uważa Hartley. - Nowy dyrektor finansowy już zaczął prace mające zabezpieczenia kapitału dla firmy. To jest niezbędne, bo spółka jest przeciążona zbyt dużą ilością długów.

Hartley zapewnia, że zarząd jest w pełni zainteresowany utrzymaniem produkcji w Łodzi. Przyznaje też, że marka Se-ma-fora jest bardzo mocna w Polsce, także w części Europy i Azji, ale teraz musi być umocniona w Ameryce Północnej.

Wypowiedzi Hartleya, podobnie jak Ptaka i Żmudzkiego, nie wykraczają poza daleko idące ogólniki. To w końcu prywatny biznes i nikomu nic do tego. Pewnie tak by było, gdyby obecna spółka nie była w założeniu spadobiercą tradycji dawnego, państwowego Se-Ma-Fora. Dlatego można pokusić się o prognozowanie przyszłości studia według czterech scenariuszy. Trzeba jednak pamiętać, że umowa zawarta między filmowcami okryta jest tajemnicą handlową.

Scenariusz pierwszy: Żmudzki i Ptak dokonują spłaty długów w czasie i odbierają przekazane Small Screen 51 proc. udziałów. Trudno jednak orzec z czego dawni szefowie Se-ma-fora mieliby spłacić zobowiązania, bo Small Screen już ma dostęp do udziału w zyskach - czy to ze sprzedaży "Parauszka", czy innych produkcji. Być może 51 proc. pozwala także decydować o podziale zysków.

Być może też w umowie określono przewidywane zyski, jakimi przekazane udziały mają zaprocentować Anglikom. Scenariusz drugi: znaleziony zostaje, w kraju lub zagranicą, inwestor (inwestorzy). Otrzymuje on część udziałów, nie wiadomo czy większą od tych, jakie zostawili sobie Żmudzki i Ptak. Dokapitalizowanie spółki umożliwia jej rozwój, ale nie musi oznaczać pozostawienia produkcji w Łodzi. Scenariusz trzeci: studio w stagnacji. Sytuacja nie poprawia się. Żmudzki i Ptak zmuszeni są oddać kolejne (może wszystkie) udziały. Anglikom pozostaje marka. Scenariusz czwarty (też zależny od kondycji studia): mija okres, w jakimi Żmudzki i Ptak mogą odkupić swoje udziały, a Small Screen decyduje się na sprzedaż swych udziałó innemu producentowi. Se-ma-for staje się częścią większej korporacji. Hartley przyznaje, że nie może dziś wypowiadać się za całe Small Screen, ale uważa, że atrakcyjność Se-ma-fora jest oczywista.

- Nie wiadomo jeszcze, w jaką stronę to pójdzie. Podejrzewam, że bardziej ku szukaniu inwestorów niż innych studiów, jak np. Aardman Animations - uważa Hartley i ma nadzieję na utrzymanie dobrych relacji studia z władzami Łodzi, ministerstwem kultury i PISF-em. Zapowiada też, że Se-ma-for ma w zanadrzu kilka ekscytujących projektów i prosi, by artykuł zilustrować "zdjęciem ze wspaniałej produkcji, jaką jest «Parauszek»".

Paradoksalnie z przejęcia udziałów przez Anglików można się (póki co) cieszyć, bo oznacza ono, że Se-ma-for to duża marka. Szkoda, że trzeba było aż takich dowodów. Czego by nie domniemywać, pytanie o przyszłość studia Se-ma-for jest pytaniem o przyszłość Łodzi, nie tylko filmowej. Se-ma-for to nie tylko kontakt z filmową przeszłością miasta. Wyobrazić sobie Łódź bez niego, to strata porównywalna ze zburzeniem całej dzielnicy, tyle że luki tej nie można po prostu zabudować. Ale dzisiejszy Se-ma-for to też marka. Budowali ją świetni fachowcy skupieni wokół nazwy brzmiącej jak marzenie o sukcesie. Teraz najważniejsze zadanie to odbudować zespół i zaufanie. Czeka na to wiele osób, a wiele podmiotów wciąż jeszcze nie zamyka Se-ma-forowi furtki.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki