Challenge w siatkówce to polski wynalazek, który ostatnio zaczęli kopiować i ulepszać Włosi. Prawdopodobnie konkurencja sprawiła, że w turnieju finałowym Pucharu Polski oraz od półfinałów PlusLigi zespoły mogą prosić również o sprawdzenie, czy piłka dotknęła bloku. Wychodzi jednak z tego kabaret, tym bardziej, że coraz częściej zdarza się, że co innego pokazują kamery Polsatu, a co innego kamery challengu. Jest to tłumaczone najczęściej faktem, że kamery Polsatu są mniej dokładne. Problem jednak w tym, że czasem w Polsacie widać dokładnie, że np. zawodnik dotyka siatki, a challenge jakimś cudem tego nie pokazuje.
Jednym z rozwiązań jest udostępnienie przez Polsat obrazu z własnych kamer dla potrzeb systemu challenge. To oczywiście nie załatwiłoby problemu, ale przynajmniej zlikwidowałoby kontrowersje związane z faktem, że widzowie w telewizji widzą co innego, a sędziowie w monitorze co innego.
Ale jest jeszcze jeden problem - według przepisów obowiązujących w PlusLidze, sędzia ma każdorazowo obniżaną notę, jeśli system challenge pokaże, iż popełnił błąd. Jest zatem naturalne, że sędzia, który idzie do monitora sprawdzić decyzję, ma w głowie przede wszystkim chęć udowodnienia, że... błędu nie było. A w sporcie takim, jak siatkówka, w którym sytuacji spornych nie brakuje, nastawienie sędziego jest bardzo istotne.
Korzystanie z systemu challenge kosztuje PlusLigę (czyli de facto kluby) ponad milion złotych rocznie. Niestety, wyraźnie widać, że firma, która go obsługuje nie próbuje się rozwijać, choć otrzymuje wysokie wynagrodzenie. W wielu sytuacjach challenge jest oczywiście potrzebny, ale zbyt często też kompromituje PlusLigę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?