Rodacy za ladami, a raczej ich niewidoczni zazwyczaj szefowie, są najwidoczniej przekonani, że w przedświątecznym pandemonium nastąpi taki moment, że klient wpadnie do sklepu, zawiesi wzrok na czymkolwiek z napisem „wesołych świąt” lub bardziej światowo „merry Christmas”, z radosnym błyskiem w oku chwyci go i pogna do kasy. Najlepiej zanim zdąży uruchomić myślenie i przejdzie mu przez głowę refleksja, czy obdarowany aby na pewno szczerze się będzie uśmiechał przy wigilijnym stole. Okres przedświąteczny generuje aż 1/3 rocznych obrotów sieci. To także świetna okazja, by pozbyć się rzeczy zalegających na magazynach. Nic więc dziwnego, że handlowcy robią wszystko, byśmy tylko skusili się na ich propozycje.
Ale tej pułapki możemy łatwo uniknąć. Można zrezygnować z niespodzianki na rzecz stuprocentowego zadowolenia. W mojej rodzinie tak właśnie robimy: podpowiadamy mikołajowi, co chcielibyśmy dostać, a ten spełnia te prośby. Chciwi marketingowcy i handlowcy nie mają z nami szans. Inna sprawa, że zdecydowana większość prezentów to książki (idealny podarunek dla maniakalnych czytelników), a te najlepiej zamawiać w sieci. Można też zapomnieć o prezentach i skupić się na duchowym wymiarze Bożego Narodzenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?