- Był uwiązany na bardzo krótkim łańcuchu za pomieszczeniem gospodarczym. Przez trzy tygodnie żaden z właścicieli nie przyjechał do niego z wodą ani jedzeniem. Myśleliśmy, że ci ludzie wyprowadzili się razem z psem. Zauważyliśmy go po tygodniu. Wtedy zaczęliśmy dokarmiać, przynosić wodę, ale baliśmy się, że zimy nie przetrzyma - opowiada Beata Makota, mieszkanka Strumian.
Tydzień temu amstaff się zerwał.
- Był tak wygłodzony, że obroża przeszła mu przez głowę. Przyszedł na moją posesję. Dokarmiałam go wcześniej, ale przestraszyłam się - dodaje pani Beata.
W wyborczą niedzielę mieszkańcy Strumian rozwiesili na wsi zdjęcia wygłodzonego, cierpiącego psa.
- Udało nam się znaleźć właścicieli. Po dwóch dniach przyjechali i w końcu zabrali psa. Próbowaliśmy im wytłumaczyć, by go już tu nie zostawiali, bo w końcu dojdzie do tragedii. Mam nadzieję, że zrozumieli - mówi Beata Makota.
Przypadek amstaffa ze Strumian nie jest odosobniony. Do łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami codziennie wpływają sygnały o zaniedbanych i pozostawionych na mrozie zwierzętach.
- Ludzie nie mają wyobraźni. Podczas siarczystych mrozów zwierzęta pozostawione na łańcuchu bez budy nie mają szans. Takie zachowanie to znęcanie się nad zwierzętami, a to jest karalne - mówi Ewa Nawalny, prezes TOZ.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?