W niedzielę podopieczni trenera Jacka Nawrockiego łatwo pokonali w Niemczech VfB Friedrichshafen. To dwunaste kolejne zwycięstwo mistrzów Polski - wygrali osiem meczów pod rząd w PlusLidze i cztery w Lidze Mistrzów.
Grupa D przed startem Ligi Mistrzów określana była jako grupa śmierci. I w tej grupie Skra w czterech meczach osiągnęła najwięcej, jak się dało - cztery zwycięstwa, dwanaście wygranych setów i żadnego przegranego.
- Grupa śmierci ze względu na zespoły, które grają, ale dziś możemy powiedzieć, że ta grupa nam odpowiada, przeciwnicy nam leżą - mówi Nawrocki. Wiele pracowaliśmy, żeby dzisiaj mieć taki komfort.
Zwycięstwo we Friedrichshafen za dwa punkty dawało Skrze awans z grupy, a za trzy punkty w praktyce przesądzało o tym, że bełchatowski zespół wygra grupę. Przed wyjazdem na styczniowy mecz z Trentino Volley mistrzowie Polski mają zapewnione minimum cztery punkty przewagi nad Włochami i w perspektywie ostatni mecz w Łodzi z najsłabszym w grupie rumuńskim Rematem Zalau.
- Mecz we Friedrichshafen będzie inny, niż ten, który rozegraliśmy kilka dni temu w Łodzi - zapowiadał Nawrocki. Szkoleniowiec mistrzów Polski zwracał uwagę, że niemiecka drużyna zagra z nożem na gardle, bo zwycięstwo dawałoby jej nadzieję na wyjście z grupy. - A poza tym atmosfera w hali mistrza Niemiec jest świetna, a kibice mocno wspierają gospodarzy - dodał.
Kibice niemieccy rzeczywiście fantastycznie dopingowali, cherleaderki zachwycały swoją urodą, ale niewiele to pomogło. 3200 fanów stworzyło świetną atmosferę, w której Skra czuje się najlepiej. Bełchatowianie, którzy niemal w komplecie są reprezentantami swoich krajów i mają za sobą występy na najważniejszych światowych imprezach, nie mogli przestraszyć się kibiców w hali we Friedrichshafen. Podobnie jak i ludowego zespołu grającego na kobzach, który też pokazał się w hali.
Zresztą bełchatowscy siatkarze też mieli we Friedrichshafen swoich fanów. Wprawdzie na mecz nie przyjechali kibice z Bełchatowa, ale i tak w hali było kilkudziesięciu Polaków, którzy z flagami narodowymi kibicowali mistrzom Polski. A po meczu mieli powody do radości, by gospodarze bylio tłem dla rywali z Polski.
Różnica w umiejętnościach między bełchatowianami, a zespołem trenera Steliana Moculescu jest obecnie olbrzymia. Siatkarze PGE Skry są w rewelacyjnej dyspozycji i trudno dziś wskazać zespół, który może ich zatrzymać. Nie dawno nawet Trentino nie dało przecież rady...
W pierwszym secie, zwłaszcza na początku, mistrzowie Niemiec próbowali dorównać Skrze. Bełchatowianie świetnie jednak zagrywali i mieli masę wybloków, przez co stopniowo uciekali swoim przeciwnikom. Tuż po drugiej przerwie technicznej VfB zbliżył się wprawdzie na jeden punkt (17:18), ale od tego momentu mistrzowie Polski przestali popełniać błędy. A pojedynczy blok Marcina Możdżonka, który zakończył pierwszą partię, zachwycił nawet niemieckich kibiców.
- Gram we Friedrichshafen cztery lata i przyznam szczerze, że nie pamiętam meczu, który przegralibyśmy równie łatwo - komentował kapitan niemieckiej drużyny Joao Jose. - Nie możemy mieć nawet do siebie większych pretensji, bo robiliśmy to, co mogliśmy. A, że mogliśmy niewiele to zasługa zespołu z Polski.
Pozostałe partie były już formalnością, bo z każdą piłką zespół z Friedrichshafen tracił wiarę, a rozpędzeni bełchatowianie bawili się siatkówką. W każdym elemencie byli zespołem lepszym, a Mariusz Wlazły, Bartosz Kurek, Michał Winiarski i Marcin Możdżonek popisywali się widowiskowymi atakami.
Niemieccy kibice w połowie trzeciego seta zaczęli powoli opuszczać halę. Nawet maskotka VfB, sympatyczny niedźwiadek z dużym brzuchem, nie machał łapką jak przed meczem. Niemcy byli kompletnie załamani, bo tracą szansę na wyjście z grupy. Teraz, by razem ze Skrą zagrać w kolejnej rundzie, muszą pokonać Trentino i liczyć, że bełchatowianie odbiorą Włochom punkty w meczu, który odbędzie się 5 stycznia. Jest też szansa na wyjście z trzeciego miejsca, ale to będzie zależało od dorobku punktowego zespołów z innych grup.
Teraz celem bełchatowskiej drużyny jest medal na Klubowych Mistrzostwach Świata, które rozpoczną się w czwartek w katarskiej Dausze. Oczywiście mistrzowie Polski chcą złotego medalu i - patrząc na ich formę na tle innych drużyn - nie jest to wcale niemożliwe. Kilkanaście dni temu w Łodzi wygrali przecież ze zwycięzcą ostatniej edycji Ligi Mistrzów i Klubowych Mistrzostw Świata, Trentino Volley.
- Powiem szczerze, że spodziewałem się, że to będzie ciężki mecz - mówi Daniel Pliński. - Wierzyłem w zwycięstwo, ale nie tak wysokie. Zapewniliśmy sobie wyjście z grupy, a trzy punkty z Rumunami dają nam zwycięstwo w grupie. Ale spokojnie, mamy też mecz w Trento. Mecz za meczem - to jest nasza metoda. I myślę, że dobra - dodał środkowy mistrzów Polski, który kolejny raz zagrał bardzo dobrze.
O sile Skry decydują dziś właściwie wszyscy zawodnicy, bo wszyscy są w wyśmienitej dyspozycji. Świetnie radzi sobie krytykowany w poprzednich sezonach hiszpański rozgrywający Miguel Falasca, który przed rozpoczęciem obecnego sezonu przedłużył kontrakt ze Skrą. I dziś nikt tego nie może żałować. - Budujemy konsekwentnie zespół od kilku lat i na tym polega też dzisiaj nasza siła. Zespół jest zgrany, a gracze świetnie się rozumieją - mówi prezes mistrzów Polski Konrad Piechocki.
W bełchatowskiej drużynie jest wielu graczy, którzy potrafią zaprezentować wybitny poziom. Jak choćby Mariusz Wlazły, który w niedzielę we Friedrichshafen zadziwiał nawet trenera Nawrockiego. Po jednym z ataków, gdy Wlazły sprytnie ominął potrójny blok i posłał piłkę technicznym uderzeniem z linię boczną, Nawrocki z podziwem kiwał głową. Mógł być zadowolony ze swojej drużyny w stu procentach. A spotkanie najlepiej zapamięta Karol Kłos, który wreszcie doczekał się debiutu w Lidze Mistrzów.
- Staramy się grać piłkę za piłką, jak popełnimy błąd, to o tym nie myślimy. I tyle, staramy się to realizować - mówi Mariusz Wlazły. - Sądząc po dwóch ostatnich setach to nie był to trudny mecz, ale w pierwszym była walka. Nie dziwię się, że tu przegrywają najlepsze zespoły, bo ta hala jest specyficzna.
W poniedziałek rano bełchatowianie ruszają do Kataru. Będą tam wcześniej m.in. od Trentino Volley, które jeszcze wieczorem rozegra mecz Ligi Mistrzów z Rematem Zalau, a podróż nad Zatokę Perską rozpocznie dopiero jutro.
- Czy jesteśmy faworytami? Nie myślę o tym. W Katarze jest inna specyfika, inna atmosfera, bo jest wiele drużyn egzotycznych i wiele sposobów grania. Nie będzie nam łatwo, to na pewno. I bardzo proszę o spokój z tym określaniem nas jako faworytów. My spokojnie podchodzimy do tych zwycięstw i nie nosimy głowy w chmurach.
Trudno jednak zaprzeczyć, że Skra gra dziś najlepszą siatkówkę ze wszystkich drużyn, które w Dausze walczyć będą o medale Klubowych Mistrzostw Świata. - Nie ma presji, bo tak jak mówiłem - gramy od meczu do meczu - mówi Wlazły. - Teraz myślimy o pierwszym spotkaniu, które zagramy w Katarze. I chcemy wygrywać każdy kolejny mecz.
VfB Friedrichshafen - PGE Skra Bełchatów 0:3(20:25, 19:25, 18:25)
VfB: Tichacek, Trommel 8, Bauer 5, Gontariu 2, Winters 4, Jose 10, Rosić (libero) oraz Venno 3, Zatko 2, Fromm, Vemic 2, Böhme. Trener: Stelian Moculescu.
PGE Skra: Falasca 2, Możdżonek 9, Winiarski 9, Wlazły 14, Kurek 8, Pliński 7, Zatorski (libero) oraz Antiga 3, Woicki, Novotny 1, Bąkiewicz 1, Kłos. Trener: Jacek Nawrocki.
Drugi mecz czwartej kolejki grupy D, Trentino Volley - Remat Zalau odbędzie się w poniedziałek o godz. 20.30
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?