Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Nowak: minister, który skreślił polskie TGV

Joanna Miziołek
O Nowaku mówi się, że kiedy któryś z urzędników mówi, że czegoś nie da się zrobić, to od razu jest u niego na cenzurowanym.
O Nowaku mówi się, że kiedy któryś z urzędników mówi, że czegoś nie da się zrobić, to od razu jest u niego na cenzurowanym. Polskapresse archiwum
Jego gabinet w ministerstwie wygląda jak sztab wojskowy przed bitwą - mapy, wykresy, strzałki. A sam minister postawił sobie cel: nie polec na pułapkach w resorcie

Pojawił nam się na kolei nowy model. Top model. Tylko czy aż tyle nam potrzeba? - mieli żartować kolejarze po ogłoszeniu nazwiska nowego szefa transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Drobne złośliwości w stosunku do Sławomira Nowaka szybko się skończyły. Dokładnie po jego pierwszej gospodarskiej wizycie. Niemal codziennie były odprawy z kolejarzami w sprawie nowego rozkładu jazdy, przygotowania do zimy. Teraz każdego dnia dostaje kilkadziesiąt powiadomień SMS-owych o sytuacji na torach. A z pracownikami kolei na telefonach jest cały czas. Wprowadził istny rygor.

Sławomir Nowak nowym zadaniem, które postawił przed nim Donald Tusk, realnie się przejął. W ministerstwie wykazuje dużo determinacji i zaangażowania. A że starać musi się bardziej od innych, wiedzą wszyscy politycy Platformy. Bo zaraz po nominacji spadła na niego wyjątkowo bolesna fala ataków. W oczach opozycji zawinił dwiema kwestiami. Pierwsza to nienaganny wygląd, przez co wraz z nową minister sportu Joanną Muchą został okrzyknięty ładną buzią rządu. Druga to wieloletnia bliska współpraca z Donaldem Tuskiem. Sławomir Nowak postanowił zmienić ten wizerunek i zbudować silną pozycję. Być może szefowanie resortem infrastruktury będzie początkiem jego samodzielnej kariery i raz na zawsze odklei się od niego łatka przybocznego premiera.

Zaraz po objęciu stanowiska Nowak ogłosił pełną mobilizację w ministerstwie. Co to oznacza i jak wygląda jego praca krok po kroku? Aby się przekonać, najpierw warto odwiedzić gabinet ministra. Pokój wygląda niczym sztab generalny, a Sławomir Nowak sprawia wrażenie, jakby właśnie przygotowywał się do operacji wojskowej. Wokół niego leży pełno map i BIP kart. Jeden z naszych rozmówców śmieje się, że brakuje tam jeszcze tylko czołgu.

- Sławek ma taką technikę pracy. Jest wzrokowcem. Każdy, kto z nim współpracował, wie, że koło niego jest pełno kartek, przyrządów do pomiarów, w końcu map. A na nich ma rozpisane kluczowe dla niego rzeczy. Kiedy ma zobrazowany plan działania, łatwiej mu się myśli - mówi nam jeden ze znanych polityków Platformy. Nowak za jedno z podstawowych zadań postawił sobie rewitalizację i modernizację linii kolejowych między głównymi ośrodkami w Polsce. Obecnie jest już po kilku spotkaniach w sprawie inwestycji kolejowych. Właśnie siada do przeglądania projektu po projekcie. Minister kazał wszystkim służbom podległym i generalnym polskim liniom kolejowym przygotowywać co tydzień odświeżane mapy dotyczące postępów w inwestycjach. Każda z nich musi być opisana na mapie. Do tego pracownicy mają dostarczać informacje, kto jest odpowiedzialny za inwestycję, kto ją pilotuje, dokładnie z imienia i nazwiska. Wszystko po to, żeby Nowak mógł tam osobiście zadzwonić i dopytywać.

Na pracowników kolei po kilku tygodniach szefowania ministra musiał paść pewnie blady strach. Ale nie tylko na nich. Bo pan minister ustawił w szyku też urzędników. - Poprzednie doświadczenia z pracy w kancelarii premiera, potem prezydenta, sprawiło, że niemal od podszewki zna tajniki funkcjonowania administracji. Jest dobrym zarządcą, a to najważniejsze w tak dużym molochu jak Ministerstwo Transportu - mówi Paweł Olszewski, jego wieloletni kolega. - Na tyle poznał urzędników, że wie, iż czasami trzeba jechać po bandzie, żeby zrealizować jakieś zamierzenie, i nie dać się łatwo spławić. Biurokracja uwielbia sformułowania: "tak musi być" albo "to wynika z dyrektyw unijnych". Na takie słowa Sławek ma uczulenie - dorzuca inny. O Nowaku krąży nawet anegdota, że kiedy któryś z urzędników mówi, że czegoś nie da się zrobić, to od razu jest u niego na cenzurowanym.
- Sławek wtedy już wie, że on nie chce, a nie że się nie da - twierdzi nasz rozmówca.
Zresztą już teraz minister transportu na najbliższy rok postawił dyrektor generalnej zadanie redukcji zatrudnienia o 10 proc. A od 1 stycznia Nowak zlikwidował etaty przedstawicieli zagranicznych resortu. Do tej pory w kilku stolicach europejskich minister infrastruktury miał swoich oficjalnych ambasadorów, co kosztowało prawie 3 mln zł rocznie. Teraz wpierać resort transportu mają tylko palcówki MSZ. To jednak nie koniec zmian kompetencyjnych. Bo sobie samemu Nowak też chce odjąć część zakresu uprawnień i przekazać je na barki marszałków sejmików wojewódzkich. Co chce oddać? Na przykład uprawnienia do ustalania ceny za egzamin na prawo jazdy, który przeprowadzają marszałkowie. Jest jeszcze kilka podobnych absurdalnych kompetencji, które przysługują ministrowi infrastruktury, a których chce się pozbyć Nowak.

Oprócz porządków w strukturze ministerstwa szef resortu zajął się również przeglądem zadań, jakie postawił przed sobą w poprzedniej kadencji Cezary Grabarczyk. Jedno z nich już teraz skreślił. A mianowicie powstanie pociągu szybkich prędkości Pendolino. O tym, że nie będzie polskiego TGV, Sławomir Nowak z premierem rozmawiał dużo wcześniej.

Tusk miał wyrazić się jasno: w czasach kryzysu warto mieć marzenia, ale nas na nie nie stać. Projekt miał kosztować ok. 20 mld zł. Minister infrastruktury kwestię pociągu szybkich prędkości przedyskutował z wieloma ekspertami. Wszyscy mieli podobny pogląd. Wszyscy odradzali budowę takich kolei. Nowak twierdzi , że w Polsce mamy o wiele więcej żywych potrzeb niż budowa kolei szybkich prędkości. A wśród nich choćby 30 lat nieremontowane tory kolejowe czy wagony, które mają średnio 28 lat. I właśnie na to chce przeznaczyć pieniądze. Zresztą zapowiedział, że prawie szybkie koleje będą po 2014 r. na trasie Warszawa - Gdańsk, czas przejazdu ma wynosić 2 godziny 20 minut.

Stanisław Wziątek (SLD) dobrze ocenia pierwsze zapowiedzi nowego ministra infrastruktury. - Teraz pociągi nie osiągają średniej prędkości. Lepiej zająć się ich remontem niż planować szybkie koleje, na które na tym etapie rozwoju gospodarczego ani nas nie stać, ani nie są nam potrzebne - uważa Wziątek. Nieco innego zdania jest były minister transportu Jerzy Polaczek (PiS). Jego zdaniem Sławomir Nowak w sprawie kolei szybkich prędkości powinien odnieść się do uchwały rządu, która na ten temat została przyjęta. A według niej jesteśmy zobowiązani je wybudować.

Polityków opozycji zastawia jednak, co dalej z drogami i czy rzeczywiście Nowak na tym obszarze będzie jedynie zbierał oklaski za zasługi Cezarego Grabarczyka, który rozpoczął inwestycje. Nawet jeśli, to PR-owsko z kłopotliwej sytuacji nowy minister infrastruktury bardzo dobrze wybrnął. Kilkanaście dni po objęciu przez niego urzędu, kiedy była otwierana autostrada A2 Nowy Tomyśl - Świecko, poprosił i Grabarczyka, i szefów tamtej autostrady, żeby potraktowali obecnego pana wicemarszałka, jako tego, który będzie reprezentował go w czasie tej uroczystości. W ten sposób pokazał, że nie pcha się do przecinania wstęg.
Jerzy Polaczek uważa nawet, że nie jest bezpodstawne zarzucanie nowemu ministrowi, że będzie zbierał laury po poprzedniku, bo przecież Cezary Grabarczyk też po kimś wstęgi przecinał. A dokładniej realizował inwestycje zaplanowane w latach 2005-2007. Zresztą cele przewidziane dla Grabarczyka były zgoła inne niż te, które ma przed sobą Nowak. Jego poprzednik miał za zadanie uruchomienie programu drogowego i to zrobił. Dzisiaj mamy kilka rysów na A1, A4 i A2. Nowy minister zaś musi przypilnować wszystkich rozpoczętych inwestycji drogowych. Zapowiedział, że co miesiąc będzie na budowie A2, aż do zakończenia tej inwestycji. Będzie też na A1 i A4. A jego spotkania z ludźmi wcale nie należą do łatwych.

- Sławek nie zbiera tam koncertu życzeń, a raczej styka się z bieżącymi problemami na niezbudowanych drogach. To dla niego wyjątkowo trudne. Nie jest przyzwyczajony do takich sytuacji - mówi nam polityk PO. Twierdzi, że Nowakowi bardzo zależy na tym, żeby wypaść dobrze w nowej roli. - W końcu firmuje to swoją twarzą i nazwiskiem - dodaje.

A przecież wcześniej był niczym szara eminencja Platformy. Od lat odpowiedzialny za kilka z kolei kampanii, a to partii, a to prezydenta. Dał się poznać jako doskonały PR-owiec. Jednak chyba szybko zrozumiał, że polskim drogom nie wystarczy tylko PR. Bo właśnie w ostatni czwartek zaliczył medialną wpadkę. Spóźnił się do studia radia Tok FM na poranną rozmowę z Janiną Paradowską.

- Może następnym razem pana obudzę telefonem wcześniej - śmiała się publicystka. - Wcale nie zaspałem, to przez utrudnienia na drodze - odpalił Nowak. - No coś takiego, minister transportu ma problemy z transportem - zadrwiła na koniec Paradowska.

Choć najpewniej to spóźnienie wynikało z tego, że nowy minister od momentu, gdy objął stanowisko, cierpi na ustawiczny brak wolnego czasu. Nawet na własne urodziny, które miał w tamtym tygodniu, nie wrócił do domu w Gdańsku. Tym razem to żona musiała przyjechać do stolicy. A wszystko dlatego, że na czas wdrożenia rozkładu jazdy pociągów minister Nowak wprowadził pełną mobilizację. Wszyscy odpowiedzialni za PKP mają teraz zakaz urlopowy i muszą być na miejscu.

Znajomi Nowaka mówią, że ostatnio jest tak pochłonięty pracą, iż jest niemal wszędzie. A to spotykają go w KPRM, a to znów w innym niż jego ministerstwie. - Jest praktykiem, nie wizjonerem. Nie wierzy w wielkie sukcesy, wielkie projekty, ale politykę małych kroków. A to może osiągnąć tylko pracą organiczną - mówi polityk Platformy. W końcu to właśnie ona doprowadziła go z szefa platformerskiej młodzieżówki na stanowisko ministra infrastruktury.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki