Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słonica Magda: kochała opiekunów, odgryzała się weterynarzom [ZDJĘCIA]

Jacek Losik
Jacek Losik
Jakub Pokora/archiwum Dziennika Łódzkiego
W piątek, 22 stycznia, lekarze z łódzkiego zoo uśpili słonicę Magdę. Pracownicy ogrodu wspominają wybryki, których było niemało w trakcie 54 lat życia samicy. Obrywało się głównie weterynarzom.

Od tygodnia w Miejskim Ogrodzie Zoologicznym w Łodzi trwa żałoba. Powodem ogólnego przygnębienia jest śmierć słonicy Magdy - ikony łódzkiego zoo oraz jednocześnie jego nastarszej mieszkanki. Historiami o legendarnych psikusach staruszki dzielą się wszyscy - od opiekunów, którzy pracowali z nią kilkadziesiąt lat, po władze ogrodu. Jak wspominają Magdę ci, którzy znali ją najlepiej?

44 lata z panem Grzegorzem

Słonica przyjechała do ogrodu zoologicznego na Zdrowiu w towarzystwie dwóch koleżanek - Indii i Kingi. Wszystkie trzy straciły matki, dlatego znalazły się w tzw. żłobku dla słoni. W 1963 roku zdecydowano, że trafią do Łodzi (Kinga następnie została przewieziona do Krakowa), gdzie dziewięć lat później spotkały Grzegorza Adamczyka - młodego pielęgniarza zwierząt, który miał się nimi opiekować do końca ich życia. W przypadku Magdy, były to 44 lata.

- Przyszedłem do zoo w 1972 roku, gdy słonie miały już o około 10 lat. Magda ważyła wówczas 2,5 tony. W trakcie mojej pracy jej waga się podwoiła - wspomina Grzegorz Adamczyk. - Od samego początku była bardzo rozrywkowa. Szukała kontaktu z człowiekiem oraz chętnie się uczyła. India natomiast była raczej krnąbrna i uparta. Niespecjalnie chciała też reagować na nasze polecenia.

Jak wspomina pan Grzegorz, słonice w czasach młodości były pełne energii. Gdy przyjechały do Łodzi, na ich wybiegu rosło osiem drzew. Rozbiegane, kilkutonowe zwierzęta sprawiły z czasem, że wybieg szybko zmienił się w pustynię. Słonice, zdaniem pielęgniarza ciekawiło wszystko, a zwłaszcza... pierwszy śnieg.

CZYTAJ TEŻ: Wiosna zimą w łódzkim zoo

- To zawsze był dla nich ubaw. Gdy tylko spadły pierwsze płatki śniegu, wypuszczaliśmy je na zewnątrz i zaczynało się szaleństwo - mówi pan Grzegorz. - Zachowywały się jak małe kotki - biegały, przewracały się, tarzały i cały czas pokwikiwały. Było widać w ich oczach autentyczną radość.

Latem, radość samicom sprawiały natomiast ich ulubione „zabawki”, czyli opony od ciągników rolniczych. Zwierzęta chętnie podrzucały je, a później goniły, gdy zaczęły się toczyć. Słonice z radością ścigały również opiekunów, którzy specjalnie przed nimi uciekali.

- Wielką radość sprawiały Magdzie (w przeciwieństwie do Indii) także treningi, w trakcie których uczyła się wykonywania komend, typu połóż się, trąba do góry, głowa na dół itp. Umiała też odpowiednio podnieść nogę, abyśmy mogli wejść na jej grzbiet. Później, oczywiście wszystko w ramach zabawy, jeździliśmy na niej, co też bardzo lubiła - mówi jej opiekun.

Ciemna strona słonicy

Najzabawniejsze sytuacje, przynajmniej według pracowników łódzkiego ogrodu zoologicznego, miały jednak miejsce z udziałem odwiedzających. Opiekunowie zaznaczają jednak, że sytuacje, w których słonica naprzykrzała się łodzianom, często wynikały z ułańskiej fantazji zwiedzających.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Wiele osób pewnie pamięta, że Magda dla najbliższych była łagodna, ale dla obcych nie zawsze była zbyt miła. Gdy ktoś z jakiegoś powodu się jej nie spodobał, potrafiła obrzucić go piachem, oblać wodą lub... cisnąć w niego kałem - wspomina pan Grzegorz. - Oczywiście te historie są zabawne dla nas, ale na pewno nie dla tych, którzy w nich uczestniczyli. Trzeba jednak przyznać, że część osób prosiła się o kłopoty. Jeden mężczyzna na przykład przeskoczył barierkę i wszedł do basenu Magdy, gdy ta była na wybiegu. Ruszyła w jego stronę, ale zdążył wyskoczyć, do niczego więc nie doszło. Ludzie często jednak prowokują zwierzęta, nie zdając sobie sprawy, że to mimo wszystko dzikie stworzenia.

CZYTAJ TEŻ: Słonica Magda kończy 50 lat

Jak wspomina Tomasz Jóźwik, naczelnik łódzkiego ogrodu zoologicznego, słonica dawała się we znaki nie tylko obcym, ale również weterynarzom, którym odpłacała się za nieprzyjemne zabiegi. Często w celu skarcenia lekarzy stosowała podstępy.

- Pracę w zoo rozpocząłem w 2006 roku jako weterynarz. Od samego początku dość często bywałem w słoniarni, bo India była wówczas bardzo chora. Później, gdy India zaniemogła i została uśpiona w 2008 roku, odwiedzałem Magdę dla przyjemności. Była bardzo kontaktowym zwierzęciem, np. dawała się drapać po języku. Po niektórych zabiegach była jednak wyrażnie na nas obrażona - mówi Tomasz Jóźwik.

Słonica, zdaniem naczelnika, nie znosiła przede wszystkim lekarstw, przemycanych w jej smakołykach. Podczas planowania „zemsty” na złych lekarzach, wykazywała się niezwykłą kreatywnością.

- Oj, nienawidziła, gdy dawaliśmy jej lekarstwa, ukryte w pokarmie. Udawała wtedy, że chce zjeść kolejną porcję, otwierała paszczę, zachęcając nas, abyśmy podeszli bliżej, a gdy znaleźliśmy się w zasięgu trąby, to z całej siły waliła nas po plecach - opowiada ze śmiechem Tomasz Jóźwik.

„Polowanie” słonicy na weterynarzy nie kończyło się jednak wraz z końcem zabiegu. Lekarze musieli uważać na złość Magdy, będąc nawet poza słoniarnią. Samica miała bowiem talent do celnego rzucania przedmiotami w ich pojazd.

- Czasem wystarczyło, żeby zobaczyła gdzieś nasz wózek weterynaryjny, aby zaraz w jego kierunku poleciały kamienie. Musieliśmy być czujni, bo niby udawała, że nas nie widzi, ale zaraz, ni stąd, ni zowąd, nagle w jej trąbie pojawiał się kamyczek, który chwilę później szybował w naszą stronę. Nikomu nic się jednak nigdy nie stało - wspomina Jóźwik.

Śmierć Indii i postępująca choroba

Wraz upływem lat, słonice z łódzkiego ogrodu stawały się coraz bardziej apatyczne. India po bardzo bolesnej chorobie została uśpiona. Dla jej towarzyszki był to bardzo duży cios. Słonica stała się otępiała, a z tęsknoty zaczęła nawoływać zmarłą koleżankę. Ostatecznie otrząsnęła się ze smutku, ale sama zaczęła cierpieć na chorobę zwyrodnieniową stawów oraz zaburzenia krążenia w nogach. Choroba objawiała się rozległym owrzodzeniem nóg, jak również trudnościami w poruszaniu się. Stan słonicy pogorszył się ubiegłorocznej zimy. Dzięki terapii laserowej udało się jednak zahamować rozwój choroby. Aż do środy, 20 stycznia.

CZYTAJ: Zoo w Łodzi: Słonica Magda czuje się coraz gorzej

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Gdy rano przyszliśmy do pracy, na początku wszystko wyglądało normalnie. Po chwili zauważyliśmy jednak, że słoń dziwnie chodzi - nie używa prawej tylnej nogi, którą miał najbardziej zdrową - wspomina jeden z opiekunów.

Powstało podejrzenie, że Magda doznała urazu w kończynę, która od wielu miesięcy dźwigała największy ciężar. Efekt był taki, że słonica stała tylko na trzech, chorych nogach. Wyraźne cierpienie i brak szans na wyleczenie spowodowały, że po długich konsultacjach z weterynarzami z pozostałych polskich ogrodów zoologicznych, zdecydowano o uśpieniu zwierzęcia. W noce ze środy na czwartek oraz z czwartku na piątek czuwali przy niej jej najbliżsi pielęgniarze.

- W piątek, 22 stycznia, Magda otrzymała znieczulenie, a gdy zasnęła, podaliśmy jej środek wyłączający funkcje życiowe. Później, po sekcji, jej zwłoki odebrała firma, która spaliła jej szczątki - relacjonuje Tomasz Jóźwik.

Tym samym, łódzkie zoo pogrążyło się w żałobie.

CZYTAJ: Słonica Magda nie żyje. Odeszła najstarsza mieszkanka łódzkiego zoo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki