17 kwietnia, piątek, minuty przed godz. 19 karetka przywozi do Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Kopernika w Piotrkowie małego chłopczyka. Jest w stanie krytycznym. Lekarze walczą długo o jego życie, ale po dwugodzinnej reanimacji dziecko umiera.
- W trybie natychmiastowym wdrożono intensywną terapię, lecz niestety po około godzinie nastąpiło ustanie funkcji życiowych pacjenta. Wszczęto reanimację wraz z zespołem reanimacyjnym, jednak pomimo zaawansowanych czynności reanimacyjnych nie uzyskano powrotu funkcji życiowych u dziecka - mówi Ewa Tarnowska-Ciotucha, rzecznik szpitala w Piotrkowie. - Około godz. 21 lekarze stwierdzili zgon.
Wcześniej, w tygodniu poprzedzającym zgon, chłopczyk był leczony w przychodni podstawowej opieki zdrowotnej. Malec z rodzicami mieszkał w gminie Rozprza w pow. piotrkowskim. Jak wynika z informacji zgromadzonych już przez Prokuraturę Rejonową w Piotrkowie, dziecko cierpiało w ostatnim czasie na biegunki i wymioty. Było leczone w miejscowej przychodni podstawowej opieki zdrowotnej.
- Matka dwukrotnie, 14 i 16 kwietnia, była z dzieckiem u lekarza rodzinnego - mówi Sławomir Mamrot, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie, która kilka dni po śmierci chłopczyka wszczęła w tej sprawie śledztwo.
Jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
- Nie możemy wykluczyć niczego, ani błędu w sztuce lekarskiej, ani zaniedbań w sposobie leczenia. Wszystkie okoliczności zostaną dokładnie sprawdzone - zastrzega prokurator Mamrot.
Na razie śledczy gromadzą dokumentację medyczną małego pacjenta. Potem przeanalizują ją biegli, bo jak dotąd nie ustalono bezpośredniej przyczyny śmierci 1,5-letniego chłopczyka. Prokuratura czeka też na wyniki badań histopatologicznych wycinków pobranych z ciała zmarłego dziecka.
Rok temu, także w gminie Rozprza, wydarzyła się podobna tragedia - zmarł 3,5--miesięczny chłopiec. Wcześniej dziecko chorowało na zapalenie płuc i w związku z tym przebywało przez niemal dwa tygodnie w szpitalu. Do domu zostało wypisane w stanie ogólnym dobrym i bez szczególnych zaleceń. Dramat wydarzył się następnego dnia po powrocie niemowlęcia do domu. Karetkę wezwała zrozpaczona matka dziecka, informując, że chłopczyk nie oddycha. Dwie godziny wcześniej jadł, a potem usnął.
Zespół ratowników, który przyjechał na miejsce, stwierdził zatrzymanie akcji serca. Ratownicy podjęli reanimację, która była prowadzona przez 40 minut, także przez całą drogę z Rozprzy do szpitala oraz już w placówce. Niestety chłopczyka nie udało się uratować. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu było zadławienie się dziecka treścią pokarmową.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?