Czteromiesięczna dziewczynka zmarła w szpitalu w Zabrzu. Początkowo konsultowana była przez teleporadę. Ostatecznie rodzice wezwali pogotowie, które przewiozło w nocy dziecko do szpitala. Dziewczynkę zabiła sepsa piorunująca? Sprawę bada prokuratura.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
Dziennik Zachodni ustalił, że dziewczynka trafiła do centrum pediatrii w Szpitalu Klinicznym w Zabrzu, w nocy 25 lutego. Dziennikarze dotarli do rodziców dziewczynki. Mieli oni wcześniej konsultować się z lekarzem przez teleporadę. Opisali dokładnie niepokojące objawy u dziecka: gorączka, biegunka, apatyczność. Rodzice zdecydowali się wezwać pogotowie, gdy na ciele dziewczynki pojawiły się wybroczyny.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
Niestety, mimo starań lekarzy, dziewczynka zmarła z powodu sepsy piorunującej, czyli zespołu Waterhouse'a i Friderichsena. Chorobę tę wywołują meningokoki. Zgon nastąpił po około 11 godzinach od rozpoznania choroby. CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
Tak całą sytuację komentuje rzecznik Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach:
- Był to przypadek wstrząsu septycznego i ciężkiej niewydolności wielonarządowej. Sepsa powstaje na skutek zakażenia, które w początkowej fazie może być trudne do odróżnienia od przeziębienia lub nieżytu żołądkowo-jelitowego - wyjaśniła dziennikarzom Agata Pustułka
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>