Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spółdzielnie mieszkaniowe to relikt PRL. Spółdzielcy faktycznie nie mają w nich głosu

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu) archiwum prywatne
Spółdzielnie mieszkaniowe zamiast stanowić instrument, poprzez który obywatele zrzeszają się, aby razem decydować o wspólnocie i jej mieniu, stały się organizmami całkowicie odseparowanymi od spółdzielców. Stanowią synekury dla ludzi, którzy zwykle wiele lat temu zdobyli tam posady i dzięki stworzonemu systemowi stali się faktycznie nieusuwalni i w pełni odporni na wpływ samych spółdzielców.

W efekcie mamy do czynienia z nagminnym złym zarządzaniem, a już na pewno brakiem otwartości na postulaty mieszkańców, słabym wykonawstwem remontów, których jakość, jak na przykład odnawianie klatek schodowych, naprawdę przypomina czasy sprzed 1989 roku. Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie spółdzielnie są złe. Można znaleźć wyjątki, ale system deprawuje zarządzających i nie daje głosu spółdzielcom. Najwyższy czas na zmianę przepisów.

Spółdzielnie są jak quasi-monopole

Część posłów Platformy Obywatelskiej próbuje przeforsować niezwykle obiecującą inicjatywę ustawodawczą, która wreszcie pozwoli spółdzielcom w faktyczny sposób decydować czy chcą dalej przynależeć do spółdzielni, na którą nie mają wpływu, czy też założyć mniejszą wspólnotę mieszkaniową i powierzyć zadania, które realizuje spółdzielnia w ręce innego prywatnego podmioty czy zarządcy. To niezwykle ważne, ponieważ wpływ pojedynczej osoby na decyzje w mniejszej wspólnocie jest zdecydowanie większy niż w gigantycznej spółdzielni.

Co więcej, zapis zmusi wszystkich, zarówno spółdzielnie jak i zarządców wspólnot do większej dbałości o swojego klienta, czyli spółdzielców. Po prostu dziś odejście ze spółdzielni mieszkaniowej jest niezwykle trudne, twory te mają pozycję wręcz quasi-monopolistyczną na "swoich" terytoriach, więc mogą sobie pozwolić na dostarczanie niedoskonałych produktów. Większość z nas odczuła to zapewne na własnej skórze, albo przynajmniej słyszała o takich sytuacjach od rodziny lub znajomych. Przykłady można mnożyć: niekończące się petycje z prośbą o wymianę wadliwego domofonu czy remont klatki schodowej; absurdalne działania spółdzielni przy zamawianiu ilości ciepła i rozdysponowywaniu opłat pomiędzy lokatorów bloku; traktowanie klientów przez obsługę spółdzielni jak piątego koła u wozu.

Tajne przez poufne

Do tego dochodzą często problemy z przejrzystością działania. Ja, jako członek niewielkiej wspólnoty mieszkaniowej rokrocznie dostają list z zaproszeniem na walne zebranie. Czy państwo dostają taki list ze swoich spółdzielni? Znam kilka przykładów, w których informacja ogranicza się do wywieszenia tuż przed zebraniem na klatce schodowej jak najmniejszej kartki, tak aby po prostu jak najmniej spółdzielców się stawiło.

To nie koniec problemów. Spółdzielnia Mieszkaniowa Bawełna w Łodzi ma problem z udostępnianiem podstawowych danych o swojej działalności. Aby uzyskać dostęp np. do statutu, trzeba być członkiem spółdzielni i napisać specjalne podanie o wydanie loginu z dostępem do dokumentów spółdzielni. Gdzie tu idea przejrzystości w życiu publicznym? Spółdzielnia zasłania się w tej sprawie, uwaga, orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego…

Nie jestem prawnikiem, ale jeśli czyta mój tekst ekspert, to byłbym zobowiązany za sygnał czy moja intuicja, mówiąca o cokolwiek dziwnej interpretacji orzeczeń Trybunału przez władze tej spółdzielni, jest słuszna czy nie. Tym bardziej, że inne spółdzielnie potrafią być bardziej przejrzyste - statut Spółdzielni Mieszkaniowej Łódź-Górna jest jawny. Tak czy inaczej spółdzielnie częstokroć działają w taki sposób, aby utrudnić dostęp do danych o sobie, swojej działalności i danych finansowych.

Spółdzielnie same się nie zmienią

Komunizm w Polsce wypaczył idee spółdzielczości i samoorganizacji społecznej. Czas ją przywrócić, pozwalając ludziom swobodnie zrzeszać się w dobrowolne wspólnoty mieszkaniowe zamiast zmuszać ich do tkwienia w nieefektywnych spółdzielniach. W roku 1989 naiwnie założono, że instytucje skrojone do poprzedniego systemu mogą same przekształcić się w instytucje obywatelskie. Dziś jasno widać, że to założenie było błędne, czas zmienić prawo, które uruchomi ten proces.
Mam naprawdę szczerą nadzieje, że tym razem Platforma nie przestraszy się protestów kolejnej grupy interesu, (czyli zarządzających spółdzielniami) i doprowadzi sprawę do końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Spółdzielnie mieszkaniowe to relikt PRL. Spółdzielcy faktycznie nie mają w nich głosu - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki