Ale jest trzeci powód do wstydu: sposób reakcji na te wydarzenia. Najpierw oglądaliśmy żenujące spychanie odpowiedzialności przez: PZPN, organizatorów finału, gospodarzy obiektu, kluby, które grały finał, Ministerstwo Sportu, Ministerstwo Spraw Wewnętrzych i policję. Społeczne oburzenie po ekscesach zrobiło jednak swoje. Za sprawę wziął się rząd. Hasło "Wypowiadamy wojnę kibolom i chuligaństwu na trybunach" sternicy PO przyjęli z ciężkim sercem (bo przecież premier, marszałek Sejmu, wielu wpływowych polityków autentycznie kocha futbol i nawet na co dzień gra w piłkę).
Czytaj też: galeria pseudokibiców w internecie
Trudne wyzwanie miało przykryć inne problemy, z którymi borykał się rząd. Ten element podchwyciła opozycja, sugerując, że to działania polityczne, co znalazło wyraz na banerach wywieszanych na widowni podczas meczów. Jarosław Kaczyński dał wsparcie kibicom, sugerując , że Tusk walczy w ten sposób z rodzącym się społeczeństwem obywatelskim. Szef PiS zapomniał o czasach, gdy jego minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro realizował program ''Zero tolerancji'', wprowadzał sądy 24-godzinne, a mimo to przegrał walkę z eskalacją chuligaństwa.
W obecnej batalii przeciw kibolom tylko jedno posunięcie nie powinno dziwić. Chodzi o czasowy zakaz udziału zorganizowanych grup kibiców gości. Nie będzie wzajemnych prowokacji, sprzeczek o to, kto pierwszy rzucił świecę dymną, a kto ją odrzucił, kto pierwszy spalił szalik klubowy rywala, czy wulgarnych rymowanek pod adresem fanów rywala. Gospodarze nie muszą opłacać dodatkowych służb porządkowych, marnować miejsca na tzw. strefy buforowe. Te korzyści przeważają i co ważne, obowiązują wszystkich.
Ale już kolejne zakazy udziału kibiców w meczach ekstraklasy mogą szokować. Jako pierwsze odczuły ten cios (także finansowy) Lech i Legia, co interpretowano jako uderzenie w kibiców tych klubów, sprawców skandalu w Bydgoszczy. Zaskoczeniem były natomiast zakazy udziału kibiców w meczach we Wrocławiu i Lubinie, wydane przez wojewodę dolnośląskiego.
Tuż przed meczem Widzewa z Zagłębiem podobna decyzja wydana została przez wojewodę łódzkiego. Czytelnicy pytają nas, czy ta pani chciała dorównać mężczyznom w podjęciu męskich decyzji, czy też może pragnęła być na podium wśród pierwszych wydających zakaz. Akurat trafiło na Widzew, który zbiera cięgi za kilka spraw, ale akurat od dawna stara się o porządek na stadionie, o czym świadczy m.in. największa liczba zakazów stadionowych w kraju.
Dla klubu z al. Piłsudskiego zakaz wojewody był zaskoczeniem. Wskazywanie wniosków komendantów wojewódzkich policji, jako powodu zakazów to gra pozorów. Przecież przed derbami Krakowa, gdzie kibice Wisły i Cracovii rżną się nożami nie tylko w okolicach stadionu, było daleko większe zagrożenie niż w Łodzi, a jednak mecz rozegrano z kibicami. Pamiętam jak na stadionie przy Reymonta podczas meczu Wisły kibice, którzy nie chcieli wyjść na znak protestu, z trybun byli usuwani siłą przez prowodyrów protestu.
Podczas meczu Widzewa z Lechią w Gdańsku byłem oddzielony od Donalda Tuska tylko ochroniarzami i paroma przydupasami premiera, który musiał słyszeć, jak kibice jego ulubionego klubu wyzywali na Widzew, po wyrównującym golu Piotra Kuklisa. Podobnie było na meczu Lechia - Cracovia. A jednak gdański stadion był otwarty dla kibiców w meczu z Polonią Warszawa w minionej kolejce. Może wojewoda chce w ten sposób pomóc gdańszczanom awansować do Ligi Europy i Tusk pogłaszcze go po głowie.
Więcej na ten temat w czwartkowym ''Dzienniku Łódzkim''
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?