Treść tej popularnej piosenki Maryli Rodowicz przypomniała mi się od razu, gdy przeczytałem wiadomość, że Stanisław Karczewski, czyli do niedawna marszałek Senatu, kiedy przebywał na bezpłatnym urlopie, to jednak pokaźnie zasilał swoje konto.
Jak bardzo?
Jak donoszą media w latach 2009-2015 chirurg Stanisław Karczewski pogrubił swój portfel o ponad 400 tysięcy złotych, pracując na dyżurach w szpitalu.
Kiedy „poszedł w politykę”, pan doktor pouczał - szczególnie młodych lekarzy, którzy protestowali - twierdząc, że zarabiają zbyt mało i że ich zawód to przede wszystkim misja, a pieniądze nie są najważniejsze.
Miał poniekąd rację, bo ten zawód to misja.
Jednocześnie jednak nie miał skrupułów, by - będąc na tak zwanym bezpłatnym urlopie - zarobić w szpitalu w Nowym Mieście. Tak jak wcześniej pisałem, miał się na tym wzbogacić o 400 tysięcy złotych.
Co więcej, przed 2009 rokiem, ale też później, ponoć zarabiał działając na zasadach wolontariatu (!?).
Według tego czołowego polityka Prawa i Sprawiedliwości wszystko było starannie skonsultowane z prawnikami, więc - jak podkreśla Stanisław Karczewski: „działałem w pełnym przekonaniu, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem”.
Może i wszystko było zgodne z prawem, i może - jak podkreślał pan marszałek - pełniąc funkcję szefa wyższej izby parlamentu zarabiał mniej niż wielu lekarzy, to pozostaje jeszcze kwestia odpowiedzialności za słowa.
Ale też o zachowanie twarzy, bo pouczanie kogoś, że pieniądze nie są najważniejsze - w tej sytuacji pachnie hipokryzją.
W przypadku polityków, nawet lekarzy, może się to odbić czkawką przy najbliższych wyborach...
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?