18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Wyspiański - dobro narodowe? Nie, to mój dziadek (STARE ZDJĘCIA)

Agnieszka Kasperska
Portret artysty z żoną, 1904. Pastel 47,7 x 62,2 cm
Portret artysty z żoną, 1904. Pastel 47,7 x 62,2 cm
Pani Dorota Wyspiańska-Zapędowska niedawno została oficjalną spadkobierczynią Stanisława Wyspiańskiego. Sprawa spadkowa wyciągnęła na światło dzienne kwestie, o których ciężko się mówi. - Dziadek na pewno nie chciał, żeby jego ukochane dzieci żyły w takim piekle. Chciał przed śmiercią zabezpieczyć im byt - wyznaje w rozmowie z Agnieszką Kasperską wnuczka malarza i dramatopisarza.

Jest Pani jedyną osobą noszącą nazwisko Wyspiańska, mogącą się powołać na pokrewieństwo ze znanym malarzem.Jedyną i już ostatnią. Syn nosi nazwisko swojego ojca. Uznaliśmy z mężem, że powielanie nazwiska Wyspiański w tym przypadku będzie dość sztuczne. Zresztą syn ma też piękne i znane nazwisko - Zapędowski. To nazwisko doskonale znane w Lublinie. Doktor Zapędowski, nieżyjący już niestety mój teść, był wy-bitnym chirurgiem. Był też człowiekiem niezwykłej wręcz skromności. Jestem dumna mogąc "posiadać" go w swojej rodzinie.

Spotykamy się jednak, by roz-mawiać o Pani dziadku Stanisławie Wyspiańskim. Okazja jest szczególna, bo w ubiegłym miesiącu krakowski sąd orzekł, że jest Pani jedną z dwóch jego spadkobierczyń.Pod koniec XIX wieku Wyspiański związał się z chłopką Teodorą Teofilą Pytko. Na tamte czasy był to mezalians wręcz niebywały. Poza tym Teofila miała już nieślubnego syna Teodora. Ze związku z malarzem urodziło się dwoje dzieci. W 1895 r. na świat przyszła Helena, a 4 lata później - Mieczysław. W 1990 ro-ku para bierze ślub i na świat przychodzi urodzony w 1901 roku Stanisław, czyli mój tata.

Kim jest druga antenatka Wyspiańskiego?Helena miała dwoje dzieci: Adama, który był lekarzem i zmarł dość młodo, oraz Krystynę, która wyszła za mąż za warszawskiego lekarza pochodzącego jednak z Krakowa. Ich córka Iwona jest właśnie drugą spadkobierczynią Wyspiańskiego. Ma czworo dzieci i mieszka w stolicy.

Panią zaś losy rzuciły do Lublina.I wcale tego nie żałuję. Przyszłego męża poznałam w Krakowie, gdzie studiował w Akademii Górniczo-Hutniczej. Nie wyobrażał sobie jednak życia poza Lublinem. Tutaj miał książeczkę mieszkaniową. Tu mieszkała cała jego rodzina. Zostawiłam więc Kraków i przyjechałam z dwuletnim wtedy synem. Nie miałam tu nikogo, ale byłam szczęśliwa. Pamiętam nocne szorowanie podłóg po tym, jak odebraliśmy mieszkanie. Było ciężko, ale bardzo sympatycznie. Człowiek był wtedy taki szczęśliwy! A może chciałam zostawić Kraków, bo podskórnie czułam, że coś jest nie tak.

Drobne rodzinne nieporozumienia?Nie nazwałabym ich tak. Dzięki mojemu pełnomocnikowi prawnemu, panu Michałowi Wężowi, na światło dzienne wyszły straszne rzeczy dotyczące tej rodziny. Te informacje poraziły wszystkich. Nawet sędzia prowadzący sprawę spadkową powiedział, że za-daje mi jedynie pytania zdawkowe, bo jak przeczytam całą historię zgromadzoną w ak-tach, będzie to dla mnie horror. Okazuje się, że saga rodu Wyspiańskich jest bardzo smutna.

Jest Pani w stanie o tym opowiedzieć?Powód był banalny: pieniądze. Wszystko zaczęło się po śmierci Stanisława Wyspiańskiego. Dziadek wiedział, że jest śmiertelnie chory. Nie na-rzekał jednak. Starał się zrobić wszystko, by zabezpieczyć byt żonie i dzieciom. Mimo że ko-chał Kraków, rok przed swoją śmiercią kupił dla rodziny po-nad 34-hektarowe gospodarstwo w Węgrzcach. Chciał obsadzić żonę w krajobrazie, z którego pochodziła. Jednocześnie miał chyba świadomość, że Teofila nie będzie umiała sama dobrze zaopiekować się jego ukochanymi dziećmi. Dlatego u najznamienitszego krakowskiego archiwisty, pana Chmiela zdeponował swoje obrazy na rzecz dzieci i zostawił maluchy pod jego opieką.

A Chmiel się nie wywiązał?Niestety. Zabrał obrazy, a po-tem sprzedał je i przywłaszczył sobie pieniądze. Żeby od-dać mu sprawiedliwość, trzeba dodać, że wysłał Helenę do Szwajcarii do szkoły dla dobrze urodzonych panienek, gdzie miała zostać przysposobiona do małżeństwa i prowadzenia domu. Przy matce nie zostali także synowie.

Dlaczego? Matka chyba się nimi nie zajmowała. Nie wylewała za kołnierz. Rok po śmierci Stanisława Wyspiańskiego ponownie wyszła zresztą za mąż. Zaczęła nowe życie. Wtedy kuratorzy uznali, że nie jest to środowisko dla dzieci, które muszą iść do szkoły. Mój tata i wujek Mieczysław zostali oddani do gimnazjum jezuickiego w Chy-rowie. Kuratorzy zrobili to chyba na złość dziadkowi, który nie znosił szkół jezuickich, czemu często dawał wyraz.

Jak potoczyły się dalsze losy rodzeństwa?Teofil poszedł do wojska. Mimo że był tylko synem przysposobionym przez Stanisława Wyspiańskiego w wieku 8 lat, kochał go jednak nad życie. Bardzo przeżył więc jego śmierć. Załamał się nerwowo. Trafił do szpitala i tam zmarł.

Po jakimś czasie do armii wstąpił także Mieczysław. Zginął w 1921 roku, gdzieś pod Moskwą. I proszę teraz sobie wyobrazić, że jego rodzona siostra Helena otrzymawszy tę informację wystąpiła do sądu o jego wydziedziczenie! Żadnej miłości i rozpaczy po stracie brata tylko lęk przed tym, że informacja o zgonie może nie być prawdziwa i Mieczysław kiedyś wróci, by upomnieć się o część spadku.

Prawa do spadku miał więc oprócz Heleny tylko Pani ojciec.I dlatego postanowiła go zniszczyć. Wtedy nie wiedzieliśmy dlaczego. Prawda wyszła na jaw dopiero podczas ubiegłorocznej rozprawy. Okazało się, że oficjalnie tylko mój tata był prawym synem Stanisława Wyspiańskiego. Oczywiście nie kwestionuję tu biologicznego pokrewieństwa, bo jest ono oczywiste. Jednak Mieczysław i Helena urodzili się przed ślubem rodziców. W ich aktach urodzenia wpisana jest matka - Teofila Pytko. Ojciec zaś nie jest znany.

Jak to się mogło stać?Chyba z powodu artystycznego roztargnienia dziadka. Nie oznacza to, że nie kochał dzieci. Uwielbiał je przecież ponad wszystko. Po prostu nie dopełnił formalności. Helena o tym wiedziała i bała się, że to ją wykluczy z dziedziczenia po ojcu np. tantiem. Robiła więc wszystko, by pozbyć się rywali do pieniędzy.

A na drodze stał Pani ojciec - prawowity dziedzic.Helena Chmurska strasznie postępowała z moim tatą. Wykorzystując to, że miał problemy z alkoholem, ubezwłasnowolniła go najpierw częściowo, a potem całkowicie. Mimo to mój tata bardzo ją kochał.

Miała więc Pani ciężkie dzieciństwo.Nieprawda. Nigdy nie widziałam taty pijanego. Nigdy nie był agresywny. Jego nałóg po-legał na tym, że raz na 1-2 lata zaczynał pić. Potem zmęczony alkoholem zgłaszał się do szpitala prosząc o pomoc. Po odtruciu przez jakiś czas był bardzo nerwowy. Helena wykorzystywała ten stan. Zapraszała go wtedy do siebie do domu, a potem prowokowała awantury. Robiła to po to, by wsadzać go do aresztu.

Jego także wydziedziczyła?Tak. Zrobiła to w sposób wyjątkowo podły. Otóż wzięła pod koniec życia Teofilę do swojego domu. Babcia była wtedy już zniedołężniała i miała sklerozę. Córka woziła ją po prawnikach i notariuszach. Zmyślając przeróżne historie wydziedziczyła tatę. Mówiła na przykład, że spadek mu się nie należy, bo bił swoją matkę, albo że podpalił jej stodołę.
Pani mama patrzyła na to i nic nie robiła?Mama była osobą delikatną i uległą. Dobrze, że nie mam jej charakteru (śmiech). Mam nawet do niej trochę żal, że nie umiała postępować z tatą. Może pił, bo ta cała sytuacja z ciotką źle się na nim odbiła? W aktach sprawy jest ocena biegłego sądowego lekarza, z którym tata rozmawiał podczas jednego z kolejnych odtruć. Medyk stwierdził, że oj-ciec był bardzo inteligentny. Miał jednak problemy. Skarżył się na złe kontakty z siostrą, która wykorzystywała jego słabości. Bardzo go to bolało. Jednocześnie nie umiał zerwać z nią kontaktu. Proszę sobie wyobrazić, że sprawa doszła do takiego absurdu, że ciotka pobierała nawet wypłatę mo-jego ojca. Taka to była kobieta!

Pamięta ją Pani?Oczywiście. To była osoba nie-przeciętnie zarozumiała. Wszystkich traktowała per noga. Po pierwsze dlatego, że miała sławnego ojca. Po drugie dlatego, że miała bogatego męża. Po trzecie dlatego, że sama odziedziczyła majątek w Węgrzcach. Pamiętam wynajmowane przez nią olbrzymie mieszkanie w Krakowie na rogu ulicy Karmelickiej. Mieli pokojówkę i kucharkę. Doskonale pamiętam też sześć pekińczyków z kokardkami, leżących na sześciu poduszkach.

Nie lubiła jej Pani?Wtedy tak, ale po tym co wiem teraz - już nie. Doskonale rozumiem teraz, dlaczego tata dał mojej mamie swoją metrykę chrztu, mówiąc: "Pamiętaj Lodziu, przekaż Dorotce i zaznacz, że ja byłem jedynym synem z prawego łoża". Być może to, że tak smutno potoczą się sprawy Wyspiańskich, przewidział także sam Stanisław. Gdy umierał, mój tata miał 6 lat i był jego ukochanym, bo najmłodszym, dzieckiem. Dziadek już w agonii poprosił asystującą mu ciotkę o podanie kawy i powiedział "Widzę Stasia".

Chce Pani napisać książkę o piekiełku, jakie zgotowali sobie Wyspiańscy.Ma już roboczy tytuł "W obronie Śpiącego Stasia". Chcę na-pisać o tym, bo we wszystkich wydawnictwach o Stanisławie Wyspiańskim pokazany jest landrynkowy obraz rodziny. Chciałabym napisać, jak jest naprawdę. Niestety, nie udało mi się zdobyć na to stypendium ministerstwa kultury. Mam nadzieję, że znajdę prywatnych sponsorów.

Wnuczka Wyspiańskiego nie jest bogata?Nie jest. Skończyłam studium bibliotekoznawstwa. W Krakowie pracowałam w bibliotece. W Lublinie od lat szukam pra-cy. Prowadziłam dom zamożnym osobom, gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się dziećmi.

Pani? Osoba dysponująca tytułem szlacheckim?A co to ma do rzeczy? Jestem szlachcianką, ale szlachectwo polega na czymś innym niż leżenie na jedwabnych po-duszkach. W Lublinie ktoś mi powiedział, że Muzeum na Zamku szuka sprzątaczek. Zgłosiłam się, bo chciałam być obok obrazów dziadka, ale się nie udało. Wciąż czekam, że ktoś zadzwoni. W tzw. międzyczasie pisuję do czasopism.

Lubi Pani twórczość dziadka?Ludzie często pytają: Czytała pani wszystkie działa Wyspiańskiego? Zna je pani na pamięć? Nie wstydzę się przyznać, że nie. To trudne dzieła. Kocham za to obrazy. Zwłaszcza portrety, bo to przecież część mojego dziedzictwa. Znajduję na nich dziadka, babcię, ojca. To nie tylko anonimowe, chociaż piękne dzieła. To ludzie mi najbliżsi!

Czuła Pani w swoim życiu ciężar nazwiska?Zwłaszcza w szkole. Gdy w li-ceum źle postawiałam akcent w łacińskiej strofie, moja nauczycielka waliła linijką w stół i krzyczała: "Dziadek się przewraca na Skałce". Jak zdawałam maturę, na salę wbiegli dziennikarze, żeby zrobić zdjęcia, jak to wnuczka Wyspiańskiego zdaje egzaminy. Na szczęście koleżanki traktowały mnie zawsze jak normalnego człowieka. Żadna nie dała mi odczuć, że moje nazwisko jej przeszkadza. Zresztą, były też miłe chwile. W czasie gdy brałam ślub, Wajda kręcił swoje "Wesele". W gazetach ukazał się wtedy tekst: "Dwa wesela i jeden ślub". Było też moje ślubne zdjęcie. Było mi bardzo miło. Jestem też zapraszana na uroczystości związane z moim dziadkiem. To także niezwykle przyjemne.

Ciężar nazwiska znacznie mocniej musiał czuć Pani tata. Tata nigdy nie opowiadał o Stanisławie. Myślę, że zdawał so-bie sprawę z wielkości i talentu swojego ojca. Wiedział, że nig-dy mu nie dorówna. Ciężko być synem geniusza. Wiem co czuł, bo ja też się czasem dziwię, że w moich żyłach płynie krew tak wielkiego człowieka.

Chrztu Dorocie udzielał biskup Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II
Rodzice Doroty, około roku 1950
Dorota Wyspiańska-Zapędowska
Teodora Teofila Pytko
Teodora z małym Stasiem
Stanisław w gimnazjum w Chyrowie
Dorota na uroczystościach 100-lecia urodzin dziadka
Portret artysty z żoną, 1904. Pastel 47,7 x 62,2 cm
Śpiący Staś, 1904. Pastel. 47 x 67 cm
Media śledzą życie wnuczki malarza

Powspominaj

Opowiedzcie swoje historie. Czekamy pod numerem: 81 44 62 800. Adres email: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Stanisław Wyspiański - dobro narodowe? Nie, to mój dziadek (STARE ZDJĘCIA) - Kurier Lubelski

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki