Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stare riksze odejdą do lamusa. Czym łodzianie będą jeździć po Piotrowskiej?

Piotr Brzózka
W 2010 roku na Piotrkowskiej było 200-220 riksz. Dziś na deptak wyjeżdża ledwie 30-45 pojazdów
W 2010 roku na Piotrkowskiej było 200-220 riksz. Dziś na deptak wyjeżdża ledwie 30-45 pojazdów Krzysztof Szymczak
Magistrat uznał, że riksze nie licują z wyglądem wyremontowanej Piotrkowskiej. Mają zostać zastąpione nowymi pojazdami. Estetycznymi. Pytanie - co to znaczy?

Ani one ładne, ani nowoczesne. Raczej swojskie. Ich dni są policzone. Magistrat uznał, że łódzkie riksze nie licują z nowym wizerunkiem Piotrkowskiej. We wrześniu zostanie ogłoszony przetarg, który wyłoni jedną firmę obsługującą deptak nowym sprzętem. Choć o gustach się nie dyskutuje - ma być przede wszystkim ładniej. Nie jest wykluczone, że operacji estetycznego liftingu miasto będzie próbowało poddać również panów z mozołem pedałujących w dół i górę Piotrkowskiej. Żeby byli w klimacie głównej ulicy miasta.

Na deptaku czuć już pewną nerwowość. Rikszarze wychwalają swój sprzęt, dyskretnie podważając walory konkurencji. Już wiedzą, że zostanie jedna firma. Dziś jeżdżą dwie plus wolni strzelcy. A może nie zostanie nikt z nich. Zresztą i tak zostało niewielu.

- Kiedy zaczynałem jeździć rikszą w 2000 roku, naliczyliśmy latem 200 pojazdów na Piotrkowskiej. Tylko na placu Wolności stało 30. Dzisiaj 30 to jest na całej ulicy. Stoję od dziewiątej, jest dziesiąta i nie miałem ani jednego kursu - opowiada Andrzej, rikszarz z blisko 15-letnim stażem. - Ulica podupada, same banki i restauracje, prawie już nie ma sklepów. Kiedyś bywało, że wiozłem panią od placu Wolności do Centralu. Po drodze wchodziła do każdego sklepu z butami, taka podróż zajmowała nam półtorej godziny. Woziłem aktorów, Pazurę na przykład, woziłem senatorów i prezydenta Kropiwnickiego. W magistracie mieli mój numer telefonu, więc wcześniej wiedziałem, że będę miał kurs z prezydentem - mówi rikszarz.

Riksza Andrzeja z tyłu wygląda jak zwykły rower, siedem przerzutek, siodełko. Im bliżej przodu, tym różnice większe. Już rama między siodełkiem a kierownicą nie jest obła, lecz prostokątna. A z przodu, wiadomo - siedzisko z daszkiem.

Wydaje się, że taki przepis na transport nie odpowiada już magistrackim estetom. Dlatego pojazdy stały się jednym z elementów "pakietu małych zmian", które urząd chce zaprowadzić na Piotrkowskiej po remoncie, w myśl zasady "ewolucja, nie rewolucja". Cel - utrzymać frekwencję z wakacyjnych weekendów.

Tomasz Piotrowski, szef gabinetu prezydent Hanny Zdanowskiej mówi, że pierwsza ze zmian dotyczy strażników miejskich - szkolenia mają podnieść ich "kompetencje miękkie", by poprawić kontakt z mieszkańcami i przedsiębiorcami. Kolejny pomysł to specjalne miejsca do parkowania dla wozów straży miejskiej, które mają być stałym, bezpiecznym punktem, w którym będzie można zgłosić problem, lub ewentualnie zaczekać na radiowóz, gdy akurat go nie będzie. Trzeci pomysł to systematyczne wyrzucanie z zarządzenia dotyczącego wjazdu samochodem na Piotrkowską kolejnych grup zawodowych. Pojawiły się np. zapisy precyzujące możliwość wjazdu wozów ochrony - tylko na czas uzasadnionej interwencji.

Risze to czwarty element pakietu.

- Problemem jest ich estetyka i bezpieczeństwo. Oraz, przykro to mówić, osoby niektórych rikszarzy - mówi Piotrowski. - Razem ze strażą miejską i policją przeprowadziliśmy kontrolę pod kątem trzeźwości i stanu technicznego riksz. Była wyrywkowa, trwała 3 godziny i oficjalnie nic z niej nie wynikało. Ale policjanci powiedzieli nam, że 4 osoby po prostu uciekły, więc coś musiało być na rzeczy. Na pewno te kontrole będą powtarzane. Rikszami zajmujemy się między innymi na prośbę przedsiębiorców. Ludzie negatywnie oceniają estetykę tych pojazdów, chcemy to zmienić - dodaje Piotrowski.

Wygląd będzie jednym z kryteriów przetargu, dlatego w jego procedury zostało zaangażowane biuro architekta miasta. Elementy dotyczące estetyki pojawią się w specyfikacji przetargowej. Pojawił się też pomysł, by w sposób nawiązujący do ulicy Piotrkowskiej odziać wszystkich rikszarzy, ale ze względu na duże kontrowersje nie jest powiedziane, że zamysł ten zostanie wprowadzony w życie. Zresztą jaki ubiór odpowiadałby ulicy Piotrkowskiej?
W każdym razie Piotrowski deklaruje:

- Chcemy, żeby riksze były wizytówką i korespondowały z obecnym wyglądem Piotrkowskiej. Rozwiązania z Barcelony, Berlina, Budapesztu pokazują, że to można fajnie zorganizować. Wiemy, że jedna z dwóch firm obsługująca riksze jest producentem tych pojazdów i mieści się w Łodzi. Poznałem jej szefową, panią Aleksandrę, w radio, myślę, że mamy kogoś, kto pewnie będzie chciał w tym przetargu wystartować - mówi Piotrowski.

Ale jeśli tak myśli, to być może się myli.

Pani Aleksandra Tomczak, właścicielka łódzkiej firmy AT Instytut, która jest nie tylko producentem, ale też jedną z dwóch głównych firm obsługujących Piotrkowską, do sprawy podchodzi bardzo emocjonalnie i niekoniecznie przychylnym okiem patrząc na poczynania magistratu.

- Bardzo mi się podoba cytat z pana Piotrowskiego: chodzi o ewolucję a nie rewolucję... Chciałam się spotkać z panem Markiem Janiakiem, architektem miasta. Nie mógł mnie przyjąć, więc rozmawiałam z jednym z jego pracowników, panem Bartoszem Poniatowskim. Z jego słów wnioskuję, że riksze z Łodzi należy wykluczyć, a już na pewno należy wykluczyć łódzkich przedsiębiorców z branży. Pan Janiak wymyślił sobie, że po Piotrkowskiej mają jeździć pojazdy typu velotaxi. To pojazdy o kształcie nosa mrówkojada. Bardzo ciekawe i estetyczne, w zamierzeniach miały być jeżdżącymi powierzchniami reklamowymi, potem ich koncepcja ewoluowała do transportu pasażerów. Tyle, że koszt zakupu jednego takiego pojazdu to 17-25 tys. zł. Dla porównania, ceny tradycyjnej rikszy z pasażerami z przodu rozpoczynają się od 5-5,5 tys., a z pasażerami z tyłu - od 8-9 tys. Jako przedsiębiorca nie mogę sobie pozwolić na zakup velotaxi, bo wiem, że tym nie będą chcieli jeździć moi kierowcy. Fizycznie nie dadzą rady, to waży 170 kg. Jeżeli ten przetarg założy, że jedyną słuszną koncepcją jest velotaxi, nie tknę tego palcem - deklaruje Aleksandra Tomczak.

Jak dodaje, jest pełna zrozumienia dla Janiaka, który chce z Piotrkowskiej zrobić wisienkę na torcie, tylko póki co zamiast tortu mamy wielką roztrzepaną bezę. Mówi, że mimo wszystko rozumie ideę wisienki, pyta się jednak, jakim kosztem. Czy kosztem pozbawienia pracy rikszarzy, ludzi którzy uczciwie zarabiają na życie, nie korzystają z opieki społecznej i nie żerują na naszych podatkach? Albo kosztem wyrzucenia z rynku dwóch firm z województwa łódzkiego.

- W żadnym kraju ani mieście nie ma regulacji dotyczących ujednolicenia riksz czy też wyglądu ich kierowców. Riksze są z natury wolne. Poza tym chciałabym zauważyć, że przy Piotrkowskiej stoją budynki z jakąś historią. Czy chcemy między nie włożyć pojazdy na wskroś nowoczesne, wznoszące się na wyżyny techniki rikszowej - pyta Aleksandra Tomczak.

Jedno jest pewne. Choć o gustach się rzeczywiście nie dyskutuje, to właśnie kwestia gustu będzie podgrzewać dyskusje o przyszłości transportu na Piotrkowskiej. I oczywiste jest, że gust jednych nie trafi w gust pozostałych. Na głównym deptaku miasta szykuje się więc gorąca jesień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki