Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto lat temu do Łodzi przybyła św. Faustyna, patronka miasta

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego/materiały prasowe filmu "Miłość i miłosierdzie"
Jest jedną z najpopularniejszych świętych na świecie. Urodziła się w Głogowcu koło Świnic Warckich. 100 lat temu św. Faustyna Kowalska przyjechała do Łodzi. Tu miała pierwsze objawienie.

Św. Faustyna z Głogowca

Świat zna św. Faustynę ją jako propagatorkę kultu Bożego Miłosierdzia. Katolicy z całego globu odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego, czytają jej „Dzienniczek”. Przez teologów zaliczana jest do wybitnych mistyków kościoła katolickiego. Jest też patronką Łodzi.

Helena Kowalska, bo tak nazywała się święta, urodziła się kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi , w Głogowcu koło Świnic Warckich. Świat powitała 25 sierpnia 1905 roku. Była jednym z dziesięciorga dzieci miejscowych rolników, Marianny i Stanisława Kowalskich. Rodzina patronki Łodzi nie należała do bogatych. Mieli trzy hektary ziemi. Ojciec był znanym w okolicy cieślą, matka zajmowała się domem i dziećmi. Oczywiście w Głogowcu i okolicach nie żyje już nikt kto osobiście znał Helenę Kowalską. Jednak starsi mieszkańcy przypominają sobie opowieści swoich rodziców, dziadków. Podobno lubiła chodzić własnymi ścieżkami. Co rano biegała do kościoła, po drodze omawiała różaniec. Lepiła z gliny figurki pana Jezusa, Matki Bożej i rozdawała je dzieciom. Nikomu jednak nawet przez myśl nie przyszło, że zostanie świętą...Kiedy miała dziewięć lat, przystąpiła do pierwszej komunii świętej. Gdy wracała z kościoła szła sama, z dala od innych dzieci. Kiedy ją zapytano dlaczego, odpowiadała, że nie idzie sama.

- Pan Jezus idzie ze mną! – mówiła.

Bardzo lubiła, gdy ojciec czytał jej na głos książki o pielgrzymach, pustelniach.

Głogowiec, rodzinna wioska siostry Faustyny leży nie więcej niż trzy kilometry za Świnicami Warckimi. Stoi tam jeszcze dom w którym urodziła się błogosławiona. Jest dziś w nim izba poświęcona świętej. Stoi w nim stare łóżko, komoda, krzesło. W innym pomieszczeniu zgromadzono narzędzia stolarskie. Pracował nimi Stanisław, ojciec Faustyny, który był cieślą.
Helena do szkoły poszła jako 12-letnia dziewczynka. Bo dopiero w 1917 roku założono w Świnicach Warckich szkołę. Kiedy już nauczyła się pisać i czytać, zaczęła prosić rodziców, by puścili ją do klasztoru. Nie chcieli się jednak na to zgodzić. A poza tym, by wstąpić do zakonu trzeba było wnieść 400 złotych wiana. Dla Kowalskich była to ogromna suma.

- We wojnę konia mi zabrali, mam tylko dwie krowy, którymi pole orze, skąd wziąć pieniądze na wiano – mówił Stanisław Kowalski proboszczowi, gdy ten prosił, by posłał Helenę do klasztoru.

Pierwszy był Aleksandrów

W końcu Helena postanowiła, że sama zarobi na wiano. Poszła na służbę. Miała 16 lat gdy ruszyła w świat. Pracowała najpierw w Aleksandrowie Łódzkim u Leokadii Bryszewskiej, właścicielki piekarni. Zachowały się wspomnienia jej syna Zenona. Zamieszczono je na stronie internetowej Domu św. Faustyny, który znajduje się w Ostrówku koło Warszawy. Pochodzą z 1993 roku. Pan Zenon był jedynym dzieckiem Leokadii i Kazimierza Boryszewskich, a na świat przyszedł w 1915 roku.

- W naszym domu w roku 1921 lub 1922 –już mi się to w pamięci zatarło – pracowała jako pomoc domowa Helenka Kowalska, później w zakonie – Siostra Faustyna – wspominał Zenon Bryszewski. - Poleciła ją siostra mojej matki Janina, żona Marcina Ługowskiego, który był ojcem chrzestnym Helenki. Ługowscy mieszkali w Rogowie, wiosce przylegającej do Głogowca, gdzie mieszkała wielodzietna rodzina Kowalskich. W domu u mojej ciotki Janiny służyła też jedna z sióstr Helenki. Moi rodzice prowadzili piekarnię i sklep w Aleksandrowie przy ul. Parzęczewskiej, a Helenka przyjechała do pomocy w domu. Mama musiała w sklepie załatwiać klientów, a Helenka sprzątała, pomagała gotować, musiała pozmywać, śmieci wynieść, wody przynieść, bo wodociągów nie było, podać jedzenie pracownikom piekarni, którzy byli na wyżywieniu rodziców i – jak czas pozwalał – to mnie zabawiała. Pracy musiała mieć dużo, bo w domu były cztery izby, sklep i piekarnia – to wszystko prowadzili rodzice. Obok domu był ogródek, w tym miejscu, gdzie później pobudowano drugą część domu, tę na lewo od wejściowej sieni.

Helena pracowała u Bryszewskich około roku.

- Rodzice cenili ją sobie bardzo, bo gdyby było inaczej, to by u nas nie była – dodawał Zenon Bryszewski. - Okoliczności jej wyjazdu z naszego domu nie pamiętam, byłem wtedy dzieckiem.

Raz podobno Helena wyszła z z wiadrami do obory. Zobaczyła wtedy wielką jasność. Rzuciła wiadra i pobiegła do gospodarzy.

- Komórki się palą! – wołała.

Jeszcze wtedy nie wiedziała, że ta jasność, to Pan Jezus....

Przyjechała do Łodzi

Po tym zdarzeniu jej gospodarze orzekli, że zwariowała. Po Helenę przyjechali rodzice i zabrali ją do domu..W 1922 roku przyjechała do Łodzi. Zamieszkała u wujostwa Rapackich, w kamienicy przy ul. Krośnieńskiej 9. Pracowała zaś u tercjarek franciszkańskich. Z tej pracy zrezygnowała. W lutym 1923 najęła się na służbę do Marcjanny Sadowskiej, właścicielki łódzkiego sklepu, który mieścił się przy ul. Abramowskiego 29. Rodzina pani Sadowskiej mieszkała w tej kamienicy. Helena trafiła do niej z biura pośrednictwa pracy. Marcjanna Sadowska wspominała potem, że pojawiła się u niej modnie ubrana dziewczyna. Tak, że nawet się jej przestraszyła....Zaoferowała jej bardzo niską płacę, licząc, że dziewczyna zrezygnuje. Helena jednak przyjęła pracę. W jej domu służyła do lipca 1924 roku.

- Tak dobrej służącej nigdy potem już nie miałam – opowiadała po latach Sadowska. – Bardzo lubiła ją trójka moich dzieci, często opowiadała im bajki.

Ludzie, którzy pamiętali Helenę Kowalską , wspominali że była dziewczyną średniego wzrostu, szczupłą. Miała falowane włosy i nosiła gruby warkocz.

W Łodzi pracowały też dwie siostry Heleny – Natalia i Gienia. Gienia mieszkała w kamienicy stojącej na przeciw tej przy ul. Abramowskiego 29, a Natalia na ul. Nawrot. Któregoś dnia w trójkę wybrały się na zabawę do parku „Wenecja”. To obecny park im. Juliusza Słowackiego, znajdujący się między al. Politechniki a ul. Pabianicką. Helena wyszła z mieszkania przy ul. Abramowskiego. Ubrana była w biało-różową sukienkę. Na zabawie kupiły losy. Helena i Gienia wygrały na loterii gipsowego aniołka. W pewnej chwili do Heleny podszedł student. Poprosił ją do tańca. Początkowo się opierała. Tłumaczyła, że nie umie tańczyć. Ale w końcu się zgodziła. Jedna z jej sióstr, Natalia opowiadała potem, że w pewnej chwili zauważyła, że Helena siedzi sama na ławce, ze spuszczoną głową.

Chodźmy do kościoła! – prosiła Natalię.

Ta jednak nie chciała. Kupiła przecież bilet na zabawę.

..Potem w swym „Dzienniczku” św. Faustyna pisała, że w tańcu ujrzała obok siebie Jezusa.

– Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami – pisała. – Który powiedział mi te słowa: Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz? W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed moich oczu towarzystwo, w którym się znajdowałam. Pozostał Jezus i ja.

Helena wyszła z zabawy. Pobiegła szybko do łódzkiej katedry. Padła krzyżem przed ołtarzem.

- Wtem usłyszałam te słowa: Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru – zapisała siostra Faustyna w „Dzienniczku”.

Obraz Miłosiernego Jezusa

Tak się stało. Zapukała do bram Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosiernej. Do klasztoru wstąpiła jednak dopiero za rok. Przez ten czas pracowała jako służąca w Ostrówku koło Warszawy, by zdobyć brakujące pieniądze na wiano. Próg zakonu przekroczyła 1 sierpnia 1925 roku. Ale już po kilku tygodniach chciała się przenieść do innego klasztoru, w którym miałaby więcej czasu na modlitwę. Pierwsze miesiące swego klasztornego życia spędziła w Warszawie. Potem przeniesiono ją do Krakowa.
Przed laty rozmawialiśmy w Krakowie z siostrą Beatą ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosiernej w Krakowie – Łagiewnikach, jest jedną z niewielu żyjących osób, które osobiście zetknęły się z błogosławioną Faustyną.

- Byłam wówczas w nowicjacie – opowiadała nam siostra Beata. – A błogosławiona Faustyna przyjechała jeszcze z jedną siostrą na ośmiodniowe rekolekcje do Krakowa. Pamiętam, że promieniowała od niej taka radość, szczęście...

Siostra Faustyna zaczęła pisać swój dzienniczek duchowy. Po latach został przetłumaczony na wiele języków świata. Odsłania on głębie jej życia duchowego. Na zewnątrz nic nie zdradzało jej bogatego wnętrza mistycznego. Gorliwie wypełniała swe obowiązki, przestrzegała reguły zakonne. Jak twierdzą teologowie, właśnie tej prostej, niewykształconej, zakonnicy, powierzył Pan Jezus wielką misję: orędzie Miłosierdzia Bożego skierowane do całego świata.

Siostra Faustyna Kowalska pisze w swym dzienniczku, że 22 lutego 1931 przebywając w Płocku, w swej celi ujrzała Pana Jezusa. Był ubrany w białą szatę. Jedną rękę miał wzniesioną do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersi. Z uchylonej na piersiach szaty wychodziły dwa wielkie promienie: jeden czerwony, drugi biały.

Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj mi obraz według rysunku, który widzisz z podpisem : Jezu, ufam tobie... Chce, by obraz ten był uroczyście poświęcony w niedzielę po Wielkanocy. Ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia Bożego – pisze w dzienniczku siostra Faustyna.

Według tych wskazówek obraz namalował w Wilnie Eugeniusz Kazimirowski. Jego oryginał do dziś znajduje się w tym mieście. A jego kopie po latach ozdobiły wiele kościołów na całym świecie. Obrazy przedstawiające Jezusa Miłosiernego znajdują się też tysiącach katolickich domów.

Zachorowała na gruźlicę

W swym dzienniczku siostra Faustyna pisze, że 13 – 14 września 1935 roku Jezus podyktował jej koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Siostra Faustyna pod koniec swego życia powróciła z Wilna do Krakowa. Zaczęła jednak coraz bardziej zapadać na zdrowiu. Gruźlica zaatakowała płuca, przewód pokarmowy. Przez kilka miesięcy przebywała w szpitalu w Prudniku. Tam przyjęła namaszczenie chorych. Na kilkanaście dni przed śmiercią siostra Faustyna Kowalska wróciła do klasztoru. Zmarła 5 października 1938 roku, o godzinie 22.45. Miała 33 lata. Dwa dni później odbył się jej pogrzeb. Na pogrzebie nie było nikogo z rodziny. Siostra Faustyna prosiła o to, nie chciała, by ich o tym powiadamiać. Wiedziała, że źle się im powodzi. Uważała, że szkoda, by marnowali pieniądze na podróż do Krakowa, na jej pogrzeb.

- Św. Faustyna będąc wielką mistyczką była jednocześnie bardzo normalną osobą – mówiła nam w wywiadzie Ewa Czaczkowska, która napisała biografię świętej. - Radosną, trzeźwo stąpającą po ziemi, niewykształconą, ale bez wątpienia bardzo inteligentną. Miała silną osobowość. Musiała w życiu pokonać wiele różnych trudności, poczynając od tego, że aby wstąpić do zakonu uciekła od rodziny, którzy długo sprzeciwiali  się temu, a potem znosić różnego typu upokorzenia od tych sióstr, przełożonych, którzy nie wierzyli czy nie dowierzali jej objawieniom.  O sile osobowości świadczy i to, że jako zakonnica drugiego, a zatem gorszego chóru w zakonie,  miała odwagę, by gdy jej coś się nie podobało zwracać uwagę przełożonym, starszym od siebie siostrom pierwszego chóru, a także księżom.  Zaskoczeniem było to, że Jezus dał jej powołanie, ale nie ułatwiał jego realizacji, dał jej objawienia, o których kazał mówić przełożonym, ale początkowo nikt im nie wierzył, co biło dla Faustyny powodem wielkiej udręki. Ale to też była dla niej próba. Faustyna wiedziała, że sprawa szerzenia orędzia o Bożym Miłosierdziu to jedno, ale tak samo, ważne,a może ważniejsze jest jej dojrzewanie do świętości. Ona nie była od razu świętą, choć chciała być nią od dziecka.  

Siostrę Faustynę początkowo pochowano w zbiorowej mogile, razem z innymi zakonnicami. W 1966 roku dokonano ekshumacji jej zwłok. Doczesne szczątki złożono w szklanej trumnie i przeniesiono je do kościoła w Krakowie – Łagiewnikach. Umieszczono je w bocznym ołtarzu.

Jeszcze przed wojną kult Miłosierdzia Bożego i osoby siostry Faustyny zaczął rozpowszechniać ksiądz Mieczysław Sopoćko, spowiednik i opiekun duchowy błogosławionej. O siostrze Faustynie zaczęto być coraz głośniej. Choć początkowo kościół bardzo ostrożnie podchodził do jej objawień. W 1968 roku rozpoczęto proces beatyfikacyjny. 18 kwietnia 1993 papież – Polak beatyfikował siostrę Faustynę Kowalską, a 30 kwietnia 2000 roku kanonizowana. Jest patronką Łodzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki