18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studiują za granicą. Zostaną czy wrócą z dyplomami?

Agnieszka Jasińska
Kacper Trela przyznaje, że na studiach w Szkocji ma więcej wolnego niż jego koledzy na polskich uczelniach
Kacper Trela przyznaje, że na studiach w Szkocji ma więcej wolnego niż jego koledzy na polskich uczelniach archiwum prywatne
Są młodzi, odważni, samodzielni. Chcą się uczyć, poznawać nowych ludzi. Lubią wyzwania. Dlatego wyjechali na studia za granicę. Liczą, że dyplom europejskiej uczelni otworzy im drogę do sukcesu.

Kacper Trela ma 22 lata. Studiuje na drugim roku MA Business Economics and Management w Glasgow. Wcześniej uczył się w II LO w Tomaszowie Mazowieckim.

- Studia za granicą traktuję jako część stawianych przez samego siebie wyzwań - tłumaczy swoją decyzję Kacper. - Wymagają one więcej przygotowań niż studia w kraju. Jednak perspektywa osiągnięcia sukcesu to niesamowita motywacja, która pozwoli na stawianie przed sobą kolejnych wyzwań.

Nie wbijają faktów do głowy

Po raz pierwszy o studiowaniu za granicą Kacper pomyślał kilka lat temu.

- Dzięki odpowiedniemu układowi zdarzeń zdecydowałem się spełniać swoje marzenia - mówi chłopak.

The University of Glasgow jest czwartą najstarszą uczelnią anglojęzycznego świata.

- Glasgow znajduje się w ścisłej światowej czołówce. Współpraca z zagranicznymi uczelniami powoduje, że z powodzeniem - będąc cały czas studentem uczelni w Wielkiej Brytanii - można spędzić rok na studiach w USA albo Hongkongu - opowiada Kacper. - To niezwykle kusząca wizja.

Uczelnia jest bardzo umiędzynarodowiona. W kampusie widać ludzi z różnych stron świata. W rankingach najlepszych brytyjskich uczelni uwzględnia się poziom umiędzynarodowienia, który w Glasgow sięga 60 proc. Decyzję o wyborze tej właśnie uczelni pomógł mu podjąć sentyment do Szkocji.

Kacper podkreśla, że różnic między uczelniami w Polsce i w Wielkiej Brytanii jest wiele.

- Począwszy od układu semestrów, na sposobach nauczania skończywszy - twierdzi. - Nie da się ukryć, że w porównaniu z kolegami, którzy zostali w kraju, mamy więcej wolnego. Odnoszę wrażenie, że brytyjskie uczelnie większy nacisk kładą na prawdziwe studiowanie niż na wpychanie do głowy wiedzy. Wymaga się od nas kreatywności, nieszablonowego myślenia i podejmowania inicjatywy, zamiast pasywnej odpowiedzi. Wykładowcy często podkreślają, że na zadawane przez nich pytania nie ma jedynej poprawnej odpowiedzi, potrzebne jest tylko odpowiednie uzasadnienie, dlaczego akurat ta wybrana przez studenta odpowiedź jest dobra.

Lekcja samodzielności i czas dla siebie

Na uniwersytecie Szkocji ma bardzo dużą swobodę w wyborze przedmiotów.

- Można skończyć zupełnie inny kierunek od tego, który się zaczęło - mówi Kacper. - Wszystko dzięki elastyczności programów naukowych. Studenci mają okazję wypróbować i - ewentualnie - zmienić obraną ścieżkę. Zawsze możemy liczyć na pomoc tzw. advisorów, którzy zasugerują wybór odpowiednich przedmiotów w zależności od naszych preferencji, no i możliwości.

Studiowanie za granicą to lekcja samodzielności.

- To poznawanie nowych kultur i wnikanie w nie - mówi Kacper. - To także możliwość zobaczenia znanych nam spraw z innej perspektywy. Wykonując grupowe projekty, spotykając się ze znajomymi widzimy, że jesteśmy z całego świata, a mimo to doskonale możemy ze sobą współpracować.

Życie studenckie za granicą to więcej czasu dla siebie niż w Polsce.

- Nie oznacza to jednak, że mając kilkanaście godzin zajęć na uczelni w tygodniu, nie ma nic do zrobienia - podkreśla tomaszowianin. - Większość czasu zabierają nam samodzielnie przygotowywane projekty.

Można wygospodarować czas na pracę, często powiązaną z kierunkiem studiów, do czego uczelnie zachęcają. Po zdobyciu wiedzy teoretycznej praca daje możliwość testowania jej w praktyce.

Uczelnie oferują naprawdę wiele - kluby, unie studenckie - jest w czym wybierać.

Zagraniczny dyplom jak nobilitacja

Według Kacpra, łatwiej o pracę temu, kto posiada dyplom zagranicznej - najlepiej prestiżowej - uczelni.

- Jest to postrzegane jako swego rodzaju nobiltacja - twierdzi. - Potwierdzenie samodzielności i umiejętności podejmowania wyzwań. Większość osób, które znam, a które zdecydowały się na studia za granicą to ludzie z pomysłem na siebie. To pokazuje, że wyjeżdżają osoby niezwykle konkurencyjne na rynku pracy.

Brytyjskie uczelnie akceptują polskie kwalifikacje. Wystarczy więc dobrze zdana matura.

- Trzeba jednak podkreślić, że na najbardziej prestiżowych uczelniach konkurencja jest ogromna - mówi Kacper. - Konieczny jest też egzamin językowy, np. IELTS, TOEFL, CAE/CPE.

Wbrew obiegowym opiniom, studia za granicą nie są zarezerwowane dla najbogatszych. Faktycznie, trzeba ponieść większe koszty niż Polsce, lecz jest wiele sposobów na skompensowanie wydatków, jak chociażby możliwość pracy wspierana przez uczelnie.

Największe różnice widać w cenach wynajęcia mieszkania i transporcie.

- Również imprezy w klubach mogą okazać się kosztowne - przyznaje. - Jako że jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej, mamy takie same warunki płatności czesnego jak Brytyjczycy. Studia na Wyspach są bowiem w każdym przypadku odpłatne. Nasze czesne może jednak pokryć SLC lub SAAS w Szkocji i wtedy zaczynamy spłacać naukę dopiero po zakończeniu studiów. Brane są pod uwagę, na szczęście, dochody absolwenta i zwykle ze spłatami można sobie poradzić.

Licencjat w Łodzi, magister za granicą

Joanna Kondraciuk jest na IV roku studiów magisterskich Globalisation and Law w Holandii. Jej specjalizacja to Corporate and Commercial Law.

Zdobyła licencjat na Uniwersytecie Łódzkim. Na studia w Holandii zdecydowała się po wymianie studenckiej w ramach programu Erasmus.

- Zawsze chciałam studiować za granicą, jednak z różnych względów licencjat zrobiłam na lokalnej uczelni. Erasmus był niezapomnianą przygodą. Otworzył mi oczy na to, jak może wyglądać życie i nauka poza krajem - opowiada Joanna.

Wróciła na tę samą uczelnię, która gościła ją "na wymianie". Po pierwsze, spodobał jej się Problem Based Learning, który polega na przedstawianiu studentom sytuacji, z którymi mogą się spotkać w życiu codziennym i wymaga zastosowania do nich wiedzy teoretycznej nabytej z książek i wykładów. W praktyce wygląda to tak, że na każde zajęcia trzeba przygotować tzw. case (kazus).

Po drugie, rok akademicki rozłożony jest na sześć tzw. bloków, co oznacza, że w każdym bloku student skupia się tylko na dwóch przedmiotach, które zdaje pod koniec zajęć w tym bloku. To znacznie lepsze rozwiązanie niż przerabianie ośmiu dziedzin w tym samym czasie, a później kombinowanie, jak rozłożyć sobie sesję, żeby mieć szansę zdać i zdążyć się do wszystkiego przygotować.

- Fakt, iż skupiamy się na dwóch przedmiotach, nie oznacza, że jest mało pracy. Przerabia się materiał porównywalny do "zawartości" semestru w Polsce. Tygodniowo czytamy setki stron - opowiada Joanna.

Brakuje dobrego chleba

Według Joanny Holandia ma atrakcyjny system nauczania, a student posiada pełną kontrolę nad tym ile i jak się uczy.

- Tygodniowo mamy raptem po jednych ćwiczeniach na przedmiot i po jednym wykładzie - tłumaczy. - Resztę czasu spędzamy na przygotowywaniu się na zajęcia, co znacznie różni się od polskich systemów, gdzie na uczelni zdarzało mi się spędzać średnio 25 godzin w tygodniu.

Przebywanie za granicą nauczyło Joannę patrzenia na sytuacje z kilku perspektyw.

- Nie wszystko, co dla mnie jest oczywiste, będzie tak samo jasne dla innych. Trzeba brać pod uwagę różnice kulturowe - podkreśla. - Motywującym jest fakt przebywania z osobami, które mówią płynnie w kilku językach. Można też uświadomić sobie, jak dobre jest polskie jedzenie, a przede wszystkim chleb. Holandia nie słynie niestety z dobrej kuchni. Myślę, że nauczyłam się nabierania dystansu do wielu spraw i poszerzam sobie perspektywy patrząc na to, co robią inni - jak odnajdują się w międzynarodowym środowisku, jak planują sobie życie. Mogę "zaczerpnąć" najlepsze cechy od każdego z moich tutejszych kolegów i znajomych.

Studenci wszędzie lubią się bawić

Według Joanny, życie studenckie w Polsce i za granicę jest podobne.

- Studenci wszędzie lubią się bawić - uśmiecha się dziewczyna. - Ciekawym elementem towarzyskich spotkań jest fakt, iż można dowiedzieć się wielu rzeczy o innych nacjach, językach i obyczajach. Często też korzystamy z okazji, żeby poćwiczyć obcy język, który jest językiem rodzimym dla innych w grupie, na przykład hiszpański.

Można na własnej skórze przetestować przeróżne stereotypy, które ostatecznie, w wielu przypadkach okazują się dalekie od prawdy.

Joanna podczas studiów w Holandii w Łodzi była tylko na święta Bożego Narodzenia w ubiegłym roku.

- Ale zamierzam jeszcze odwiedzić rodziców w lutym - zapowiada. - Łódź jest miastem, w którym się wychowałam, więc bez względu na to, jak bardzo jest zaniedbana, zawsze pozostaje sentyment. Muszę przyznać, że po konfrontacji z szeroko rozumianym Zachodem, zrodził się we mnie patriotyzm, także ten lokalny, do Łodzi. Polskę trzeba reklamować, bo - niestety - niektórzy nie mają o niej zielonego pojęcia. Na przykład myślą, że używamy cyrylicy jak Rosjanie.

Joanna ma kilka planów na ,,po studiach", ale jeszcze są mało sprecyzowane.

- Żeby studiować w Holandii, musiałam przedstawić dyplom z ukończenia studiów, wykaz ocen i oczywiście zaaplikować pisząc CV i list motywacyjny - wylicza. - Codzienne życie jest tam nieco droższe niż w Polsce, ale niektóre ceny są podobne. Średnio miesięcznie wydaję około 200 euro, włączając w to jedzenie i wydatki na książki . To kwota bez kosztów wynajmu pokoju. Ale przyznaję, że nie jestem rozrzutna...

Uniwersytet w Maastricht, na którym studiuje Joanna, przyciąga coraz więcej studentów z Polski. Teraz studiuje tam 150 naszych rodaków.

Czy chce wrócić na stałe do Łodzi?

- Zawsze chciałam wyjechać, więc raczej nie - odpowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki