Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sulejów: Pies szczekał zbyt głośno. Sąsiad nie wytrzymał i go zastrzelił

Joanna Leszczyńska
- Nie przypuszczałem, że z 25 metrów wiatrówką powalę psa - mówi Piotr W.
- Nie przypuszczałem, że z 25 metrów wiatrówką powalę psa - mówi Piotr W. 123RF
W zimną styczniową noc Halina wyszła na swą ostatnią służbę. Było po 22, kiedy jej pani usłyszała jęk. Domyśliła się, że to był jęk Haliny. - Pewnie psu coś upadło na łapę - pomyślała. Z balkonu wydawało jej się, że suka położyła się na śniegu. Ale zaniepokoiła się dopiero rano, kiedy Halina nie przyleciała jak zwykle, kiedy ją zawołała. Znalazła ją martwą pod wiatą.

Dla całej rodziny było jasne, kto zabił Halinę. Ich sąsiad nie mógł znieść szczekania psa i odgrażał się, że jak go nie uspokoją, to on to zrobi.

Imię po teściowej

Właściciele Haliny nie mogą pogodzić się ze stratą. Kupili ją, kiedy była dwumiesięcznym szczeniakiem. Jako szósta w miocie nie miała rodowodu. Mniejsza o to, bo piesek miał dobre pochodzenie. Rodzice byli owczarkami belgijskimi, uhonorowanymi medalami na wystawach psów. Suka dostała imię po byłej teściowej jej pana. - Tak wyszło - twierdzi jego obecna konkubina, dając do zrozumienia, by nie doszukiwać się w wyborze imienia psa żadnych aluzji. Ich kotka też nosi damskie imię - Gienka.

Od prawie dziewięciu lat Halina pełniła służbę na posesji państwa na Podklasztorzu w Sulejowie. - Traktowaliśmy Halinę jak członka rodziny - mówi Roman Gliszczyński. - Syn Kacper wychowywał się z nią od małego. To był spokojny pies. Nie gryzł. Typowy owczarek belgijski. Koledzy syna się z nim bawili, chodzili na spacery, ganiali się. Znajomi, którzy przyjeżdżali do nas, spokojnie wchodzili na podwórko.

Tuż za siatką ich domu jest Sulejowski Park Krajobrazowy. Zimą wygłodniała zwierzyna: dziki, sarny, lisy, zające podchodziły pod dom. Halina szczekała wtedy z całych sił. Tak samo było, jak zbliżał się ktoś obcy. - Ten pies rzeczywiście potrafił ujadać, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić - mówi Roman, sąsiad Gliszczyńskiego. - Tak jak wszyscy, którzy dłużej tu mieszkają.
Pod koniec grudnia na Podklasztorzu zaczął wynajmować dom Piotr W., przedsiębiorca z Sulejowa.

- Wiedział dobrze, w jakiej okolicy chce zamieszkać, że po sąsiedzku jest pies - opowiada Gliszczyński. - Krótko po wprowadzeniu się wystąpił do nas z uwagami, że przeszkadza mu szczekanie naszego psa. Powiedział wtedy spokojnie, bez złości: "Zróbcie coś, bo się nie da mieszkać". Kilka dni później już nam zagroził, że jak my nie uciszymy psa, to on go uciszy. Czy coś w tym stylu. Kilka dni później wezwał policję.

Policjanci chodzili po naszym podwórku i pytali, gdzie jest ten pies, który tak głośno szczeka. Bo Halina nawet nie wydała głosu. A czy głośno szczekała? Przecież od tego jest pies, by szczekał... Właściciele Haliny twierdzą, że przenieśli psa na drugą stronę posesji, by pójść na rękę sąsiadowi.

Ale Piotr W. zapewnia, że to nic nie pomogło. - Ten pies wył i ujadał dzień i noc, jakby go k.... ze skóry obdzierali - opowiada , zdenerwowany, że media zrobiły z niego ostatniego łobuza. - Ile razy chodziłem i prosiłem sąsiada o uciszenie tego psa. Prosiłem, żeby oboje przyszli i posłuchali, jak ten pies ujada. Moja druga połówka wyszła akurat ze szpitala z zagrożoną ciążą. Brała leki na jej podtrzymanie, powinna się dobrze wysypiać. Kiedy o tym im mówiłem, usłyszałem, że mogę kupić zatyczki do uszu, albo przenieść sypialnię na drugą stronę domu. W końcu moja pani przeniosła się na samą górę domu, gdzie spała na materacu, bo tam jeszcze najmniej było słychać tego psa.

Halina miała... pecha

Tego wieczoru Halina znowu dawała z całych sił. Piotr W. widział przez okno, że pies stał przy bramie. Niewiele myśląc, chwycił za wiatrówkę i przez otwarte okno strzelił w jego kierunku. - Pies miał pecha - mówi Piotr W. - Chciałem go tylko postraszyć. Myślałem, że trafię go w dupsko, będzie miał strupa i przestanie wyć. Nie przypuszczałem, że z 25 metrów wiatrówką powalę psa.

Zapewnia, że nie kupił wiatrówki po to, żeby się rozprawić z psem sąsiadów. Chciał sobie tylko zrobić męską zabawę i postrzelać do celu na podwórku. -Wiem, wpadłem na głupi pomysł. Ale mojej kobiecie łożysko się zaczęło odklejać, nie wytrzymałem. Żałuję. Lubię zwierzęta, nie jestem zwyrodnialcem. Miałem w życiu trzy psy, kota, papugi. Ale nie mogło tak być, że pies był ważniejszy niż moje nienarodzone dziecko.

Kacper wciąż płacze

Izabela Łukaszewicz, konkubina Romana Gliszczyńskiego, z bólem patrzy, jak bardzo to wszystko nadal przeżywa ich syn Kacper. Był bardzo przywiązany do psa. Jak się tylko go wspomni, zaczyna płakać. Budzi się w nocy. Stał się nadpobudliwy. Musi szukać pomocy u psychologa.

- Sąsiad napisał do nas list, że przeprasza, że ubił naszego psa, a jednocześnie dodał, że psu należy dać opiekę zarówno w nocy jak i w dzień - mówi Gliszczyński. - Bohomaz, który ciężko odczytać.

Właściciele Haliny zgłosili sprawę na policję i do piotrkowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Weterynarz, który przeprowadzał sekcję, stwierdził, że śrut trafił między czwarte i piąte żebro, przebijając dwie komory serca. Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie Trybunalskim skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Piotrowi W. W tzw. wyroku nakazowym piotrkowski sąd orzekł wobec niego 1500 złotych grzywny i 500 złotych nawiązki na rzecz zwierząt oraz utratę wiatrówki.

- Sąd w tym przypadku zastosował najniższą karę - mówi Agnieszka Kuźnicka, zastępca prokuratora rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim. - Zgłosiliśmy sprzeciw, uważając, że kara jest niewspółmierna do czynu.

Prokuratura domaga się kary pozbawienia wolności na 6 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywny i nawiązki w wysokości 500 złotych.

Nie tylko Halina

Grażyna Fałek, szefowa piotrkowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami cieszy się ze zmiany postawy prokuratury w sprawach, dotyczących znęcania się nad zwierzętami: - Przez wiele lat prokuratura umarzała je, uzasadniając małą szkodliwością społeczną. Teraz to się zmienia.

O uczynku Piotra W. mówi: - Celowanie z broni do człowieka czy psa jest naganne. Robi się to po to, by kogoś skrzywdzić. Rozumiem, że ten człowiek mógł być zdenerwowany, ale można było szukać pomocy chociażby u nas.

Ale Grażyna Fałek jest dzisiaj zbulwersowana inną sprawą. Kilka dni temu Sąd Apelacyjny w Piotrkowie Trybunalskim zmniejszył karę więzienia z sześciu do trzech miesięcy dla człowieka, który spalił żywcem małego kotka w piecu. To bestialstwo miało miejsce w gminie Wola Krzysztoporska w pierwszy dzień Bożego Narodzenia.

- 35-letni pijany mężczyzna wrócił z konkubiną do domu - opowiada Grażyna Fałek. - Ponieważ był z czegoś niezadowolony, wyrwał dzieciom z rąk kotka i wrzucił go do pieca typu koza. Nie patrzył, że dzieci płakały. Kotek ratował się ucieczką przed ogniem do komina, przez co zatkała się rura w piecu. Konkubina zawiadomiła policję, bo zaczęło się dymić. Niestety, było już za późno, by uratować kotka. Jestem oswojona ze złym traktowaniem zwierząt i wydaje mi się, że już nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć, ale ten czyn jest porażający.

W sądzie sprawca się tłumaczył, że nic nie pamięta, bo był pijany. Fakt, wyraził skruchę, że by tego już nie zrobił. Sąd Apelacyjny uznał, że jest jedynym żywicielem rodziny i zmniejszył mu karę.

- A to jego żywicielstwo polega na tym, że oboje z konkubiną korzystają z pomocy społecznej - ironizuje Grażyna Fałek. - Konkubina na pierwszej rozprawie żałowała, że zawiadomiła policję, bo wtedy mężczyzna nie stanąłby przed sądem.
Maria Mrozińska, kierowniczka schroniska dla zwierząt w Piotrkowie, widziała tego spalonego kotka, widziała, jak zakrywał oczy łapkami. Miał niespełna rok. - Nie możemy się zgodzić z takim wyrokiem. Jest za niski. Zbieramy pieniądze na postępowanie kasacyjne - mówi Maria Mrozińska.

W piotrkowskim schronisku dla zwierząt dowiadujemy się jeszcze o kolejnym bestialstwie, tym razem wobec psa. Ktoś anonimowo zgłosił, że właściciel domku letniskowego w Kolonii Witów zatłukł swojego psa, a potem go zakopał. Wcześniej w podejrzanych okolicznościach zniknęły szczeniaki tej suki. Sprawę wyjaśnia sulejowska policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie.

- Niestety, ludzie zgłaszają się od nas, jak dochodzi do drastycznych przypadków - mówi Grażyna Fałek. - Na pewno wiele osób wiedziało, że ten człowiek szczenięta też morduje, ale nikt tego nie zgłosił. Szkoda, bo być może matkę tych piesków można byłoby uratować.

Szkoda psiska...

Sprawa przeciwko Piotrowi W. odbędzie się w czerwcu. Oskarżony ma swoją wersję, dlaczego trafi przed oblicze Temidy.
- Prokurator się boi, bo media zrobiły nagonkę - mówi Piotr W. - Pijak, jadący samochodem, jak zabije człowieka, dostaje pół roku w zawiasach, a ja za to, że nieświadomie powaliłem psa, też mam tyle dostać? Pewnie, że szkoda mi tego psiska. Okazuje się jednak, że pies ma większe prawa jak człowiek. A ja przecież robiłem wszystko, by dziecko się urodziło.

Roman Gliszczyński od kilku miesięcy ma nowego psa - owczarka niemieckiego. - Ten to dopiero szczeka głośno - uważa właściciel. Ale Piotr W. nie rwie włosów z głowy: Poszczeka, poszczeka i przestaje.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sulejów: Pies szczekał zbyt głośno. Sąsiad nie wytrzymał i go zastrzelił - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki