Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święta Bożego Narodzenia w przedwojennej Łodzi [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Przedwojenne Boże Narodzenie u sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej w Łodzi
Przedwojenne Boże Narodzenie u sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej w Łodzi
Przed wojną święta w Łodzi wyglądały podobnie jak dzisiaj. Łodzianie odwiedzali sklepy, kupowali prezenty, a kupcy narzekali na słaby ruch. Panie wiele godzin spędzały w kuchni. Pamiętano o najuboższych. Organizowano dla nich gwiazdki, przygotowywano paczki.

Cofnijmy się do Łodzi lat 20. minionego wieku. Do czasów Wielkiego Kryzysu Gospodarczego. W 1929 roku, przed Bożym Narodzeniem, łódzcy handlowcy narzekali na słaby ruch i małe obroty.

- Handel przedświąteczny składa się zwykle z dwóch okresów - wyjaśniał dziennikarz "Echa". - W pierwszym, który już mija, sprzedawane są artykuły konfekcyjne, obuwie. W drugim okresie zwiększa się obrót na artykuły spożywcze. Jak nas informują łódzcy kupcy, handel w czasie pierwsze okresu był bardzo nikły wobec braku płynnej gotówki, poza tym wskutek obciążenia jakie ciąży nad wszystkimi konsumentami z powodu zadłużenia się w formie weksli ratalnych. W związku z tym także sprzedawcy artykułów świątecznych nie liczą na zwiększenie obrotów przed świętami. Ogólna depresja w życiu gospodarczym odbija się wyraźnie na handlu przedświątecznym.

Ale reporterzy "Echa" zastanawiali się też, co łódzkie dzieci chciałyby pod choinkę.

- Właściciele sklepów z zabawkami stwierdzają, że największy popyt jest na zabawki mechaniczne oraz gimnastyczno-sportowe - czytamy w "Echu" z grudnia 1929 roku. - Z dawniejszych nie zmniejszył się tylko popyt na żołnierzy, wszelkich gatunków broni. Słabo natomiast idą w sprzedaży wózki, małe koniki (duże na biegunach owszem), plastyczne krajobrazy wsi i gospodarstwa wiejskiego. Wiele gier towarzyskich straciło na uroku. Spośród lalek poszukiwane są tylko bardzo piękne, wymalowane, z marzącymi oczami.

Pod koniec lat 20. dziewczynki marzyły za to, by Mikołaj przyniósł im przyrządy do ręcznych robótek, małe maszyny do szycia. A ponoć niemowlęta nie zadowalały się zwykłymi grzechotkami, ale takimi, które wydawały różne dźwięki.

W 1929 roku pasterka w łódzkiej katedrze rozpoczynała się o godz. 23.

- W oba dni świąteczne wszystkie łódzkie kościoły wypełniły się po brzegi wiernymi - czytamy w "Echu" z 27 grudnia 1929 roku. - W godzinach popołudniowych cała Łódź przypuściła zaś szturm do kinoteatrów

A w łódzkich kinoteatrach można było wtedy obejrzeć "Titanica" z George'em O'Brienem i Virginią Vall.

Nie brakowało też wynikających z biedy dramatów. W wigilię 1929 roku otruła się 28-letnia, bezrobotna kobieta, Ida Kolma. Powodem była skrajna nędza. W stanie ciężkim odwieziono ją do szpitala w Radogoszczu. Samobójstwo próbował też popełnić 21-letni Czesław Erlich, mieszkający przy ul. Pasiecznej. Mężczyzna strzelił sobie w pierś z rewolweru. W beznadziejnym stanie trafił do szpitala.

Ale zdaniem ówczesnej prasy Boże Narodzenie 1929 roku upłynęło w Łodzi miarę spokojnie. Choć dziennikarze"Echa" zauważali, że spiżarnie gospodyń świeciły pustkami. Tłumaczono to drożyzną artykułów spożywczych.

W grudniu 1931 roku narzekano na ceny choinek. Twierdzono, że zwieziono ich do miasta bardzo dużo, ale handlarze nie chcieli zbijać cen. Zrobili to dopiero przed samą Wigilią. Pełno było też stoisk ze świątecznymi ozdobami.

- Sklepy, targowiska i kramy przeważnie zalane były niegustowną, krzykliwą tandetą zagraniczną - ubolewał dziennikarz "Ekspessu Ilustrowanego Wieczornego". - Gdzieniegdzie tylko torowało sobie drogę krajowe zdobnictwo choinkowe, które stoi na znacznie wyższym poziomie artystycznym. Z kilku bezwartościowych kawałeczków pluszu, bibułki czy innego materiału, krajowi wytwórcy produkują pomysłowe figurki, kolombinki, górali, kominiarzy, diabełki, małpki, niedźwiadki. Stwierdzić należy, że krajowe kukiełki cieszyły się bardzo duży popytem. Na ogół jednak było ich na rynku stosunkowo niewiele.

Święta w 1931 roku też nie należały do radosnych.

- Smutno było u kupca, którego gnębiła myśl o niezapłaconych wekslach i stosach protestów - pisał "Ekspress Wieczorny. - Niewesoło było u inteligenta, ponuro w izdebce robotnika, który z ledwością mógł kupić na święta kawałek mięsa i bochen chleba. Zawiodły też obliczenia właścicieli teatrów, kin, przedsiębiorców koncentrujących - święta nie były "kasowe". Smutne spędziła Łódź święta...

Gazety pisały, że Łódź została zredukowana o 30 procent, bo taki procent przedsiębiorstw handlowych zlikwidowano.
W przedwojennej Łodzi nie zapominano o ubogich, potrzebujących. Na początku lat 30. urządzano gwiazdkę dla żołnierzy, którzy święta spędzali w łódzkich szpitalach. Paczki rozdawał im Polski Czerwony Krzyż. W paczce znalazły się m.in. przybory do pisania, papeterię i różne drobiazgi. Natomiast świetlica PCK dla młodzieży, przy ul. Abramowskiego 22 organizowała "wspaniałą choinkę, przy której odbędą się popisy sceniczne dziatwy szkół powszechnych". "Tradycyjny opłatek koleżeński" urządzał przy ul. Sienkiewicza 11 Związek Kół Oświatowych Łodzi. Z kolei Zespół Zjednoczenia Narodowego Mocarnej Polski zapraszał na Jasełka do sali Publicznej Szkoły Powszechnej przy ul. Drewnowskiej 88. Dochód z przedstawienia był przeznaczony na urządzenie choinki dla najbiedniejszych dzieci. Trwała też akcja dożywiania dzieci prowadzona przez Komitet Wykonawczy akcji Rady Szkolnej. Zebrano ponad 13 tys. złotych.

W Wigilię 1936 roku na komisariaty policji zgłaszali się bezrobotni. Dostawali tam paczki zakupione z funduszów przekazanych przez ministra spraw wewnętrznych. W sumie świąteczne podarunki dostało 6 tys. bezrobotnych. W paczkach była słonina, kiełbasa, cukier, kasza, mąka, mydło. Sami policjanci też dostali prezenty. Przygotował je Związek Młodzieży Państwowej.

Z kolei Dział Chłopców Polskiej YMCA w Łodzi, dzień przed wigilią, urządził gwiazdkę dla trzystu, najbiedniejszych chłopców z Łodzi. Przed Bożym Narodzeniem 1936 roku przeprowadzono zbiórkę pieniędzy dla niejakiej pani Rudnickiej. Przedstawiano ja jako nieszczęśliwą wdowę wyeksmitowaną z pięciorgiem dzieci z ul. Przędzalnianej.

- Nieszczęśliwa kobieta zamieszkała z dziećmi w drewnianej szopie i od pół roku stara się o nowe pomieszczenie - pisał "Ekspress". - Nikt nie chce jej wynająć mieszkania, obawiając się, że po wyczerpaniu się zapomogi bezrobotna wdowa nie będzie płacić czynszu.

Pełną parą działały kuchnie rozdające posiłki najuboższym łodzianom. Największa mieściła się przy ul. Młynarskiej 42 i wydawała dziennie 3,5 tys. obiadów.

- Na ich przygotowanie użytkuje się 15 korcy ziemniaków, paręset kilogramów mięsa i tłuszczów, kilkanaście kilogramów soli - wyliczał dziennikarz "Echa".

Gazety podawały też przepisy na oszczędnościową wigilię. Miała się na niej znaleźć: zupa migdałowa, paszteciki z grzybów, sos żółty od szczupaków z kluseczkami, szczupak w szafranowym sosie, karp lub leszcz w czerwonym winie, szczupak smażony, krem waniliowy, mak z bułka lub kluseczkami i suszone owoce...

Przed Bożym Narodzeniem do pracy ruszali też kontrolerzy mięsa. Niejaki Putek i Zielenkiewicz, poszukując nielegalnego uboju dotarli do mieszkania Konałowiczów na Starym Mieście. Przystąpili do rewizji. Nie była to pierwsza wizyta u Konałowiczów. Kontrolerzy przeszukiwali mieszkanie, ale też komórki ich i sąsiadów. Właściciel domu zapowiedział, że jeśli takie wizyty kontrolerów będą się powtarzać, to wyeksmituje Konałowiczów. Kiedy kontrolerzy przeszukiwali komórki wpadła do nich córka Konałowiczów i zaczęła grozić, że ich zaszlachtuje... Zbiegli się sąsiedzi, przyjechała policja, a dziewczynę przed świętami aresztowano.

W łódzkich gazetach pojawiało się zwykle więcej informacji w rubrykach kryminalnych. Na przykład 38-letni Marian Jóźwiak wydzierżawił... tramwaj 54-letniemu Janowi Sochaczewskiemu z Justynowa. Ten za dzierżawę zapłacił 130 zł. Oszustwo szybko wyszło na jaw, a Marian Jóżwiak trafił na 10 miesięcy do więzienia.

W grudniu 1936 roku, przed świętami sensację wzbudziła śmierć 64-letniego Aleksandra Suwalskiego. Mieszkał w kamienicy przy ul. Zachodniej 18. Do jego domu wszedł dozorca, który miał do lokatora jakąś urzędową sprawę. Zobaczył, że Aleksander siedzi nieżywy w fotelu. Lekarz ustalił, że Aleksander Suwalski zmarł kilka dni wcześniej. Mężczyzna ten uchodził za samotnika i człowieka ubogiego, żyjącego wręcz w nędzy. Tymczasem po śmierci w jego mieszkaniu odkryto zbiór starych polskich i rosyjskich monet wartych fortunę! Okazało się, że zmarły miał też dom w Lutomiersku.

Pracownicy zarządu miejskiego, fizyczni i umysłowi, dostali bezzwrotne pożyczki świąteczne wynoszące 50 zł. Jednocześnie ostrzegano jak ustrzec się złodziei.

- Rok rocznie w okresie przedświątecznym napływają do Łodzi przestępcze elementy - można było przeczytać w grudniu 1936 roku w łódzkich gazetach. - Okres jest ten "wysokim" sezonem dla "doliniarzy" i "szopenfeldziarzy", czyli złodziei kieszonkowych i sklepowych.

Zauważono, że przed świętami do Łodzi zaczęli przybywać złodzieje z Warszawy. Zatrzymano m.in. kilka autobusów ze stolicy, którymi podróżowali. Były to głównie kobiety. Jak zaznaczono, "najzdolniejsze" i "najzręczniejsze" w kradzieżach sklepowych.

- Złodzieje przybyli autobusami, bo obydwa łódzkie dworce kolejowe są obstawione wywiadowcami, którzy niemal wszystkich przestępców znają z widzenia - wyjaśniano.
A jak podsumowało Boże Narodzenie z 1936 roku "Echo"?

- Święta minęły w Łodzi pod znakiem "normalnego" spokoju - czytamy w gazecie. - Poza kilkunastoma wypadkami, samobójstwami, jednym pożarem, strzelaninami spowodowanymi przez pijanych awanturników, przejechaniami oraz co charakterystyczne, pozostawianiem dzieci bez opieki, żadnych specjalnych ekscesów nie zanotowano. Mieszkańcy Łodzi zgodnie z tradycją, wieczór wigilijny, jak i pierwszy dzień świąt, spędzili w domach. Niewątpliwie przyczynił się do tego w dużym stopniu fakt unieruchomienia w czwartek wieczorem tramwajów, które były nieczynne, tak jak w piątek do godziny 13.

Reporterzy "Echa" zauważyli, że zyskali na tym taksówkarze i dorożkarze. Tym bardziej, że wigilia i pierwszy dzień świąt upłynęły przy deszczowej pogodzie.

- W drugi dzień świąt pogoda się zupełnie zmieniła - zauważono. - W nocy temperatura spadła, wypogodziło się. Ruch pieszy na ul. Piotrkowskiej był ogromny!

Wspomniany przez dziennikarzy pożar wybuch pierwszego dnia świąt w fabryce powroźniczej firmy "Napędy" należącej do Rassalskich i S-ka. Fabryka mieściła się przy ul. Napiórkowskiego. Straty oceniono na 50 tys. złotych.

W okresie Bożego Narodzenia większe łódzkie fabryki miały świąteczną przerwę. Na przykład w 1936 roku Widzewska Manufaktura, która zatrudniała wtedy 7 tys. osób, nie pracowała do 3 stycznia. W fabryce Poznańskiego, w której pracowało 3 tys. ludzi, przerwa trwała od 23 grudnia do 10 stycznia. U "Geyera"(2 tys. pracowników) nie pracowano od 22 grudnia do 2 stycznia.

W grudniu 1937 roku na święta oddano do użytku wiadukt przy ul. Tramwajowej. W Boże Narodzenie 1937 roku łodzianie chętnie chodzili do kin, by obejrzeć "Zapomnianą melodię". Zapraszało na nią m.in. kino "Palace"...

Pierwszy dzień świąt 1938 roku łodzianie spędzali w rodzinnym gronie. Po południu jednak Łódź nieco się ożywiła, na co wpływ miało uruchomienie komunikacji tramwajowej.

- Drugiego dnia świąt wielu statecznych mężów w towarzystwie żon i "przychówku" składało wizyty krewnym w pewnym naiwności przeświadczeniu, że cudza wódka lepsza - pisał dziennikarz "Echa". - Młodzież udała się na tańce. Z okazji świąt w Łodzi odbyło się szereg zabaw całonocnych i "wieczorków tańcujących".

Ostatnie przedwojenne święta były mroźne. Dlatego łodzianie odwiedzali chętnie liczne ślizgawki.

- Wielu łodzian zrezygnowało z świąt w swoim mieście i udało się na wywczasy w góry, wzbogacone w tym roku o niewątpliwą atrakcję jaką jest kolejka linowa na Gubałówkę - zauważyła łódzka prasa z końca grudnia 1938 roku.

Ostatnich przedwojennych świąt na pewno mile nie wspominał 54-letni Henryk Hofeier, mieszkaniec ul. Kątnej na którego żona wylała garnek z wrzątkiem.

W Boże Narodzenie 1938 roku łodzianie mogli też pójść do nowego kina "Palladium", które mieściło się przy ul. Napiórkowskiego 15 (dziś Przybyszewskiego).

- Kino "Palladium" mieści się we własnym gmachu, na wzór największych kin z zagranicy i w dodatku w gmachu specjalnie na ten cel wybudowanym- zachwalały nowe kino łódzkie gazety. - Sala obliczona na 1000 miejsc stanowi pod względem architektonicznym całość godną wspaniałego pałacu filmowego.

Na otwarcie kina przygotowano premierę filmu "Ułan księcia Józefa", z Jadwigą Smosarską i Franciszkiem Brodniewiczem w rolach głównych.

Przez następnych pięć lat Boże Narodzenie nie było było już takie wesołe. Przypadało bowiem na czas wojny... Na spokojne, szczęśliwe święta musieliśmy poczekać.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki