Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwester w "Rydygierze"

Anna Gronczewska
fot. Grzegorz Gałasiński
Z dr. Januszem Lasotą ordynatorem oddziału położniczego II Szpitala Miejskiego im. Rydygiera, rozmawia Anna Gronczewska

Pierwsze dzieci w Nowym Roku rodzą się zwykle w szpitalu im. Rydygiera. To taka noworoczna, łódzka tradycja?

Tak się dzieje w zasadzie od lat, że pierwszy łodzianin w Nowym Roku przychodzi na świat właśnie w naszym szpitalu. To zapewne zbieg okoliczności, niczego nie prowokujemy. Na pewno wpływ na to też to, że rodzi u nas wiele kobiet.

Fakt, że przychodzą tu na świat pierwsi łodzianie w nowym roku daje satysfakcję?

Oczywiście! Zwykle gdy w Nowym Roku rodzi się pierwszy łodzianin, to odwiedzają go władze miasta, z jakimiś prezentami dla dziecka. To miłe. Jestem szczęśliwy, że takie wydarzenie ma miejsce właśnie u nas. Stwarzamy takie warunki, by pacjentki dobrze się u nas czuły. To jest pewnie powodem naszej popularności.

Ale za to rzadko pewnie bawi się Pan na balach sylwestrowych?

No tak. Ale co ja na to poradzę? Taka jest moja rola. Pewnie, że nie uczestniczę w odbiorze porodu, bo zajmuje się tym zespół dyżurny. Jednak jestem o wszystkim informowany. Zawsze w sylwestra przyjeżdżam do szpitala. Na tym polega rola ordynatora, który powinien być zawsze obecny przy ważnych wydarzeniach.

Po latach utrzymujecie kontakt z dziećmi urodzonymi w pierwszym dniu Nowego Roku?

Tak. Na przykład z chłopcem, który jako pierwszy przyszedł na świat w 2000 roku. Pochodzi on z okolic Aleksandrowa Łódzkiego.

Szpital im. Rydygiera jest dziś jednym z najpopularniejszych szpitali położniczych w regionie...

Na to składa się praca wszystkich jego pracowników. Staramy się swoje troski, kłopoty zostawić za drzwiami szpitala, by właściwie odnosić się do pacjentek. Moim marzeniem moim jest, by kobiety przyjmowane do naszego szpitala czuły się tu bezpiecznie, nie były traktowane jak przedmiot, by pacjentki rodziła w znieczuleniu, w komforcie, nie bały się porodu. Dbamy o edukację personelu. Wiele położnych się dokształca, zdobywa dyplomy licencjackie i magisterskie. Nasz szpital ma tytuł szpitala przyjaznego dziecku. Ocenia to specjalny zespół, który przyjeżdża z Warszawy i nadaje ten tytuł.

A gdzie Pan się urodził?

Pochodzę z województwa świętokrzyskiego, od 1963 roku mieszkam w Łodzi. W Łodzi miałem dość liczną, bliską rodzinę, dlatego też zdecydowałem się na studia właśnie tutaj. Poza tym Łódź jest świetnym miastem. Kto tylko tu przyjedzie, trudno mu później wyjechać. Wiem to po sobie, ale też po rozmowach z innymi ludźmi. Przyjeżdżają ze Śląska, z Warszawy, trochę tu mieszkają, a potem osiedlają się na stałe.
Co ich zatrzymuje w Łodzi?

Fajna atmosfera tego miasta, specyfika mieszkających tu ludzi. Łatwo się tu człowiek adaptuje. Mamy też piękną ul. Piotrkowską, cudowne, secesyjne kamienice. Pewnie, że nie jest tu doskonale. Narzekamy na korki, rozkopane ulice, co na pewno nie ułatwia nam dojazdu do pracy. Jednak cieszę się, że powoli Łódź zmienia się na lepsze.

Pamięta Pan swoje pierwsze wrażenia z wizyty w tym mieście?

Było to jeszcze w liceum. Przyjeżdżałem tu na mecze piłkarskie i bokserskie. Te ostatnie były organizowane w łódzkiej Hali Sportowej. Jak na tamte czasy była bardzo nowoczesnym obiektem.

Ma Pan dziś swoje ulubione miejsca w Łodzi?

To na pewno ul. Piotrkowska. Urokliwa ulica! Zachwycają się nią goście z Polski i zagranicy. Mam dosyć bliską rodzinę we Francji. Kuzyn Filip jest Francuzem i pracuje jako lekarz. Był w Łodzi w latach 80. i po długiej przerwie niedawno znów mnie odwiedził z rodziną. Ten rodowity Francuz przecierał oczy ze zdumienia jak zmieniło się to miasto. Zabrałem go na ul. Piotrkowską, do Manufaktury. Chodził po łódzkich ulicach, zadzierał głowę do góry i był zachwycony. To mnie bardzo cieszyło, bo pamiętam, że gdy był u mnie w latach 80., narzekał, że Łódź jest szarym miastem.

Łódź zmienia się na lepsze?

Na pewno. Jednak potrzeba jeszcze sporo pieniędzy, by wyremontować kolejne budynki. W Łodzi dzieje się jednak coś dobrego.

Czy po latach może Pan powiedzieć, że cieszy się iż został łodzianinem?

Oczywiście! Mieszkam tu tyle lat, że traktuje Łódź jako swoje miasto. Miałem propozycję pracy z różnych szpitali na terenie całej Polski, na lepszych warunkach ekonomicznych, jednak to mnie nie skusiło. Wolałem zostać w mojej Łodzi!

Czego życzyłby pan łodzianom w nowym 2010 roku?

Przede wszystkim uśmiechu na twarzy! By ludzie byli sobie życzliwi, nie okazywali nerwów! Ja sam wolę się uśmiechnąć niż się kłócić! Marzy mi się też, bym mógł iść bezpiecznie z kolegami na mecz ŁKS-u i Widzewa. Tak jak kiedyś chodziliśmy na mecze Widzewa z Juwentusem Turyn. Czuliśmy się wtedy bezpiecznie na trybunach. Teraz człowiek się boi czy nie oberwie od jakiegoś chuligana. Mam nadzieję, że się to zmieni na lepsze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki