Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szletyńscy z Łodzi: rodzina, która walczyła o niepodległość

Anna Gronczewska
Stefan Szlatyński brał udział w rozbrajaniu Niemców, w 1918 roku
Stefan Szlatyński brał udział w rozbrajaniu Niemców, w 1918 roku Archiwum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi
11 listopada 1918 roku, po stu dwudziestu trzech latach niewoli, Polska odzyskała niepodległość. Walczyli o nią także liczni łodzianie. Do takich łódzkich rodzin o bogatych, patriotycznych tradycjach należeli Szletyńscy, a także Wocalewscy.

Jerzy i Stefan Szletyńscy byli legionistami, a także twórcami łódzkiego skautingu. Ze Szletyńskimi związana była zaś rodzina Wocalewskich. Siostry Jadwiga, Zofia i Maria to dziś legendy Związku Harcerstwa Polskiego...

Bracia Szletyńscy byli synami Mikołaja i Zofii z Daszewskich. Ich dziadek Ludwik był żołnierzem jednego z pułków piechoty Królestwa Polskiego. Mikołaj był zaś kolejarzem, zawiadowcą stacji. To sprawiało, że wędrował po kraju. Starszy z braci Szletyńskich, Stefan, przyszedł więc na świat w 1893 roku w Radomiu, po roku, w Jędrzejowie urodził się Jerzy.

Ale w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku rodzina Szletyńskich przeprowadziła się do Łodzi i zamieszkała w kamienicy przy ul. Nawrot. Jerzy został uczniem w Prywatnym Gimnazjum Męskim Zgromadzenia Kupców w Łodzi, później w Gimnazjum J. Radwańskiego. Potem na rok wyjechał do Krakowa. Tam przygotowywał się do matury, ale też działał w ruchu niepodległościowym. Tę działalność kontynuował po powrocie do Łodzi. Został skautem. Objął I drużynę skautową w Łodzi. A od września 1913 do 28 października 1914 roku był komendantem pracy skautowej na terenie Łodzi. W marcu tego roku został aresztowany przez carską policję.

CZYTAJ TEŻ: Mikołaj Mirowski: "PRL dała siłę świętu 11 Listopada"

- Pierwszego marca 1914 roku aresztowanie syna Jurka wraz z drużyną na wycieczce (ćwiczeniach) pod Łodzią - zanotował w swoim pamiętniku Mikołaj Szletyński. - Posiedział w więzieniu do 28 marca i został wypuszczony.

Kiedy wybucha I wojna światowa, Jerzy Szletyński staje na czele około 30-osobowej grupie skautów, która zgłasza się do komendantury Wojsk Polskich i która ma siedzibę przy ul. Mikołajewskiej 44 w Łodzi. Łódzcy skauci stają się żołnierzami I Brygady. Jerzy Szletyński zostaje mianowany podoficerem i przybiera pseudonim „Młocki”. 16 listopada 1914 roku walczy w bitwie pod Krzywopłotami, a w maju roku 1915 roku pod Konarami. Zostaje ciężko ranny. Dopiero następnego dnia koledzy ściągają go z pola walki. Tak te wydarzenia w książce „Szlakiem Pierwszej Brygady - Dziennik żołnierski” wspominał przyjaciel Jerzego Szletyńskiego, Wacław Lipiński.

- Dochodzimy do żyta, gdzie padł Jurek - pisał Wacław Lipiński. - Widać szybko, gorączkowo kopane wnęki. Jest!!! Zachwiałem się, gdy zobaczyłem skurczone ciało Jurka, gdy wtem Władek Łącki na wpół radosnym, na wpół rozpaczliwym głosem zawołał: żyje!!! Szybko złożyliśmy go na nosze. Edek Pfeiffer poleciał na przód do wsi przygotować lekarza. Serce nam biło młotem. Tysiące nadziei przelatywało przez głowę. W Kujawach już czekał lekarz 1 pułku, dr Medyński. Natychmiast zaczął mu golić głowę, a Jurek twarz miał czarną, unurzaną we krwi. Jęczał cicho. Lekarz nie robił najmniejszej nadziei. Może... może...

Niestety, te nadzieje okazały się płonne. Starszy sierżant Jerzy Szletyński umiera 25 maja. Ma 21 lat... Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari.

Stefan Szletyński przejmuje rolę młodszego brata. Angażuje się w działalność skautową i niepodległościową. W 1917 roku jest w składzie Naczelnego Inspektoratu Harcerskiego ZHP, które budowało się potem w 1918 roku. W listopadzie 1918 roku Stefan Szletyński bierze udział w rozbrajaniu Niemców na ulicach Łodzi. Wstępuje do Armii Polskiej. Bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po latach, już jako rezerwista, w 1938 roku, zostaje mianowany na stopień porucznika.

Stefan Szletyński kończy Szkołę Handlową Kupiectwa Łódzkiego. Wyjeżdża na studia politechniczne do Belgii. Kiedy wraca do Łodzi, pracuje jako nauczyciel w Gimnazjum Męskim Aleksego Zimowskiego. W 1929 roku kończy Państwowy Instytut Pedagogiczny w Warszawie. Następnie wyjeżdża do Nieszawy, gdzie wykłada w Państwowym Seminarium Nauczycielskim.

Wnuk Józefa Piłsudskiego: Korzystanie z wolności to nasz przywilej i obowiązek

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Jednak cały czas jest związany z harcerstwem - zapewnia Ryszard Iwanicki z Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz. - Między innymi w latach dwudziestych jest komendantem Chorągwi Łódzkiej ZHP. Obejmuje też na pewien czas stanowisko podinspektora w Kuratorium Oświaty w Łodzi.

Ale cofnijmy się do początku lat dwudziestych XX wieku. W czerwcu 1921 roku Stefan poślubia znaną łódzką harcerkę Jadwigę Wocalewską. Mają pięcioro dzieci. Urodzoną w 1925 roku córkę Zofię, w 1927 roku na świat przychodzi Jerzy, w roku 1929 - Jan, w 1931 Stanisława, a w 1932 roku - Andrzej. Dziś żyje z nich tylko Andrzej.

Jadwiga Wocalewska urodziła się w Łodzi, 6 sierpnia 1895 roku. Miała dwie siostry- urodzoną w 1894 roku Zofię i o dziesięć lat starszą Marię. Ich rodzicami byli Bolesław Tadeusz Wocalewski i Anna z Zakrzewskich. Ojciec był nauczycielem. Autorem i wydawcą podręczników szkolnych „Strzecha Rodzinna”. Przez wiele lat prowadził polską szkołę elementarną przy ul. Konstantynowskiej 51 w Łodzi.

CZYTAJ TEŻ: 11 listopada 1918 r.: Wielka Wojna, Józef Piłsudski i Rada Regencyjna

Najstarsza z sióstr, Maria, skończyła w swym rodzinnym mieście gimnazjum, a potem wyjechała do Krakowa. Tam studiowała nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach wróciła do Łodzi. Tak jak ojciec, została nauczycielką. Stała na czele Narodowej Młodzieży Niepodległościowej. Prowadziła tajne nauczanie w kółkach samokształceniowych. Na ich bazie powstawały drużyny skautowe. Maria została przyboczną w Drużynie Skautowej im. Emilii Plater w Łodzi. Między 1914 a 1916 roku była komendantką wszystkich łódzkich żeńskich drużyn skautowych. Po odzyskaniu niepodległości znalazła się w Prezydium Zjazdu Zjednoczeniowego wszystkich organizacji harcerskich kraju. W latach 1921-1923 roku była naczelniczką wszystkich harcerek. Została Harcmistrzynią Rzeczpospolitej.

Po wybuchu wojny została wysiedlona z Łodzi. Wyjechała do Warszawy. Włączyła się w działalność konspiracyjną. Kierowała też Domem Dziecka Rady Głównej Opiekuńczej w Skolimowie. Należała do Tajnego Naczelnictwa ZHP „Szarych Szeregów”. Była delegatką Naczelnictwa Harcerek. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, znajdowała się w internacie dla dziewcząt przy ul. 6 Sierpnia. Ulokowano tam tymczasową siedzibę Pogotowia. Już 4 sierpnia w internacie pojawili się Niemcy. Wszyscy musieli opuścić budynek internatu. Maria została zabrana przez Niemców z trzema innymi instruktorkami harcerskimi. Prawdopodobnie zginęła pędzona przed niemieckimi czołgami...

Jadwiga też bardzo mocno zaangażowała się w ruch skautowy. W czasie wojny-polsko bolszewickiej organizowała łódzki szpital harcerski dla ciężko rannych żołnierzy polskich. Znajdował się początkowo przy ul. Długiej (obecnie ul. Gdańska) 29, później przy ul. Kilińskiego 73. Było w nim trzydzieści łóżek. Chorymi opiekowały się tylko harcerki. Przez szpital przeszło około stu rannych.

W 1920 i 1921 roku Jadwiga była też Komendantką Chorągwi Łódzkiej ZHP. Po wybuchu II wojny światowej Jadwiga znalazła się w Warszawie. Wybuch Powstania Warszawskiego, tak jak siostrę, zastał ją w internacie przy ul. 6 Sierpnia. Jadwiga podzieliła los siostry. Zginęła razem z nią prowadzona przed niemieckim czołgiem... W Powstaniu Warszawskim walczyły też jej dzieci - Jerzy i Zofia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Harcerką została również Zofia Wocalewska. Skończyła Wyższą Szkołę Rolniczą i uzyskała tytuł inżyniera rolnika. Pracowała najpierw jako zarządca jednego z majątków, a potem przez dziewięć lat była dyrektorem Szkoły Rolniczej dla dziewcząt w Mokoszynie. Z harcerstwem związała się jeszcze jako uczennica gimnazjum. Należała do pierwszego zastępu harcerek łódzkich. W czasie wojny polsko-bolszewickiej, tak jak jej siostra Jadwiga, należała do grupy organizatorek łódzkiego szpitala harcerskiego dla rannych harcerzy i żołnierzy.

Gdy pracowała w szkole w Mokoszynie, nie zrezygnowała z działalności w harcerstwie. Do 1928 roku była członkiem Naczelnej Rady Harcerskiej, brała udział w Zlocie pod Wyszkowem. Kiedy otrzymała Krzyż Zasługi za pracę w mokoszyńskiej szkole, odbierała go w harcerskim mundurze.

Zofia Wocalewska zmarła w 1934 roku na skutek ciężkiej choroby płuc. Jej pogrzeb ściągnął tłumy łodzian i był manifestacją łódzkiego harcerstwa.

Zmarły na początku tego roku Jerzy Szletyński, syn Stefana i Jadwigi, miał dwanaście lat, gdy wybuchła wojna. Dobrze pamięta ojca Stefana. Imię dostał na cześć swego wujka, Jerzego Szletyńskiego, Przed wybuchem wojny Szletyńscy mieszkali w kamienicy przy dzisiejszej ul. Legionów 51 (przed wojną 11 Listopada).

- Tata był nastawiony na wychowanie młodzieży - wspominał ojca Jerzy Szletyński.- Z wykształcenia był pedagogiem, a z zamiłowania harcerzem.

Opowiadał, że po narodzinach dzieci jego mama Jadwiga nie pracowała. Zajmowała się domem.

- Przy piątce dzieci było co robić - mówił nam pan Jerzy.- Natomiast tata pracował cały czas aż do wybuchu wojny w inspektoracie szkolnym na stanowisku podinspektora szkolnego. Wizytował szkoły, to było podstawowe zadanie. Prócz tego od najmłodszych lat był całkowicie pochłonięty ideą ZHP, zresztą nie tylko ojciec, ale mama też, byli bardzo zaangażowani. Mama oczywiście potem już mniej, bo miała dom i nas, natomiast ojciec cały czas aż do 1939 roku pełnił tutaj różne funkcje. Najdłużej był komendantem męskiej chorągwi łódzkiej aż do wybuchu wojny.

Pan Jerzy pamięta, że ojciec został zmobilizowany już 15 sierpnia 1939 roku. Porucznik Stefan Szletyński w dzień przebywał w jednostce wojskowej w Łodzi, a na noc przychodził do domu. Pan Jerzy nie pamięta, co to była za jednostka. Byli wtedy na letnisku pod Łodzią. Rodzice zawsze starali się, by dzieci wyjechały na wakacje. Latem 1939 roku rodzina Szletyńskich wypoczywało w miejscowości Wykno, znajdującej się przy trasie wiodącej z Koluszek do Tomaszowa Mazowieckiego. Tam usłyszeli o zbliżającej się wojnie.

- Gdy już miała się zacząć wojna, było to chyba 29 lub 30 sierpnia, ojciec przysłał do Wykna naszego sąsiada - wspominał Jerzy Szletyński. - Sąsiad kazał się nam pakować i wracać do Łodzi. Spakowaliśmy się w nocy. Poszliśmy na stację w Wyknie. Nie zapomnę, że było wszędzie ciemno, ani jednego światełka. Zapamiętałem, że na torach stały kolejowe transporty wojskowe. Było widać, że się coś szykuje. 31 sierpnia wieczorem już byliśmy w Łodzi, tak że wybuch wojny zastał nas już w Łodzi w domu.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Po wybuchu wojny początkowo nic się nie działo. Stefan Szletyński wychodził rano do wojska, wracał wieczorem. 5 września dostał wieczorem telefon, żeby natychmiast się pakował i zameldował na komendzie. W tym dniu wycofywały się z Łodzi już wszystkie władze, policja, resztka wojska. Jerzy Szletyński do końca życia nie zapomniał chwili pożegnania z ojcem.

- Tata przytulił mnie i poprosił, bym nie płakał - opowiadał nam pan Jerzy. - Powiedział, że jestem najstarszy z braci i teraz ja mam się zajmować rodziną.

Pan Jerzy nigdy nie dowiedział się, gdzie w Łodzi służy ojciec. Wiedział tylko, że miał jechać gdzieś na wschód.

- Myśmy z mamą i rodzeństwem zostali - mówił nam Jerzy Szletyński. - Po dwóch dniach wkroczyli Niemcy. Akurat żeśmy dobrze widzieli, bo oni wkraczali od strony Konstantynowa, czyli musieli jechać naszą ulicą. Pierwszego dnia przyjechał patrol na motorze, a potem uroczyście wkraczali z orkiestrą na koniach, pięknie wszystko było. Z drugiej strony było to niesympatyczne, ponieważ w Łodzi jednak było dużo Niemców - jak się okazało wszyscy o tym wiedzieli, ja nie - byli bardzo owacyjnie witani. To było przykre, w końcu wkraczali okupanci, a byli witani przez dość dużą ilość ludzi, zresztą z flagami, ze swastykami i tak dalej. Potem rozpoczęło się życie niezbyt wesołe, bo wiadomo, kłopoty z żywnością. Natomiast Niemcy pozwolili otworzyć szkoły, ale tylko podstawowe, powszechne. Poszedłem do szkoły. Zresztą nie tylko ja, bo moi bracia i siostra też. Żeśmy tak żyli do 12 grudnia, chodząc do szkoły i trochę pomagając w zdobywaniu żywności, bo z tym było najgorzej.

Przed długi czas rodzina Szletyńskich nie wiedziała, co dzieje się z ojcem. Pierwszy list dostali w grudniu 1939 roku. Nie mieszkali już wtedy w Łodzi. Zostali wysiedleni przez Niemców do Krosna. Ale w Łodzi została Maria Wocalewska, siostra matki pana Jerzego. Ona odebrała ten list i przekazała rodzinie.

- W sumie przyszły jeszcze dwa listy, na początku 1940 roku - opowiadał Jerzy Szletyński. - Jeden tata napisał do swej mamy Zofii...

Z Krosna rodzina Szletyńskich przeniosła się do Warszawy. Mieszkali już w stolicy, gdy niemieckie gazety umieściły tak zwaną listę katyńską. Znalazło się na niej nazwisko porucznika wojska polskiego, Stefana Szletyńskiego.

- Razem z rodziną zrobiliśmy wszystko, by nie dowiedziała się o tym nasza mama- wspominał pan Jerzy. - I do końca swego życia nie dowiedziała się o śmierci męża. Zachował się list pisany przez mamę w lipcu 1944 roku. Była przekonana, że ojciec żyje...

Jerzy Szletyński walczył w Powstaniu Warszawskim. Po nim dostał się do stalagu w Niemczech. Po wyzwoleniu przedostał się do Włoch, do armii generała Władysława Andersa. Tam spotkał przyjaciela rodziny, generała Franciszka Edwarda Pfeiffera. To on ostatecznie potwierdził, że jego ojciec nie żyje. Powiedział, że spotkał go ten sam los, co innych polskich oficerów, którzy znaleźli się w rękach Rosjan.

- Choć gdyby ojciec w czasie wojny został w Łodzi, to pewnie wpadłby w ręce Niemców- mówił nam Jerzy Szletyński. - Już nie mieszkaliśmy w tym mieście, a trzy razy po niego przychodzili na ulicę Legionów...

Po wojnie Jerzy Szletyński wrócił do Łodzi. W 1950 roku zmarła jego babcia Zofia. Przed śmiercią prosiła, by do trumny włożyć jej list, który Stefan przysłał jej z Kozielska. Pan Jerzy spełnił prośbę babci.

- Przepisałem ten list, a oryginał włożyłem do jej trumny- opowiadał.

Jerzy Szletyński wiele lat pracował w przemyśle papierniczych. Gdy przeszedł na emeryturę, zaczął działać w Rodzinie Katyńskiej. Osiem razy był w Katyniu, na mogiłach pomordowanych oficerów. Wspominał swojego ojca...

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki