Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Hołownia: Opozycja tkwi w komforcie, a trzeba walczyć

Wojciech Rogacin
Wojciech Rogacin
Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
22.01.2021 warszawa plan dla polski ruchu polska 2050n/z szymon holowniafot. adam jankowski / polska press
22.01.2021 warszawa plan dla polski ruchu polska 2050n/z szymon holowniafot. adam jankowski / polska press Adam Jankowski
Nie wierzę w jeden blok opozycji, ale rozważamy pójście do wyborów w jakimś bloku. Nie damy się jednak traktować, jak przystawka - mówi Szymon Hołownia, lider ruchu Polska 2050. Mówi też o wyborach, przejęciach polityków opozycji, wyroku ws. aborcji, programie 500+

Czy chce pan zostać premierem?

Kiedy się idzie do polityki, to trzeba zakładać taką ewentualność. Wchodziłem do polityki startując w wyborach prezydenckich. Ta formuła, którą daje ten urząd i możliwości nadane mu przez Konstytucję, nadal są bardzo mocno w moim sercu i może kiedyś uda mi się ten urząd pełnić. Natomiast jeżeli nasza formacja wygra wybory, czy to sama czy w bloku, i będzie taka możliwość, to oczywiście, że nie uchylę się od odpowiedzialności. Funkcja premiera w polskim systemie politycznym jest najbardziej sprawcza. Premier, to polityk, który rzeczywiście może załatwiać sprawy. A do polityki idzie się po to, żeby sprawy załatwiać. Więc odpowiedź brzmi: tak.

Ostatni sondaż z wtorku pokazuje wyraźnie, że gdyby wybory odbyły się dzisiaj, opozycja by je wygrała. PiS straciłby władzę. To dla was nadzieja?

Ja z sondażami nauczyłem się żyć przez tych dwanaście miesięcy. Wiem jak potrafią być kapryśne, jak potrafią się różnić w zależności od metodologii, afiliacji, czy sympatii, którą ma dana sondażownia. Obecnie sondaże dają nam od 15 do 28 proc. Patrzymy na nie z pokorą, wiedząc, że najważniejszy jest trend. Naprawdę nie jestem człowiekiem, któremu mówiąc potocznie „odbija” po dobrym sondażu. Mam świadomość tego, jak ważny jest organiczny wzrost, bo przez ostatnich parę miesięcy nie robimy nic innego, tylko tę właśnie organiczną strukturę budujemy. Realnie jesteśmy dziś między 15 a 20 procent poparcia, ufa nam od dwóch do trzech milionów Polaków. Tak pokazują też nasze sondaże, co nas bardzo cieszy. Kiedy dzisiaj patrzę z bliska na procesy rozkładu, jakie zaczynają toczyć Zjednoczoną Prawicę, coraz częściej mam przekonanie, że trwanie tego rządu spowodowane jest głównie tym, że ludzie nie widzą za bardzo konkretnej alternatywy po drugiej stronie, nie czują tu nadziei, widzą tylko rytualne straszenie PiS-em.

Opozycja nie chce wygrać wyborów?

Opozycja - choć oczywiście nie cała - zdecydowanie za często chce być opozycją. A przecież sama definicja opozycji jest taka, że bycie opozycją to walka o to, by być rządem, wziąć odpowiedzialność. To opowieść o komforcie, ale nie o dyskomforcie. Trzeba tu walczyć, trzeba się rwać do przodu, trzeba mieć pomysł, trzeba zarażać ludzi wizją. Ja wierzę, że my będziemy w stanie po tej stronie - w takiej czy innej konfiguracji - w ciągu najbliższych miesięcy wygenerować taką propozycję, żeby te fatalne rządy Zjednoczonej Prawicy wreszcie zakończyć. Bo po tej stronie jest wielu ludzi, którzy ocalili w sobie jeszcze ten gen walki, chce im się, tyle że tkwią wciąż w paraliżujących działanie strukturach. Rozmawiamy z nimi. Mam nadzieję, że będziemy współpracować.

Wielu komentatorów twierdzi, że jesteście ewenementem na polskiej scenie politycznej z jednego powodu: wszystkie nowe ugrupowania powstawały zazwyczaj przed samym wyborami parlamentarnymi, wy macie do wyboru 3 lata. Jeżeli wybory się odbędą w konstytucyjnym terminie to może być tak że Hołownia będzie główną siłą polityczną, albo Hołowni może w polityce nie być.

Musimy zrobić wszystko, żeby spełnił się ten pierwszy scenariusz. Nie jesteśmy demiurgami. Jesteśmy ludźmi od ciężkiej pracy. Proszę zobaczyć, ile razy już mi i nam przepowiadano polityczną śmierć. Pamiętam, kiedy startowałem w wyborach prezydenckich - te pierwsze heheszki, uśmieszki politologów i komentatorów, szefów sondażowni mówiące: „O, objawił się drugi Tanajno”. Zakładali się przecież na Twitterze czy dojdę do progu 2 procent.Pamiętacie państwo, kiedy już było po drugiej turze wyborów prezydenckich i wtedy wszyscy już mówili: „no dobra, to się nie uda, nie ma takiej możliwości. Trzy lata? Nigdy w życiu - nie ma pieniędzy, nie ma struktur, nie ma siły”. Dzisiaj tego typu głosów słyszę coraz mniej. Dziś słyszę raczej: aha, oni są, to nie kometa, oni zostają tu na dobre, trzeba się wobec nich jakoś ułożyć. Nie przesadzam: nie marnujemy ani dnia, ani godziny. Kilkadziesiąt osób tutaj, w Warszawie i kilkaset w całej Polsce codziennie od rana do wieczora angażując wszystko, co ma, pracuje nad tym, żebyśmy za kilka miesięcy byli silniejsi jako struktura, żeby nie wygasła energia. Nasi wspaniali ludzie robią więcej, niż można zrobić. A skoro jesteśmy dzisiaj tu, gdzie jesteśmy, to wierzę, że kilka-kilkanaście miesięcy będziemy dużo dalej, zalogujemy się do systemu po to, by go zmienić. Nasze działanie to oczywiście olbrzymie wyzwania, organizacyjne, finansowe…

Kto was będzie finansował?

Nic się nie zmieniło, finansujemy się cały czas ze zbiórki obywatelskiej, z darowizn, które wpłacają ludzie. Jesteśmy finansowo stale blisko kreski, jeżeli mamy pieniądze, to nigdy na więcej niż na kilka tygodni do przodu. I robimy więcej niż wielkie partie, które nie muszą w tej sprawie kiwnąć palcem, bo mają co roku miliony z budżetu państwa.

A kampania wyborcza to będą olbrzymie koszty.

Kampania to ogromne koszty, natomiast na kampanię być może będziemy mieli już wszystkie struktury tak zorganizowane, że będziemy mogli wziąć kredyt. Choć oczywiście naszych własnych środków też będzie trzeba wiele.

Liczycie na przedterminowe wybory? Czy może wybory odbędą się w terminie konstytucyjnym dopiero za 2,5 roku?

Uważam, że jest większe prawdopodobieństwo, że ten rząd i ta większość nie dojedzie do końca kadencji, niż że dojedzie. Ale nie wiem, kiedy to się skończy. Być może w tym roku, w drugiej jego połowie, może wybory będą szybsze o kilka miesięcy.

Dla was wcześniejsze wybory to szansa?

To jeszcze większe wyzwanie. Duże organizacje polityczne mają poukładany rytm, przechodziły to dziesiątki razy, na dzwonek odpalą sobie tryb wyborczy. My będziemy musieli znów postawić to pod podstaw, ale bez obaw, damy radę.

Uważa pan, że pozycja Jarosława Kaczyńskiego słabnie? Ostatnie ostatniego jego posunięcia, jak piątka Kaczyńskiego, czy ustawa aborcyjna przysporzyły PiS-owi chyba więcej kłopotu niż pożytku.

Tak, tylko proszę pamiętać w jakich warunkach Kaczyński dzisiaj rządzi. To nadal jest polityk wagi ciężkiej, to nadal jest ktoś, kto ma do dyspozycji nieograniczone środki, wszystkie narzędzia państwa. PiS wydaje miliony na szczegółowe badania, szkoli się w zaawansowanych technologiach obróbki danych. W przejęciach medialnych, które dziś robią, nie papierowe gazety są przecież - z całym szacunkiem - dla nich ważne, a portale, dane ich użytkowników, na nich będą chcieli zbudować sobie następną kampanię wyborczą. Kaczyński nie utracił wciąż jednej swojej cechy: zwykle człowiek gdy widzi ścianę - naciska hamulec, Kaczyński naciska pedał gazu i patrzy, czy ściana się usunie. Nie wiem jednak naprawdę, czy w końcu się nie przeliczy, do tej pory udaje mu się powstrzymać jego od zawsze największy koszmar: schizmę z prawej, ale Zbigniew Ziobro naprawdę chyba nie zamierza się poddać, i wiedząc że w PiS-ie nie ma czego szukać, tam schedę przejmie ktoś z grupy delifinów: może Błaszczak, może namaszczany właśnie Obajtek, nie wiadomo, będzie musiał w końcu zacząć solowy marsz walcząc o pozycję lidera na skrajnej prawicy.

Tylko wszystkie sondaże wskazują, że Solidarna Polska sama do sejmu nie wchodzi.

Ale Ziobro nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. I naprawdę kalkuluje, czy bardziej opłaca mu się - i politycznie i finansowo - dziś wciąż być jeszcze w Zjednoczonej Prawicy, czy grać już na siebie, na jej trupie. Cały ten koalicyjny układ ma zaszytych w sobie tyle zapalników, że niby wszystko nadal jedzie, ale nigdy nie wiesz, który odpali na którym wertepie. Dwadzieścia razy się uda, za dwudziestym pierwszym - nie. Obserwujemy nastroje na obrzeżach Zjednoczonej Prawicy. Coraz więcej tam ludzi, którzy nie wierzą, że ich strona wygra, że nawet jeśli dziś nikt po drugiej stronie nie jest od nich silniejszy solo, to opozycja w końcu się skrzyknie i ich pogoni. Część z nich boi się, że zaczną się rozliczenia, że może pójdą siedzieć. Kaczyński może próbować trzymać ich w szachu, ale decyzje o losie tej koalicji podejmowane będą ostatecznie gdzie indziej. Przy stole w domu jakiegoś posła i senatora, który zjedzie na weekend do domu i usłyszy od żony i bliskich: „Słyszysz, co ludzie mówią? Widzisz, jak na was psioczą? Pakuj się i przeprowadzaj, jeśli ci życie miłe”. A ludzie mówią i psioczą. Na to, jak rząd zarządza skutkami pandemii, jakie wsparcie dostają przedsiębiorcy, jak wygląda szkoła, dostęp do szczepień. Rozumiem, że Kaczyński chciał przykryć nieudolność rządu w tej sprawie kolejną odsłoną aborcyjnej wojny, ale to też nie przysporzy mu zwolenników, z tego w długiej perspektywie będzie miał tylko kłopoty.

A pan jest przeciwny wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji?

Jestem przeciwny z bardzo wielu powodów. O wielu mówił sędzia Kieres swoim zdaniu odrębnym. Jeden z nich jest fundamentalny z punktu widzenia prawa: jeżeli w parlamencie znajduje się obywatelski projekt ustawy, to obowiązkiem Sejmu jest rozstrzygnąć tę kwestię, a nie przerzucać odpowiedzialności na sąd konstytucyjny Jeżeli Kaczyński chce uchwalać zmiany prawa aborcyjnego, niech to zrobi sam, a nie idzie do Julii Przyłębskiej. Jest też argument moralny. Władza nie ma prawa zmuszać kogokolwiek do heroizmu. Ona może wspierać ludzi w heroicznych decyzjach, nakłaniać udzielaną pomocą do ich podjęcia, ale nie ma prawa ich pod groźbą kary wymagać. Jest wreszcie powód trzeci, nazwijmy go społecznym. To, co zjednoczyło w oburzeniu po tym wyroku bardzo różnych ludzi to to, że Kaczyński jednoosobowo podjął sobie o dramatach tysięcy ludzi, dla niego to polityczny ruch, dla tych ludzi to ich łzy, cierpienie, dramat. To było wstrząsem - że on to zrobił tak bezczelnie, tak bezpardonowo, tak nie licząc się z nikim, bez żadnej dyskusji w Sejmie. I dlatego uważam, że tym gestem odebrał on całej klasie politycznej prawo do podejmowania teraz jakichkolwiek decyzji w tej sprawie, tu już nie ma miejsca na zespoły polityków, co wypracowują rozwiązania, ludzie muszą wypowiedzieć się sami. Ustawa z 1993 roku miała to do siebie, że wszyscy się z nią nie zgadzaliśmy. I to przez 27 lat była jedyna zgoda w sprawie aborcji na jaką było nas stać. Zgoda na to, że się nie zgadzamy. I on to po 27 latach wysadził, bo bał się żeby go Ziobro nie zaszedł z prawej. Nawet to.

Rozpęta to nową burzę o aborcję w Polsce?

To przede wszystkim skończy się ogromem cierpienia. Urodzi się mniej dzieci, bo kobiety będą się bały zachodzić w ciążę. Będą rezygnowały z badań prenatalnych, a to oznacza, że mniej będzie szans na perinatalne leczenie, i z tych dzieci, które się urodzą, więcej urodzi się dużo bardziej chorych. Jak się wprowadza cywilizację życia batem, to się to kończy oceanem łez i mnóstwem niepotrzebnych śmierci. Każda z tych łez, z tych śmierci obciąży sumienie Kaczyńskiego i jego pomagierów.

Media prawicowe wyciągnęły panu, że zmienił pan zdanie w sprawie aborcji.

To manipulacja, bo ja go nie zmieniłem. Nigdy nie stanę z krzyczącymi: „Hej, hej, hej, aborcja jest OK”. Aborcja nie jest OK. Dla mnie zawsze jest dramatem, nigdy nie jest dobrem. Tyle, że wyciągam z tego inne wnioski, niż PiS. Oni mówią: ponieważ aborcja nie jest dobrem, żeby nikt jej nie robił - wyślemy policjanta. Ja mówię: najpierw stwórzmy kobiecie, rodzinie, która staje przed dramatycznym wyborem, możliwość wyboru czegoś innego, niż mniejsze zło. Nie wybierajmy za nich, ale zaopiekujmy się nimi, nie ulica, niech państwo powie kobiecie: „Nigdy nie będziesz szła sama”. Sędzia Kieres pisał i o tym, o tym, gdzie jest w Polsce ta pomoc psychologiczna dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, ile dzieci korzysta z opieki hospicjum perinatalnego, gdzie jest opieka wytchnieniowa? Najpierw okażcie swój heroizm we wspieraniu, a dopiero później miejcie odwagę sugerować komuś - bo nie nakazywać - że powinien zachowywać się heroicznie. Faryzeusze, „wkładają ludziom ciężary nie do uniesienia, sami palcem ich nie dotykając”. Nie, idąc do polityki nie zmieniłem poglądów, zmieniłem perspektywę. Wiem, że mój pogląd nie jest jedyny, chcę wziąć odpowiedzialność za państwo, w którym mamy różne poglądy. Już święty Tomasz pisał, że twoja etyka nie zawsze musi przekładać się na prawo obowiązujące w państwie wszystkich, do tego na pewno nie dochodzi się przymusem.

Wracając do pana Ruchu. Uważa pan, że przyjmowanie czy przejmowanie polityków Platformy jest dobrą strategią? Nie obawia się pan, że taka strategia zniechęci do pana środowiska ludzie, którzy w jakiś sposób zawiedli się Platformą?

No ale przecież ci ludzie, skoro wychodzą z Platformy, to wychodzą właśnie dlatego, że się nią zawiedli. Więc jest pełna zgodność między wybieranym a wyborcą, czyż nie? Wiem dobrze, że nasza obecność na scenie politycznej jest nie na rękę dokładnie wszystkim, nie muszę rano zastanawiać się, kto chce mnie „zabić”, bo wiem, że wszyscy, mam to więc z głowy (śmiech). I zawsze będą narzekać: jak przyjdzie do nas ktoś z PO, to będą marudzić, że dlaczego nie z PiS-u, jak przyjdzie ktoś z PiS-u: a dlaczego przyjęliście kogoś, kto dokładał rękę do takich strasznych rzeczy. Gdy nie mieliśmy posłów, słyszeliśmy: nie macie posłów w Sejmie, jesteście klubem dyskusyjnym, żadnej sprawczości politycznej, o czym my rozmawiamy? Jak mamy posłów: dlaczego wy przejmujecie posłów? Jak śmiecie, przecież mieliście być zupełnie spoza tej polityki? Itd. Itp.

Będziecie nadal przeciągać polityków?

Chcemy mieć koło w Sejmie i ten cel osiągniemy. Nie było nas, gdy miały miejsce ostatnie wybory, dziś jesteśmy, popierają nas miliony ludzi, więc powinniśmy być reprezentowani w Sejmie. A w Sejmie nie ma innych posłów, jak ci, którzy zostali wybrani z innych list. Nasz ruch opiera się na nowej energii, obywatelach, którzy mieli już dość sceny zabetonowanej odwieczną, rytualną walką PO i PiS-u, chętnie jednak otwieramy się na tych polityków, którzy myślą tak jak my, są z naszego DNA, podzielają nasze programowe założenia: chcą z nami budować partię solidarności pokoleniowej, reprezentującą i seniorów, i osoby w sile wieku, i interesy naszych dzieci, taką która zamiast kłócić się o to kto z kim pił wódkę w Magdalence, będzie każdą podejmowaną dziś decyzję oceniała w prostym kluczu: nie czy przedłuży mi to kadencję, ale jak to wpłynie w perspektywie pokolenia na życie moich dzieci (stąd zresztą 2050 w nazwie naszego ruchu). Potrzebujemy koła w Sejmie, żeby nasi posłowie mieli szerszy dostęp do mównicy, nie byli traktowani tak jak teraz, jak niezrzeszeni. Ale nie mamy snów o jakimś wielkim klubie. Duży klub chcemy mieć w przyszłym Sejmie.

W regionie lubelskim nie wszyscy z waszego Ruchu byli zadowoleni z przejścia Joanny Muchy.

Powodem zamieszania było to, że - bojąc się przecieków, które wtedy realnie nam groziły - nie mogliśmy wszystkich odpowiednio wcześniej poinformować. Joanna jest już jednak po spotkaniach z naszymi liderami, w tym powiatowymi, w chwili, gdy poznali ją osobiście, gdy przestała być tylko opisywaną przez media, często bardzo jej wrogie, figurą, lody zostały przełamane, dziś zapowiada się naprawdę fajna współpraca. Nasz ruch jest nowy w tym sensie, że opowiadamy się przeciwko starym podziałom. Nie ma u nas politycznego sekciarstwa, nie brzydzimy się tym, że ktoś był tu, a ktoś tam. Zgadzasz się z nami, czujesz tak samo, chcesz działać, umiesz - zapraszamy. Nasz cel to wygrana po to by zbudować lepszy rząd, wszystkie ręce na pokład.

Powiedział pan bardzo ciekawą rzecz na początku, że opozycja straciła wolę walki i chęć wygrywania. Z czego to wynika?

Nie wiem. Może z zastania, rytualizacji sceny? Przecież obie główne partie, PiS i PO w tym właśnie roku obchodzą swoje 20 - lecie. To szmat czasu, bo świat w tych dwóch dekadach przyspieszył tak, że tych 20. lat to prawie parę wieków. PiS, jeśli nie pojawi się nowa siła, będzie tak trwał i nadal orbanizował Polskę. A PO w tym kształcie na pewno nie wygra z PiS-em. Mówiłem to ja - wyborca PO przez wiele lat - gdy szykowałem się do wyborów prezydenckich: kandydat PO na pewno nie wygra z kandydatem PiS-u, dlatego potrzebna jest alternatywa. Platforma mogła wystawić Charlize Theron, Micka Jaggera, Joe Bidena a nawet Ojca Świętego - jeśli w 2020 byliby kandydatami PO - i tak przegraliby z Dudą. Widzieliśmy, bo badaliśmy to, że rzecz nie w plusach ich kandydata, a w potężnym elektoracie negatywnym jaki ma ta formacja. W tysiącach ludzi, którzy zagłosują na kogokolwiek, byle nie na PO. PO ma teraz trudny czas, ale wierzę że się zreanimuje, pozbiera, bo - w jakiejś nowej osłonie - jest w tej układance potrzebna.

Ale w jakim jest miejscu Platforma?

W takim, w którym musi powiedzieć najpierw sobie samej, w jakim jest miejscu. Bo, rozmawiając stale z różnymi skrzydłami ugrupowaniami frakcjami w PO, nie jestem pewien, czy ona to wie, czy ona to, ze sobą ustaliła. Tam jest co najmniej kilka środowisk, z których każde jest przekonane, że jest tą właściwą Platformą.

Czym jest Platforma dla was?

My patrzymy na nich jako na dużego gracza, który wciąż kumuluje olbrzymie poparcie, nadzieję wielu ludzi, ale który zdecydowanie musi teraz wziąć czas, musi się przegrupować, musi poukładać swoje siły, odnaleźć w sobie świeżość i nowość. Oby to zrobili. A jeżeli oni mają chwilę dla siebie, to my przejmujemy pałeczkę i biegniemy dalej, to jest w końcu sztafeta, w której chodzi o coś więcej niż o PO czy o nas. Życzę im, żeby odbudowali się tak, żebym już nigdy od żadnego z ich działaczy nie usłyszał: „Wiesz, my nie musimy wygrywać w 2023, możemy poczekać na 2027”. Jest jeszcze jedna rzecz w tym wszystkim, ona nie dotyczy tylko PO. To swoista etatyzacja polityki, to że idziesz tam nie po to, żeby coś zrobić, ale żeby być politykiem. Znaczna część parlamentarzystów, choć nie wszyscy, ma jeden cel i horyzont: reelekcja. Tym systemem trzeba wstrząsnąć, ktoś musi - że sparafrazuję Rymkiewicza - kopnąć tego żubra, żeby ruszył do biegu. A tego systemu nie zmieni się z zewnątrz. On wymaga reformy, ale żeby go zmienić, to się trzeba do niego zalogować i dopiero go zmienić. To próbujemy robić.

Żeby pan został premierem i ugryzł tego żubra to musi pan być liderem ugrupowania opozycyjnego, które wygra wybory, więc musicie grać na osłabienie Platformy i innych ugrupowań. I teraz pytanie, jak chcecie osiągnąć ten sukces wyborczy, czy w koalicji z partiami obecnie opozycyjnymi? Czy to jedyny sposób na to, by wygrać z PiS-em?

Jest za wcześnie, by o tym przesądzać. Na stole leżą różne opcje. Start pojedynczy, start w jakimś bloku. Zobaczymy na progu kampanii. Nie wierzę w jeden blok opozycji od Lewicy do Konfederacji. Strata z takiego blokowania się byłaby większa niż zysk, no bo w pewnym momencie wyborcy Konfederacji powiedzą: no dobrze, ale to my mamy Lewicę do Sejmu wprowadzać, jak to jest? I pójdą głosować na PiS. Metoda d’Hondta każe nie zostawiać głosów pod progiem, i na to trzeba bardzo uważać. Na pewno trzeba to będzie dobrze policzyć, bo każde ugrupowanie, które po naszej stronie nie przekroczy 5 procent, może się tak naprawdę przyczynić do tego, że tego zwycięstwa nie będzie, a PiS nawet przy okolicach trzydziestu paru procent i odpowiedniej frekwencji, może się ocierać o większość konstytucyjną. Mamy tego świadomość.

Czyli podejmiecie rozmowy o pójściu w bloku?
Dla nikogo decyzja o blokowaniu nie jest łatwa, ale wiemy co to jest polska racja stanu. Jak będzie trzeba - to to zrobimy. Racją stanu jest zmiana tego układu rządzącego, wiemy to, choć moglibyśmy przecież powiedzieć: jesteśmy tu nowi, najważniejsze żebyśmy weszli do Sejmu i spokojnie się budowali. Natomiast na pewno nie zamierzamy dać się traktować jak niczyja przystawka. Co więcej - uważam, że na korzyść wszystkim nam wyjdzie, gdy po tej stronie będzie też nowe jądro politycznej kondensacji. Stary układ opozycji sześć razy pod rząd przegrał z PiS-em, potrzebny jest widać nowy. Gdy podstawiasz do równania wciąż te same zmienne - nie oczekuj nowego wyniku.

Niektórzy mówią, że skończycie jak Nowoczesna Petru, ruch Palikota, czy Biedronia czy Kukiz. Że jesteście fenomenem jednego sezonu.

Mamy już dość długą tradycję mierzenia się z porównaniami. Zawsze ten trzeci, żeby go dobrze opisać, musi być porównywany do jakiś bytów, które już są, jakoś ludzie, to muszą „zmapować”. Byliśmy porównywani do Kukiza, do Petru, do Palikota, a nawet do Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego (śmiech). Nie jesteśmy nikim „drugim”, nie chcemy być zawodowym trzecim. Nie chcemy być liderem opozycji: chcemy być liderem politycznym w Polsce. Nie chcemy być drudzy po PiS-ie. Chcemy wygrać wybory.

No to, jeśli już zostanie pan premierem, jaka będzie pierwsza decyzja, albo trzy decyzje, jakie pan podejmie?

Powiem na progu kampanii. Gdy dziś to powiem - zostanę ostrzelany z wszystkich stron, a z paru innych - natychmiast skopiowany. Na tym rynku, wiem to dobrze, nie istnieją prawa autorskie. Zaczęliśmy tydzień temu prezentację naszych postulatów programowych w ramach cyklu „Wiemy jak”, na pierwszy ogień poszły pomysły na rozdział Kościoła i państwa, następny będzie klimat. Idziemy w swoim tempie, budując spójną opowieść.

W takim razie weźmy program 500 plus, bo pojawiły się sygnały, że być może zechcecie jakoś ten program zmodyfikować?

Nie będziemy występować takim postulatem. Senator Bury ma pomysły na udoskonalenia tego programu, chce go poprawiać, ale to nasza wewnętrzna dyskusja. Dziś, po pandemii, gdy wielu z nas nie ma już naprawdę żadnych środków do życia, to 500 plus często jest wybawieniem. Nie spełniło swoich założeń demograficznych, natomiast spełniło wiele założeń społecznych i na pewno powinno pozostać w naszym systemie.

Wielu w pandemii straciło swoje oszczędności, możliwość zarabiania. Co by pan doradził dzisiaj przedsiębiorcom tym, którzy których branże są zamknięte? Fitness, hotelarstwo, turystyka czy oni mają się otwierać, jakoś obchodzić przepisy lockodwnu?

To otwieranie nie jest aktem jakiegoś kapryśnego obywatelskiego, nieposłuszeństwa, jest aktem dramatu, aktem rozpaczy. Ludzie nie robią przecież na złość rządowi, naprawdę walczą fizyczny byt, o przetrwanie. Doskonale wiem - bo temat nasi eksperci monitorują od miesięcy - jak dziurawe są tarcze antykryzysowe. Ludzie dostają 2080 złotych albo 5000 złotych jednorazowo, a muszą co miesiąc płacić o wiele więcej kosztów stałych. Ja doradzałbym dzisiaj przedsiębiorcom przede wszystkim, żeby sieciowali się, łączyli się w grupy nacisku i wybierali zbiorowo nacisk na rząd. Rząd ma dzisiaj maszynę losującą, z której wypluwa bez ładu i składu kolejne obostrzenia, a za tydzień je znosi, a później znowu je wprowadza tak, że się nie można w tym połapać. Musimy dziś wszyscy, każdy ze swojego miejsca, mówić rządowi: jeśli obostrzenia - to na podstawie czytelnych reguł i zawsze z konkretną osłoną, inaczej nie można wymagać, że ludzie będą tego miesiącami przestrzegać i nie ma co bałamutnie apelować do ich „solidarności”.

Jeśli by pan został premierem, jakie podjąłby pan działania wobec telewizji publicznej? Czy potrzebna jest jej reforma?

Tak, i to systemowa. Taka, która raz na zawsze skończy traktowanie mediów publicznych jako politycznego łupu. Mamy pewien plan, jak zmienić telewizję w medium naprawdę publiczne, w miejsce, które będzie realizowało misję, ale też będzie takim zarzewiem w tworzenia contentu misyjnego dla innych nadawców i dla innych obszarów mediów.

Niedawno wypowiedział się pan, że sojusz waszego Ruchu z PiS-em na obecną chwilę jest niemożliwy. Czy to znaczy, że w przyszłości jest możliwy?

To jest łapanie za słówka. Nasi „przyjaciele” nie zaniedbają żadnej okazji. Nie ma mowy o koalicji z PiS-em, bo nie ma możliwości budowania jakichkolwiek układów z organizacją, która w jawny sposób łamie konstytucję, defrauduje pieniądze z naszych podatków, degraduje i psuje państwo. I oszukuje wyborców. Przecież oni obiecywali swoim wyborcom, że się o nich zatroszczą. I co? Jak wyglądają dziś tarcze antykryzysowe? System szczepień? Psychiatria dziecięca? Nauka zdalna w szkole? Przecież podobno „wystarczy nie kraść” i miał być cud. Gdzie on jest, w państwie, w którym epidemia zabija 70 tysięcy ludzi rocznie, a 40 - 50 tysięcy wciąż ginie z powodu złej jakości powietrza? Zjednoczona Prawica to jedno. Natomiast jeżeli po tamtej stronie są, a są, ludzie, a są, którzy zaczynają rozumieć, co wdepnęli, byliby gotowi służyć Polsce po jasnym powiedzeniu, po której stronie się opowiadają, i z jakich powodów robili, to, co robili, - bo to nie może się stać tak po prostu - każdy przypadek trzeba rozważyć indywidualnie. Trzeba oczywiście bezwzględnie rozliczyć wszystkie przekręty, których PiS dokonał, ale zawsze być otwartym na wyborców, którzy mogliby do nas przyjść z tamtej strony. Oni muszą mieć poczucie, że tu na nich nie czeka jakiś wstyd, albo zemsta, że mogą spokojnie przejść na tę stronę, opowiedzieć się za nową wizją, i nikt ich nie będzie wytykał palcami, piętnował. Oni muszą wiedzieć, że są tu wyczekiwani z radością.

Z pańskich wypowiedzi wynika, że macie ambicję mocno wstrząsnąć sceną i przetasować układankę na stoliku polskiej polityki.

Bo to trzeba zrobić. Sam jestem sierotą po PO-PiSie. Długie lata głosowałem na Platformę, ostatnio głównie po to, żeby nie głosować na PiS. Gdy odblokujemy ten system - wszyscy gracze mogą odzyskać znowu sprawczość, świeżość, kreatywność. Zacząć się zastanawiać nad programem nad tym, energię społeczną. Nie tylko dzięki wspaniałej pracy tysięcy naszych wolontariuszy, którzy naprawdę w ciągu ostatniu miesięcy oddolnie zmieniają Polskę - mam przekonanie, że nasza obecność na scenie politycznej już wyszła na dobre polskiej polityce.

Zanim został pan politykiem, był pan dziennikarzem, także w programie Mam Talent. Czy doświadczenie przed kamerami programu pomaga w polityce?

Kumuluję doświadczenia. Przez ćwierć wieku byłem dziennikarzem, publicystą, felietonistą, ostatnio w Tygodniku Powszechnym. Napisałem 21. książek, byłem wykładowcą, założyłem dwie fundacje, które dziś pomagają 40 tysiącom ludzi na świecie. „Mam Talent” był deserem, wisienką na torcie, miejscem, gdzie można być trochę bardziej na luzie. Mam to szczęście, że się w mediach mogłem przez te ćwierć wieku mojej pracy uczyć się dziennikarstwa pisanego, i radia, i telewizji i internetu. To była super szkoła zawodowa i tak, pewne rzeczy przydają mi się do tej pory.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szymon Hołownia: Opozycja tkwi w komforcie, a trzeba walczyć - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki