Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tablet to nie przywilej. Kokosy są gdzie indziej [ROZMOWA]

Piotr Brzózka
Krzysztof Szymczak
Z Leszkiem Jażdżewskim, politologiem, redaktorem naczelnym "Liberte", rozmawia Piotr Brzózka

Radni w Wieluniu dostają tablety. Prezent i przywilej, czy znak czasów?

Jak rozumiem, to pomysł podobny do tego z Sejmu, żeby nie trzeba było dawać posłom dziesiątek wydrukowanych stron różnych projektów. Oszczędność? Pewnie nie, ale na pewno wygoda. Przechodzenie na cyfrowe dokumenty jest czymś, co dzieje się od kilkunastu lat i nie ma się co na to obrażać, zwłaszcza że tablet nie jest już dzisiaj dobrem luksusowym. Choć oczywiście można podejrzewać, że większości tych ludzi tablet będzie służył do tego, żeby przeglądać pocztę i strony internetowe w czasie nudnej sesji rady. Będzie można wygodnie czytać gazetę, bo na przykład papierowy "Dziennik Łódzki" rzuca się w oczy, a patrząc się w tablet można udawać ciężką pracę. Ale jeszcze raz podkreślam, że sam w sobie tablet nie jest wielkim wydatkiem w skali Wielunia. Może byłby, ale w skali maleńkiej gminy. To nie jest przywilej, to temat faktoidalny, tego typu, że ktoś pojechał taksówką, a mógł autobusem.

A jakie są prawdziwe przywileje wynikające z pracy radnego?

Nawet w Łodzi, gdzie dieta radnego jest stosunkowo wysoka, samo bycie "zawodowym" radnym nie pozwoli na przeżycie. Dlatego kluczowy jest dostęp do władzy, do pewnej puli stanowisk, którą mają radni. Wielu radnych podczepia się pod rozmaite spółki, trafiają tam jako niezależni eksperci, w cudzysłowie oczywiście. W Łodzi okazało się, że koalicja PO i SLD w Radzie Miejskiej była zawiązana po to, żeby koalicjant wziął swoją pulę. Udawanie, że jest inaczej, to robienie ludziom wody z mózgu.

Rady to luksusowe urzędy pracy?

Dla polityków, którzy są w rządzącej koalicji, czy to na szczeblu miejskim czy krajowym, biuro pośrednictwa pracy ma ten sam adres co biuro partyjne. To jasne, że oni nie funkcjonują na tych samych zasadach, co reszta społeczeństwa. I właśnie z tego powodu większość ludzi do polityki się garnie.

Czy praca radnego nie powinna być pracą darmową? Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że do rady trafia bogaty człowiek i zrzeka się diety, na przykład na cele charytatywne- więc jak widać, tak też można.

To szersze pytanie: czy w ogóle na polityce powinno się zarabiać. Główny argument jest taki, że jeśli damy wystarczająco duże wynagrodzenie za to, co trzeba robić w ramach obowiązków, to ludzie nie będą zarabiać w inny sposób.

Ale w radzie miejskiej to i tak nie są kokosy, więc pytanie, czy płacić w ogóle. To nie jest typowa praca, tylko coś w rodzaju służby lokalnej społeczności.

Tak, ale wydaje mi się, że trzeba na diety patrzeć nie jako na wynagrodzenie, ale rodzaj rekompensaty. Jakąś część swojego czasu trzeba poświęcić, żeby być radnym na jakimś poziomie. Nie jest łatwe pogodzenie tego z normalną pracą. Zresztą z tego powodu nie osądzałbym tak radnych, że szukają pracy w spółkach publicznych. Dla prywatnego pracodawcy osoba, która co środę musi wyjść na sesję albo na komisję, nie jest łakomym kąskiem.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki