Znaki, które mają ułatwiać jazdę niekiedy mogą być przeszkodą. Szczególnie kiedy jest ich na krótkim odcinku za dużo. Z jednej strony to niekiedy powielanie tych samych znaków. Zamiast zastępować,stary, wysłużony znak stawiany jest nowy, z tym samym przekazem. A kierowcy od nadmiaru czacha dymi. Z drugiej zaś znaki ograniczające prędkość, które na krótkim odcinku mogą nakazywać jazdę 50, 40 a nawet 30/h. Nie wliczamy w to wyjątkowych sytuacji: robót drogowych, chwilowych objazdów.

Znaki drogowe, bez względu na to czy pionowe czy poziome, mają ułatwiać jazdę i wskazywać pewne reguły, których trzymają się wszyscy uczestnicy ruchu. Wielu kierowców skarży się na nieadekwatność niektórych znaków. Z tym nie będziemy dyskutować. Organizacją ruchu na drodze zajmuje się organ zarządzający tą drogą, czyli Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad, marszałek województwa, starosta, prezydent lub wójt.
Absurd, z którym mamy do czynienia na polskich drogach to znaki, które wzajemnie się wykluczają. Nakazy, które stawiane są zaraz za zakazami. Na jednej z polskich dróg nazwa miejscowości została postawiona w tym samym miejscu co znak z przekreśloną nazwą. Gdzie więc zaczyna się a gdzie kończy? Zakaz wjazdu i nakaz jazdy prosto to też znaki, które w ducie można spotkać na kilku polskich trasach.