Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr: Kobiety śnią niespokojnie

Łukasz Kaczyński
Trzy świnie otwierają tu zupełnie nowe pole do interpretacji.
Trzy świnie otwierają tu zupełnie nowe pole do interpretacji. Krzysztof Bieliński
Skoro chcemy mówić o rzeczywistości współczesnego teatru, a taki cel stawiają sobie organizatorzy Międzynarodowego Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, to z oczywistych powodów teatru Anny Augustynowicz pominąć nie sposób. Zrealizowana przez nią w Teatrze Współczesnym w Szczecinie ''Migrena'' uznana został przez tygodnik ''Przekrój'' za jedno z sześciu najlepszych przedstawień minionego roku.

Antonina Grzegorzewska na podstawie opowiadania ''Macierzyństwo'' norweskiej noblistki Sigrid Undset napisała sztukę specjalnie z myślą o Augustynowicz. Jak przyznaje: ''Przemawia ono poprzez traumatyczne skumulowanie najgorszych scenariuszy, pozostawia nieprzyjemne wrażenie przypominające dźwięk żelaza rysującego szkło, zły sen. Migrena znaczy u mnie: uporczywość sił, które pchają wydarzenia na zły tor, poczucie zagrożenia, cudzy oddech na plecach, bezbronność wobec Losu''.

Helena (Anna Moskal) z mężem (Michał Lewandowski) biorą na wychowanie Tjodolfa, dziecko porzucone przez ubogą, ale lekkomyślną i rozerotyzowaną Fanny (Małgorzata Klara). Z czasem Fanny, stojąc przed perspektywą intratnego małżeństwa, postanawia odebrać synka. Wspomniane ''najgorsze scenariusze'' można policzyć na palcach jednej ręki, a ''sił uporczywych'' - tego właśnie duetowi Grzegorzewska/Augustynowicz zabrakło. Redukcjonizm reżyserki skutkuje wykluciem formy ciekawej, poetyckiej i... całkiem wyzbytej elementu zaskoczenia. Po kwadransie pytamy się, czy czegoś więcej się dowiemy, czy zobaczymy coś nowego. Nie dowiemy i nie zobaczymy.

Inscenizacja (i tak o wiele bardziej przyciągająca uwagę niż treść sztuki) nie idzie tekstowi w sukurs. Sama woła o oryginalność. Tak jest ze scenografią Marka Brauna: trzy identyczne kabiny-pokoje, trzy stoły i lampy, trzy pojemniki do przechowywania mięsa, trzy haki (bardziej budowlane niż rzeźnicze), kupka żółtego piachu i dziecięce zabawki. Dominujące w kostiumach czerń i biel budują wyraźny klimat i atmosferę. Ale gdy reżyserka wprowadza czerwień (rozbuchana Fanny i żona broniąca dostępu do męża rzeźnika), jej symbolika staje się zbyt łatwa i zbyt nachalna.

Augustynowicz gładko zarysowuje charaktery postaci i psychologię ich działania, czyni to w sposób nawet nieaspirujący do realizmu. Kwestie dialogowe, zwłaszcza przez Helenę i jej męża, wypowiadane są z dystansem i świadomością teatralności sytuacji, przesada i sztuczność królują na scenie. Ale właśnie prowadzenie aktorów najbardziej zasługuje na pochwałę. Mężczyźni odcięci zostają od głębi kobiecych doznań: dziwnie bezwolny mąż Heleny, niby nie taki ostatni, ale dziecinnie ulega własnej chuci, rzeźnik (Grzegorz Młudzik) o manierach estradowego barytona lirycznego, z podobną łatwością szlachtuje świnie i rozbiera, zapewne nie tylko wzrokiem, pracownice jatki i Berg (Adam Kuzycz-Berezowski), Niemiec-troglodyta, topornie ciosany niedoszły mąż Fanny.

Dziecko, o które toczy się gra, od początku jest nieobecne, a jedynie wyobrażone - to klucz. Obsesje Heleny, a potem Heleny i Fanny, stają się osią wokół, której obraca się wszystko. Zwłaszcza wokół Heleny, nieco niedojrzałej kobiety, która po śmierci pierwszego dziecka, w wieku trzydziestu pięciu lat rozpaczliwie poszukuje sensu życia. Grzegorzewska ''doszyła'' do opowiadania Undset sceny w rzeźni, czym silnie psychologiczny tekst pchnęła ku szerszym wymiarom i uwieloznaczniła. Lecz ten odautorski chwyt jest o wiele za gruby i tak krwiście teatralny, że całkiem już ''sprany''. Choć Grzegorzewska używa wielkich słów, to nie ta narracja i nie ta waga problemu. Dlatego chóru martwych świnek-kobiet, często oddającego myśli przez bohaterów niewypowiadane na głos (świetny pomysł), greckim bym nie nazwał.

W ''Migrenie'' jest kilka niezłych scen, w których język sztuki jakoś się broni, a kwestie rymowane (zdejmowanie miary u krawcowej - matki Fanny) może mają nawet coś ze scenicznej siły songów Brechta, z ''konferansjerki'' narratora w ''Karierze Artura Ui''. Przewagę dość kiepskiej poezji mogłoby tłumaczyć rozchwianie i łapczywość uczuć Heleny, ale chyba bliżej prawdy będziemy mówiąc, że Grzegorzewskiej pomysłów wystarcza po prostu na połowę sztuki.

W finale, po śmierci zaniedbywanego przez Fanny Tjodolfa, Helena będzie miała jeszcze jedno dziecko z tej samej biologicznej matki. Jego ojcem będzie jej mąż. Helena gryzie piach z piaskownicy Todolfa i uśmiecha się rozmarzona. Tym razem będzie miała do dziecka większe prawo. Z reguły ''dźwięk żelaza rysującego szkło'' staramy się zapomnieć jak najszybciej. Podobnie z emocjami podawanymi na scenie.

''Migrena'' to spektakl ''letni i ani gorący, ani zimny'', ale z ''ust nie chce się go wyrzucać''. Nie od razu. Dużo to, czy mało?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki