Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Muzyczny w Łodzi: Bez dobrych piosenek jesteśmy wyzuci z ochoty całej na świat RECENZJA

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
„Piosenka jest dobra na wszystko!” - przekonuje swoją najnowszą premierą Teatr Muzyczny w Łodzi. Udowodnia przy tym, iż świetnie wykonana może choć na chwilę rozświetlić dość ponurą ostatnio codzienność.

Spektakl „Piosenka jest dobra na wszystko!”, na podstawie utworów legendarnego Kabaretu Starszych Panów, do scenariusza i w reżyserii Jacka Bończyka, powstał, gdy pandemiczne obostrzenia trzymały jeszcze teatry w zamknięciu. Teraz nareszcie przedstawienie można pokazywać widzom. I wiele wskazuje na to, że w relacji z „żywą”, reagującą na wypadki na scenie publicznością, widowisko zyska na witalności, wyostrzając elementy wzbudzające entuzjazm oraz zacierając nieco te, które działają z mniejszą mocą.

Zamiar przypomnienia słynnego repertuaru we współczesnym teatrze muzycznym, paradoksalnie, obarczony był wysokim ryzykiem, ponieważ Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski pisali swoje dzieła dla konkretnych, śpiewających aktorów dramatycznych i ich aktorskie właśnie interpretacje stały się ikonicznymi, niepodważalnymi wykonaniami, natychmiast „wyświetlającymi” się w wyobraźni po wysłyszeniu pierwszych dźwięków poszczególnych piosenek. Jacek Bończyk - z pełną świadomością materii, w której pracuje - zrobił jednak sporo, by zachowując istotę pierwowzorów z szacunkiem zdjąć z nich patynę nieco, pewnie, niedzisiejszego dla części widzów sentymentalizmu Starszych Panów, wydostać je ze wspomnianych bezwzględnie doskonałych aktorskich przedstawień (z niektórymi nawet dowcipnie popolemizował, jak w przypadku „Upiornego twista”, w którym rankami zrywa się śliczny wymięty nocnymi hulankami, skacowany imprezowicz), podkreślając w piosenkach to, w czym soliści są najlepsi, czyli ich muzyczną stronę. Dzięki takiemu postawieniu sprawy, błyskotliwym aranżacjom Konrada Wantrycha oraz znakomitemu muzycznemu pokierowaniu spektaklem przez Michała Zarycha, a także rozpisaniu utworów na zespół „Muzycznego”, można się między innymi przekonać, jak wymagające wokalnie są to kompozycje. A przy tym nacieszyć ich klasą, niepospolitą melodyką, ponadczasową życzliwością, tak obcą współczesności.

Oczywiście, wszystko jest „wrzucone” na barki wokalistów i ich umiejętności oraz osobiste czytanie wykonywanych utworów (wbudowane w zespołowość inscenizacji) są kluczowe. Lubiani artyści Teatru: Emilia Klimczak, Justyna Kopiszka, Paweł Erdman, Piotr Płuska, Marek Prusisz śpiewają pierwszorzędnie i charakterystycznie, co sprawia, że mimo kolegialności spektaklu, każdy zostawia swój wyraźny indywidualny ślad. Czasem soliści bronią się przed sposobem śpiewania, do którego widzowie „Muzycznego” są przyzwyczajeni (kapitalny wokalnie i rasowo dramatyczny, zaskakujący np. w „Już kąpiesz się nie dla mnie” Paweł Erdman), innym razem właśnie sięgając po musicalową „szerokość” dodają utworowi emocji (świetne „Bez ciebie” Pawła Płuski). Do łódzkiej drużyny doproszona została Klementyna Umer, aktorka warszawskich teatrów, która ma na koncie album z kompozycjami Jerzego Wasowskiego i w jej wykonaniach słychać, iż ten repertuar ma mocno przeanalizowany i „osadzony” w wokalnej świadomości.

Więcej w tym przedstawieniu perfekcyjnej dbałości o nuty niż rozgrywania treści piosenek, ale może właśnie to jest sposób, by „rzucić wyzwanie” aktorskim klasykom. Trafnie całość uzupełnia balet w choreografii Ingi Pilchowskiej. Sprytnie komponuje przestrzeń sceny scenografia Grzegorza Policińskiego z wzorami przywołującymi czas pocztówek dźwiękowych, wzbogacona stylowymi, jednocześnie uniwersalnymi kostiumami Ewy Posmyk.

Reżyser bierze sceniczną opowieść w gustowny, lekko ironiczny nawias („narysowany” już podskokami w inaugurującym spektakl „Jeżeli kochać to nie indywidualnie”), nie zawsze jednak to, co w nawiasie zostaje wypełnione - niektóre piosenki zyskują mocy („W czasie deszczu dzieci się nudzą”), inne nie wykraczają poza sceniczne „udawanie”, nie w pełni też udało się wszystkie ze sobą zespolić. Lecz by wypełnić owe luki, byłoby potrzebne aktorstwo z najwyższej półki, pewnie z nieco innej tradycji, gotowe i na improwizację.

Jednak podróż w świat piosenek Przybory i Wasowskiego to przede wszystkim wytchnienie, obcowanie z najwyższej próby literaturą i kompozycją. Tym cenniejsze, że wywołujące podejrzenie, iż przy dzisiejszych gustach, także tzw. inteligencji, Starsi Panowie mieliby trudność, by się przebić na kabaretowej scenie. Odwiedzając Teatr Muzyczny przekonamy się, że bez takich piosenek pozostaniemy niepełni, jak czegoś ćwierć albo pół, zupełny chomąt, łachudra i wół...

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki