Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Terapeutka dziecięca: Nie mamy żadnych służb chroniących dzieci [WYWIAD]

rozm. Joanna Leszczyńska
TOMASZ URBANEK/DDTVN/EAST NEWS
Rozmowa z Jolantą Zmarzlik, terapeutką dziecięcą z Fundacji Dzieci Niczyje.

Nie ma miesiąca, żebyśmy nie słyszeli o dzieciach, które są ofiarami przemocy ze strony bliskich. Mamy do czynienia z narastającą patologizacją życia rodzinnego, której nie potrafią zapobiec właściwe organa państwa?
Narastanie przemocy wobec dzieci jest pozorne. Statystyki sądowo-policyjne mówią o tym, że zjawisko to maleje od 2006 roku. Nie jest to poprawa szokująca i raczej nieznaczna, ale jest. To że dowiadujemy się o takich potwornych rzeczach trochę wynika z tego, że zwiększyła się wrażliwość społeczna. Dziennikarze to szeroko opisują, jest to temat dnia. Wszyscy w tym uczestniczymy i to przeżywamy. Natomiast pyta pani o służby odpowiedzialne za to, aby takie rzeczy się nie działy? Ale jakie pani ma na myśli?

Pracownicy socjalni, kuratorzy. W przypadku Nadii z Łodzi opieka społeczna twierdzi, że nie było żadnych przesłanek, świadczących o zaniedbaniach w stosunku do dziecka, a dziewczynka miała złamanych 6 żeber, które były w różnym stanie gojenia i poważne urazy czaszki...
Tak naprawdę to my nie mamy żadnych służb, chroniących dzieci, dlatego że kurator pojawia się w rodzinie tylko wtedy, kiedy już dojdzie do zaniedbywania i przemocy wobec dzieci. Jeżeli chodzi o pracowników socjalnych, to oni często nie znają i nie rozumieją mechanizmów przemocy wobec dzieci. Sama przez lata uczestniczyłam w ich szkoleniu, ale dziś jestem głęboko przekonana, że to nie mogą być ludzie, którzy jednocześnie dają zasiłki, zajmują się staruszkami czy naprawą dachu. Uważam, że wśród pracowników socjalnych, szczególnie w dużych miastach, gdzie jest ich więcej, musi być wyspecjalizowana służba do spraw ochrony dzieci w rodzinie. W mniejszych ośrodkach trzeba pomyśleć o innym rozwiązaniu. Zapewniam, że to nie będą zmarnowane pieniądze, bo pracownik socjalny będzie miał co robić. Ale tacy ludzie muszą znać się na rozpoznawaniu śladów krzywdzenia dzieci i psychologicznych mechanizmach przemocy. Bo kiedy pracownik socjalny idzie do rodziny i widzi, że tatuś nie jest pijany i mamusia również jest trzeźwa, a do tego oboje zapewniają, że kochają siebie i dzieci, to co może więcej na ich temat wiedzieć.

W przypadku Nadii, pracownik zadowolił się informacją, że ojciec pracuje, a matka się uczy...
Pracownicy socjalni, pracujący z rodzinami z dysfunkcjami, w pewnym sensie nabierają tolerancji na występujące zjawiska. Nie znają też czynników ryzyka, nie wiedzą, jaką one mają wagę. Niedawno prowadziłam superwizję dla pracowników socjalnych w Warszawie, w której udział wzięły dwie niegłupie dziewczyny, które chciały superwizować swoją pracę, czyli miały wątpliwości. Jedna opowiedziała mi, że ma rodzinę, w której 11-letnia dziewczynka jest wychowywana przez samotnego ojca. Ten człowiek jest nieleczącym się schizofrenikiem, nadużywającym alkoholu. W mieszkaniu są fatalne warunki: nie ma światła, jest brudno,łóżko dziewczynki jest zepsute i sypia ona... z ojcem. Ponieważ pracownica socjalna nie wie, jakie są czynniki ryzyka wykorzystywania seksualnego, to jej nie przyszło to do głowy, że takie nagromdzenie czynników ryzyka wskazuje na pilną potrzebę zbadania stopnia zagrożenia dziecka wykorzystaniem seksualnym... Pracownik socjalny skupił się na potrzebach socjalnych i zdrowotnych rodziny.

W innych krajach pracownicy socjalni mają głębszą wiedzę?
Pracownik socjalny we Francji, Holandii czy Anglii wyposażony jest w podręcznik, który pomaga mu zdiagnozować ślady na ciele małego dziecka, które mogą świadczyć o tym, że zostało ono pobite. U nas pracownik, po pierwsze, nie ma prawa sam rozebrać dziecka. A po drugie, nie potrafiłby zdiagnozować śladów. W wymienionych krajach pracownicy socjalni również nie są lekarzami, ale mają zakładkę z kolorowymi oczkami, na której jest pokazane, jak wyglądają siniaki w określonym stanie gojenia. Mogą obejrzeć te siniaki i porównać. Mogą też specjalną miarką zmierzyć ich wielkość. I jeżeli uznają, że dziecko prawdopodobnie było bite, zwołuje się zespół osób różnej profesji i zastanawia się, co dalej. U nas kojarzy się to z jednym: interwencją policji i zabraniem dziecka rodzicom. Ale to przecież nie oznacza odebrania ich na zawsze i wysłania na koniec świata. Czasem dla dobra wszystkich należy oddzielić rodziców od dzieci, aby mieli szansę otrząsnąć się z tej sytuacji, zmienić swoje życie, podjąć leczenie, terapię itp.. Czy poza wyjątkowymi przypadkami, ktokolwiek zabrania rodzicom kontaktowania się z dzieckiem? Chciałabym, aby dziennikarze przestali siać histerię typu: Zabrali matce dziecko i go więcej nie zobaczy! I jeszcze jedna ważna rzecz. U nas za sukces uważa się taką sytuację, kiedy pracownik socjalny utrzyma razem rodzinę za wszelką cenę. Nawet za cenę zdrowia i życia dziecka. To fatalne podejście.

Jak daleko powinno państwo ingerować w życie rodziny, żeby nie miała ona poczucia, że żyje w policyjnym kraju?
Około 15 procent polskich rodzin żyje w piekle. Mamy pozwolić, by TVN i Polsat mieli stale newsy typu: zabili, zgwałcili, czyli czysty samograj? Dlatego że nie ingerowaliśmy w wydumany, nierealistyczny obraz rodziny, jej autonomię i nie byliśmy "państwem policyjnym". Trzeba się zdecydować, czego oczekujemy? Czy tego, że te służby będą się interesowały i zapobiegały, czy nie? W Wielkiej Brytanii nieważne, czy na oddziale ratunkowym pojawi się z dzieckiem dyrektor czy bezrobotny, to najpierw zaczyna się od wykluczenia, czy dziecku ktoś mógł zrobić krzywdę. Czy z tego powodu rozpadło się Królestwo Wielkiej Brytanii? Czy ludzie mają tam poczucie, że żyją w systemie policyjnym?

Ale Anglicy mieli niedawno wpadkę z zagłodzonym i bitym Danielem z Łodzi...
Bywa tak,że kierowca jeździ 15 lat bez wypadku i nagle popełnia błąd. Ale w przypadku tego chłopca była w Anglii natychmiastowa reakcja i w konsekwencji zmiany w przepisach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki