Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Testowana w Łodzi kamizelka uratowała życie choremu na serce

Paweł Patora
67-letni łodzianin nagle zasłabł i stracił przytomność. Na szczęście miał na sobie amerykańską kamizelkę LifeVest. Dzięki niej żyje.

Jerzy Galusiński, łodzianin mieszkający na Retkini, od wielu lat był pod opieką poradni kardiologicznej z powodu utrwalonego migotania przedsionków i nadciśnienia. Jednak nigdy wcześniej z powodu zaburzeń serca nie znalazł się w sytuacji zagrożenia życia.

Poważne problemy z sercem zaczęły się w grudniu, niedługo po śmierci żony, gdy ustąpiło długotrwałe napięcie, spowodowane trwającą rok ich wspólną walką z nowotworem, na który chorowała. Najpierw pan Jerzy zasłabł w domu i stracił przytomność. Na szczęście akurat odwiedził go syn i wezwał pogotowie. W szpitalu założono panu Jerzemu stenty, ale już po sześciu dniach, 18 grudnia, gdy szedł ulicą z synem, doznał rozległego zawału mięśnia sercowego. W szpitalu im. Biegańskiego założono mu kolejne stenty i zalecono noszenie kamizelki LifeVest.

Jest to kamizelka z materiału, wyposażona m.in. w elektrody i niewielki monitor na baterię z bezdotykowym ekranem. Jej zadaniem jest ciągłe monitorowanie pracy serca. W przypadku pojawienia się groźnej dla życia arytmii w postaci częstoskurczu komorowego lub migotania komór urządzenie natychmiast rozpoznaje i przerywa tę arytmię tzw. szokiem, czyli wyładowaniem elektrycznym o wysokiej energii. Działa więc tak jak tzw. kardiowertery lub defibrylatory, czyli zewnętrzne urządzenia, służące do przywracania prawidłowego rytmu serca pacjentom, leżącym w szpitalu.

Kamizelki LifeVest, stosowane w wielu państwach zachodnich, w Polsce nie są jeszcze powszechnie dostępne. Badania kliniczne, mające na celu ocenę ich przydatności, prowadzi - we współpracy z amerykańską fundacją z San Francisco - Klinika Elektrokardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

- W prowadzonym przez nas badaniu uczestniczą pacjenci po zawale serca, u których kurczliwość lewej komory znacząco się pogorszyła - mówi kierownik tej kliniki, profesor Jerzy Krzysztof Wranicz. - Wielu z nich kwalifikuje się do wszczepienia kardiowerterów, defibrylatorów. Urządzenia te można jednak wszczepić nie wcześniej niż ponad miesiąc po przebytym zawale. Zatem dla pacjentów po zawale, narażonych na zagrażającą życiu arytmię, kamizelka LifeVest stanowi jedyną i niezastąpioną ochronę w okresie oczekiwania na zabieg.

18 stycznia Jerzy Galusiński podjechał na parking przy supermarkecie, około sto metrów od swego domu. Zatrzymał samochód i zanim wysiadł, zrobiło mu się ciemno w oczach i stracił przytomność.

- Jak długo leżałem, nie wiem - opowiada pan Jerzy. - Po obudzeniu podjechałem do domu i ponieważ źle się czułem, godzinkę poleżałem. Nagle zobaczyłem ślady poparzeń przez elektrody i żel, który wypłynął z kamizelki. Wtedy zadzwoniłem po pogotowie.

Pan Jerzy trafił do Kliniki Elektrokardiologii w Centrum Kliniczno-Dydaktycznym UM.

- Następnego dnia nasi koledzy z centrali w San Francisco, monitrującej badanie, przysłali nam zapis EKG z tego incydentu - mówi profesor Wranicz. - Okazało się, że pacjent miał migotanie komór, czyli arytmię, która kończy życie chorego, jeśli nie zostanie przerwana, co w tym przypadku nastąpiło dzięki kamizelce LifeVis.

Teraz pan Jerzy ma już wszczepiony tydzień temu kardiowerter, więc z kamizelki nie korzysta. Ma nadzieję, że gdy wróci do sił, to może jeszcze w tym roku pojedzie z synem nad morze. Zwykle jeździł z żoną i synem w maju lub wrześniu do tych samych ośrodków w Ustce lub Juracie.

Jerzy Galusiński od niedawna jest emerytem. 24 lata pracował jako kierownik zaopatrzenia w Szkole Filmowej. Ma dwóch synów w wieku 42 i 33 lata. Obaj mają rodziny. Młodszy mieszka blisko, też na Retkini. Gdy pan Jerzy został wdowcem, przynosi mu często posiłki, bo znakomicie gotuje.

- Widocznie tam na górze nikt mnie nie chce, bo żyję, choć już 22 razy byłem w szpitalu - uśmiecha się pan Jerzy.

Dla wielu grup pacjentów

Dr hab. n. med. Jerzy K. Wranicz, prof. UM:

Kamizelki LifeVest mogą ratować życie nie tylko pacjentom po zawale, ale także innym grupom chorych. Stosowanie tych kamizelek jest wskazane np. w przypadku pacjentów z groźnymi, ale przejściowymi arytmiami, pacjentów, czekających na transplantację serca bądź tych, którym z powodu infekcji usunięto implantowany kardiowerter defibrylator. Powszechne stosowanie tej kamizelki w Polsce będzie możliwe, jeżeli Ministerstwo Zdrowia zdecyduje się na jej refundację. Firma ZOLL, która jest właścicielem patentu, chce uzyskać refundację, bo wejście na polski rynek wyłącznie na zasadach komercyjnych będzie dla niej nieopłacalne. Nie zabezpieczy kosztów narodowego centrum, obsługującego takie kamizelki. Kamizelka ta bowiem, poza przerywaniem groźnej dla życia arytmii, pełni też inną funkcję - rejestruje EKG i raz na dobę wysyła te zapisy do centrali. To umożliwia zastosowanie właściwego leczenia. Urządzenia z tej samej kamizelki mogą być stosowane kolejno dla wielu pacjentów. Koszt obsługi jednej kamizelki jest rzędu kilkuset euro tygodniowo.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
18 - 24 stycznia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki