Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tir zmiażdżył dom na łódzkim Widzewie (ZDJĘCIA)

Piotr Brzózka, Wiesław Pierzchała
Grzegorz Gałasiński
To cud, że nikt nie zginął. Pan Jerzy wyszedł do lekarza, jego żona - do pracy. Chwilę potem w ich dom uderzył tir. Wielka ciężarówka stoczyła się sprzed magazynów Tesco przy ulicy Widzewskiej. W jednej chwili małżeństwo zostało bez dachu nad głową. Z drewnianej ściany domu zostały drzazgi.

- Była dokładnie godzina 8. Usłyszałam wielki huk - opowiada pani Teresa, sąsiadka poszkodowanych. - To było przerażające. W pierwszej chwili pomyślałam, że na ziemię upadł billboard stojący na podwórku. Wybiegłam przed dom i widzę, że przyczepa ciężarówki jest wbita w ścianę domu sąsiadów. To był szok. I cud. U nich nikogo nie było w budynku. A gdyby ciężarówka stoczyła się kilkanaście metrów dalej, uderzyłaby w nasz dom, w którym spało dziecko.

Do pana Jerzego, właściciela domu, zadzwonili sąsiedzi. Pierwsza na miejsce dotarła jego córka Katarzyna. Długo nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Powtarzała, że wychowała się w tym domu. Wkrótce dotarli jej rodzice. Pan Jerzy był kompletnie załamany. Mówił, że zostali zupełnie z niczym, że nie ma nawet szczoteczki do zębów. I że nie wie, co teraz zrobić. Bo za 800 zł renty na pewno nie da się odbudować domu. Pozostaje mu liczyć na pieniądze z ubezpieczenia OC właściciela ciężarówki. Czy to wystarczy? Nie wiadomo. Zwłaszcza że przybyły na miejsce inspektor nadzoru budowlanego stwierdził, iż dom grozi zawaleniem, nie ma więc mowy o remoncie budynku. Trzeba go rozebrać i budować od nowa.

Sąsiedzi jeszcze długo dyskutowali, jak mogło dojść do wypadku. A był on niecodzienny. Policjanci ustalili, że o godzinie 8 rano 27-letni kierowca z Tomaszowa podjechał swoim iveco pod bramę Tesco. Wysiadł z kabiny i poszedł załatwiać formalności. Był przekonany, że zaciągnął hamulec ręczny. Policjanci twierdzą co innego.

- Stojące na wzniesieniu iveco zaczęło się staczać - mówi sierżant Grzegorz Wawryszuk z łódzkiej drogówki. - Tir przejechał około 120-150 metrów, przetaczając się przez cztery pasma ulicy Widzewskiej, chodnik i pas zieleni. Zatrzymał się dopiero na ścianie domu.

Policjanci uznali, że kierowca nie zaciągnął hamulca, nie podłożył też drewnianych klocków pod koła. Dostał 500 zł mandatu.

Łódzki magistrat obiecał małżeństwu pięćdziesięciolatków lokal zastępczy. Jednak poszkodowani na razie podziękowali. Postanowili na jakiś czas zatrzymać się u dzieci.

Więcej zdjęć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki