Od dwóch niedziel niewielka parafia ukraińska w Łodzi przeżywa prawdziwe oblężenie. Zwykle na dwóch mszach św. bywało w sumie około 130-150 osób. Tydzień temu wiernych było już dwustu. Wczoraj dwieście osób przyszło na jedną tylko mszę św. w kaplicy św. Krzysztofa przy kościele Ojców Jezuitów w Łodzi. Wiele osób musiało stać w drzwiach.
Na dodatek pojawiły się prośby od uchodźców. Trzecią tej niedzieli mszę św. dla Ukraińców trzeba było odprawić w Wólce Lesiewskiej koło Rawy Mazowieckiej. O niedzielne nabożeństwo poprosiła grupa skierowanych tam kobiet z Ukrainy.
Parafia wysłała już kilka aut z darami. Proboszcz parafii ks. Vasyl Berykta parafii na razie daje sobie radę z dodatkowymi obowiązkami. - Ciągle ktoś dzwoni i prosi o pomoc albo ją oferuje. Ale trzy msze św. w niedzielę to jeszcze nie jest tak dużo -zapewnia.
Ukraińcy obrządku greckokatolickiego uznają papieża, choć ich księża mogą zakładać rodziny. Wierni mogliby więc modlić się w polskich kościołach. Ale ważne jest dla nich poczucie wspólnoty. Pani Olha Prokipczuk chodzi na ukraińską mszę św. co tydzień wraz z córkami: Janą i Elizą. W czasie wojny to dla niej szczególnie ważne.
- Można się pomodlić o pokój na Ukrainie i o zdrowie bliskich – mówi.
Coraz więcej jest tych, których do kościoła sprowadziła wojna.
- Mężczyźni, którzy jadą na Ukrainę na wojnę, chcą przystąpić do spowiedzi i komunii. Mają wątpliwości moralne – mówi proboszcz parafii ks. Vasyl Berykta. - Żaden zdrowy człowiek nie chce zabijać innego. Ale obrona ojczyzny to wręcz obowiązek – mówi.
Tłoczniej jest też w prawosławnej cerkwi św. Aleksandra Newskiego w Łodzi. Już w pierwszą niedzielę wojny było o jedną trzecią wiernych więcej. Tu wspólnie modlą się Rosjanie, prawosławni Ukraińcy, Białorusini i Gruzini. Na razie wciąż są razem i bez niesnasek.
- W cerkwi nie widać, kto jest jakiej narodowości – zauważa ks. Eugeniusz Fiedorczuk, proboszcz parafii.
Codziennie o godz. 18.30 w cerkwi odbywa się nabożeństwo w intencji pokoju na Ukrainie. Po nim zwykle ktoś chce porozmawiać i potrzebuje pocieszenia.
- Ludzie przychodzą, płaczą, staramy się ich po nabożeństwie pocieszyć – mówi proboszcz. Jego zdaniem sprawdza się stare powiedzenie „jak trwoga to do Boga”. - W złych czasach świątynia jest wsparciem – podkreśla ks. Fiedorczuk.
On sam martwi się o chrześniaka – też duchownego, który z dwójką małych dzieci został w atakowanym Kijowie.
Ale od dwóch niedziel więcej wiernych jest też w kościołach katolickich. Do puszek w których zbierane są pieniądze na Ukrainę ustawiają się kolejki.
- Chodzę do kościoła co tydzień na wieczorną mszę św. drugi tydzień jest dwa razy więcej osób – mówi wierny z parafii Matki Boskiej Jasnogórskiej na łódzkim Widzewie.
Rzymskokatolickie parafie zbierają też na pomoc Ukrainie. Zbiórki prowadzono w pierwszą wojenną niedzielę oraz w Środę Popielcową. Sumy nie są małe, np. parafia Przemienienia Pańskiego w Łodzi zebrała ponad 10 tys. zł, mała parafia w Grotnikach prawie 8 tys. zł.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?