Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Błeszyński: Brama Miasta była skazana na porażkę

Piotr Brzózka
Tomasz Błeszyński
Tomasz Błeszyński Grzegorz Gałasiński / archiwum
Z Tomaszem Błeszyńskim, doradcą rynku nieruchomości, rozmawia Piotr Brzózka

Napisał Pan na blogu, że nie jest zaskoczony rezygnacją inwestora z budowy Bramy Miasta, która miała być kluczową inwestycją Nowego Centrum Łodzi. Dlaczego to Pana nie dziwi?
Rozmawialiśmy o tym w ubiegłym roku. Sprawdziły się wszystkie obawy, które wtedy wyrażałem. Trzymałem kciuki, żeby się udało, bo byłby to bardzo pozytywny sygnał dla inwestorów: można w Łodzi realizować fajne projekty. Ale z drugiej strony, od początku było to nierealne, ponieważ cena startowa gruntu była gigantyczna. Jeżeli działka kosztowała 40 mln zł, to cokolwiek by tam powstało, byłoby nierentowne. Mówiłem już dawno, że boję się, by Brama nie podzieliła losu Złotej 44, czyli projektu tego samego architekta Daniela Libeskinda realizowanego w Warszawie - tak samo oderwanego od realiów rynku. W taką inwestycję, jak Brama i na takich warunkach mógł wejść jedynie szejk z Kataru, który miałby walizki pełne złota, chciał sobie postawić budynek ze złotymi klamkami i mógł jeszcze sobie pozwolić na to, by czekać na najemców. Tymczasem tu porwała się na wielkie przedsięwzięcie łódzka firma. I dobrze, że się porwała, tylko żałuję, że w tak bezsensowny sposób. Jeżeli na rynku nieruchomości wokół NCŁ pełno jest działek w granicach 2 tys. zł za metr kwadratowy, to dziwne jest, że nagle ktoś zdecydował się zapłacić 4 tys., nie mając nawet planu miejscowego.

Niezależnie od tego, jakie były przyczyny zaniechania inwestycji, to cios dla prezydent Hanny Zdanowskiej na kilka miesięcy przed wyborami.
Zgadzam się. A dlaczego tak się stało? Wszystko pęka od góry, od rządu, od premiera. Łódź to też Platforma, to PO daje pewne gwarancje. Realizacja tego biznesu miałaby sens tylko wtedy, gdyby PO była dalej u władzy. Proszę zobaczyć, jaka to jest niebezpieczna inwestycja w sytuacji, gdy nie ma wciąż planu miejscowego. Kontynuację tej inwestycji gwarantuje tylko ciągłość władzy. Ale kiedy zaczyna się sypać w polityce, być może biznesmeni doszli do wniosku, że się boją, wolą odstąpić. Bo niewykluczone, że kiedy zmieni się władza, to zablokuje inwestycję. Oczywiście niewykluczone, że zadziałać mogły przesłanki biznesowe. Kryzys na rynku nieruchomości trwa, bardzo trudno jest wygenerować projekt, który przyniósł-by zadowalającą stopę zwrotu.

To również fatalny sygnał dla inwestorów, cios dla łódzkiego rynku, a może i samej idei NCŁ...
Tak, to będzie zauważone przez rynek. Ale zdoworozsądkowi inwestorzy już dawno pukali się w czoło, mówili, że to grubymi nićmi szyta sprawa, że z czysto biznesowego punktu widzenia to nie ma prawa wyjść przy takiej cenie zakupu działki. Bo nawet 2 tys. za metr kwadratowy to czasem za dużo, jak na możliwości Łodzi.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki