18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Kacprzak: Chcą mnie odwołać? Jeszcze nie czas, mam parę rzeczy do zrobienia

rozm. Marcin Darda
Tomasz Kacprzak
Tomasz Kacprzak fot. Grzegorz Gałasiński
Z Tomaszem Kacprzakiem (PO), przewodniczącym łódzkiej Rady Miejskiej, rozmawia Marcin Darda.

Jak długo jest Pan radnym?
Drugą kadencję. Przewodniczącym Rady Miejskiej jestem od grudnia 2007 , ale zanim nim zostałem, byłem wiceprzewodniczącym. Czyli można powiedzieć, że od kiedy jestem radnym, zasiadam w prezydium Rady Miejskiej.

Tym gorzej dla Pana. Dopiero teraz się okazało, że nie zna Pan ustawy samorządowej, bo aspirował Pan jako przewodniczący do składu komisji rewizyjnej, co jest zabronione.
Dużo się na tej sesji działo, do komisji rewizyjnej zapisało się także dwóch wiceprzewodniczących Rady, w tym Krzysztof Stasiak z PiS. Zresztą oni otrzymali od prawników informację, że mogą kandydować. Mnie poproszono również bym się zgłosił, ale ja swoje zgłoszenie wycofałem. Zaświtało mi, że coś jest nie tak, decyzje podejmowano bardzo szybko. Jednak zrezygnowałem.

Nie obawia się Pan, że przylgnie do Pana opinia, że się Pan nie zna na samorządzie?
A kto tak mówi? Nie słyszałem takich opinii. Przyczyną zamieszania był błąd Biura Prawnego. W ferworze działań umknęła mi ta "oczywista oczywistość". Nikt nie jest idealny, czasami jest tak, że przepisy z których na co dzień nie korzystamy, po prostu nam umykają. Na tamtej sesji nawaliło cało biuro prawne, poza tym żaden z radnych nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń, zatem ta pańska uwaga może dotyczyć wszystkich uczestników sesji. Radnych i prawników. Proszę pamiętać, że nie oponował nawet wiceprzewodniczący Grzegorz Matuszak z SLD - były przewodniczący RM. Powtórzę jednak, że się wycofałem. Mam po prostu instynkt. Czasem zapala mi się czerwona lampka.

Opozycyjny klub SLD uznał, że to wystarczy, by złożyć wniosek o odwołanie Pana.
Myślę, że to tylko pretekst, bo tak naprawdę chodzi o atak na PO. Przez te ostatnie lata radni oceniali moją pracę uczciwie, jako pracę na dobrym, sprawnym poziomie. Jest jeszcze parę projektów, które chciałbym dokończyć jako przewodniczący. Mam na myśli choćby wręczenie honorowego obywatelstwa Łodzi Michałowi Urbaniakowi, który niestety w maju nie mógł przybyć do Łodzi. Mam jeszcze wiele do zrobienia.

To Pan już czuje się odwołany?
Ależ skąd. Śpię spokojnie, choć wiem, że przewodniczącego Rady Miejskiej odwołać można w każdej chwili i każdy kto nim zostaje ma taką świadomość. Nie wydaje mi się jednak, aby to był moment, w którym odejdę.

Instynkt tak Panu podpowiada?
To nie kwestia instynktu. Oczywiście zdecydują radni, ale ja mam jeszcze wiele do zrobienia i z takim nastawieniem przychodzę do Rady Miejskiej codziennie.

I myśli Pan, że to będzie argument dla opozycji? Że Pan ma jeszcze dużo do zrobienia? Przecież to jest polityka.
Mam nadzieję, że decyzje, które są podejmowane przez radnych to będą decyzje merytoryczne, a nie polityczne. W samorządzie jest wiele polityki, ale dziś dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że jestem radnym, radnym wybranym przez mieszkańców Retkini, Kozin i Złotna. Za rok złożę im sprawozdanie z tego, co zrobiłem przez ostatnie cztery lata.

Pytam o to czy ma Pan obawy, bo większość, którą ma PO w Radzie Miejskiej wymaga chyba testu po decyzjach sądu koleżeńskiego.
Nadal mamy większość, orzeczenia sądu koleżeńskiego w tej chwili nie są orzeczeniami ostatecznymi. Nie wydaje mi się zatem, by była potrzeba testowania tej większości. To jest fakt, a z faktami się nie dyskutuje.

Wniosek o odwołanie przewodniczącego głosuje się niejawnie. W takiej sytuacji ta ósemka radnych z frakcji Krzysztofa Kwiatkowskiego miałaby alibi, by przyłożyć rękę do odwołania Pana. Tak jak Pan przyłożył rękę do ich - na razie nieprawomocnego - usunięcia bądź zawieszenia.
Nie wiem, czy można powiedzieć, że przyłożyłem rękę do ich usunięcia czy zawieszenia. Chyba, że mówimy o decyzjach zarządu miejskiego PO...

O tym właśnie mówimy. Tylko jedna osoba była przeciw wnioskom o ukaranie tych radnych przez sąd i to nie był Pan.
Polityka jest grą zespołową. My wszyscy, którzy chcemy spotkać się pod szyldem PO i realizować konkretne projekty, powinniśmy mieć do siebie wzajemny szacunek i wiedzieć, że nie chodzi o indywidualne występy. Nie łączyłbym wniosku opozycji o odwołanie mnie z wewnętrznymi sprawami PO. Być może opozycja chciałaby PO przetestować, natomiast PO ma do zrealizowania program, który przedstawiła mieszkańcom Łodzi. To jest dziś najważniejsze, by łodzianie byli zadowoleni z tego, co się dzieje w mieście. Nie sądzę też, by akurat łodzian interesowało to, kto jest w jakim klubie, kto kogo lubi lub nie, albo kto przeciwko komu składa jakiekolwiek wnioski. Łodzian interesuje stan komunikacji miejskiej, jakość dróg czy miejsca w przedszkolach.

Interesuje ich też stan najdroższej inwestycji, czyli budowy dworca z węzłem. Tak się akurat składa, że doprowadziliście do usunięcia radnych, którzy nie chcieli by doraźna komisja, która próbowała monitorować tę inwestycję przestała działać. Dla niektórych przekaz jest taki, że PO chce coś ukryć. A przecież tyle mówicie o transparentności. Nie boi się Pan, że taki powstał przekaz?
Doraźną komisję ds. Nowego Centrum Łodzi wymyśliłem ja. Zgłaszałem to już 2 lata temu. Sytuacja była inna, bo wtedy obowiązywał inny program dotyczący NCŁ. Nie było podpisanej umowy na budowę dworca, wszystko było w powijakach. Ta komisja, gdy już udało się ją powołać, przez parę miesięcy wykonała dobrą pracę. Przyznam jednak, że pod koniec pierwszego roku jej funkcjonowania, gdy była już umowa na budowę dworca i roboty ruszyły, a przyjęto nowy program realizacji NCŁ, sam miałem wątpliwości, czy taka komisja doraźna nadal jest potrzebna. Przecież praca została wykonana, a komisja była powołana na 12 miesięcy, by wykonać określone zadanie i je wykonała. Sprawami NCŁ powinny zająć się już inne komisje, bo żadnych rewolucyjnych zmian już nie będzie, czekamy na plan zagospodarowania przestrzennego dla tej części miasta, więc teraz to jest sprawa komisji planu. Przydałaby się komisja transportowa, która dyskutowałaby sprawy układu transportowego w całym mieście, a nie tylko w NCŁ. Sam więc miałem obiekcje, czy komisja ds. NCŁ jest nadal potrzebna. Nikt niczego nie chce ukrywać, tym bardziej, że to inwestycja rządowa. Ona jest w toku, nic w niej nie zmienimy.

Czyli usuwając radnych zarząd PO w Łodzi zaryzykował większość dla błahej sprawy, skoro "niczego nie ukrywacie" i wszystko jest OK?
Funkcjonowanie tej komisji nie jest sprawą pierwszorzędną dla miasta. I bez niej łodzianie mogą się wszystkiego dowiedzieć, bo te informacje są jawne i ciągle się pojawiają w mediach. Natomiast przyznam, że pytania w stylu "czy będą pieniądze na tę inwestycję?" były niepotrzebne, budowały atmosferę niepewności w sytuacji, gdy nie było takiej obawy. Ale w sumie też nic złego się nie stało, że ta komisja funkcjonuje nadal.

Zatem tym bardziej wygląda to na jakąś partyjną dintojrę, gdzie złamanie dyscypliny partyjnej jest tylko pretekstem do czystki. A przecież gdyby PO straciła większość to nie jest tylko problem partii, tylko szerszy kryzys decyzyjny związany z zarządzaniem miastem.
Wydaje mi się, że póki co nie ma o czym dyskutować, bo PO tę większość ma. Oczywiście opozycja chciałaby, byśmy ją stracili. Taka była wola wyborców w 2010 r. i dzięki łodzianom mamy najwięcej mandatów. W przyszłym roku, po wyborach, być może skład Rady Miejskiej będzie zmieniony. Niech wybory rozstrzygną kwestię większości.

A kwestię przewodniczącego? Radny Łukasz Magin, wyrzucony na razie nieprawomocnie, powiedział, że "przewodniczący Rady Miejskiej to nie jest najważniejsza osoba w mieście". Można to interpretować tak, że nie zależy mu na zmianie. Z drugiej jednak strony, skoro ktoś nie jest najważniejszy, to obojętnie kto będzie przewodniczącym. Można zatem go wymienić...
Każdy może te słowa interpretować jak chce, ja w ogóle nie chcę interpretować słów mojego kolegi...

Dodajmy, że kolegi nieprawomocnie wyrzuconego z Platformy.
Kolegi, bo znamy się z Łukaszem już 15 lat. Zgadzam się, że funkcja przewodniczącego nie jest w Łodzi najważniejsza. Nie sądzę, by ktoś wstając rano z łóżka myślał o przewodniczącym Rady Miejskiej, bo każdy ma swoje życie. Wybrano nas na radnych do ciężkiej pracy i z tego będziemy rozliczani. To łodzianie zdecydują, kto z nas był dobrym radnym, a kto nie. Natomiast jest dla mnie wielkim wyróżnieniem, że wybrano mnie dwukrotnie na przewodniczącego Rady Miejskiej.

Pan mówi, że jeszcze nie czas na Pana, ale są takie przecieki, że się Pan boi tajnego głosowania i nie wie jak zachowa się frakcja Kwiatkowskiego. Stąd szuka Pan poparcia w opozycji. Nawet dwójka radnych Ruchu Palikota w tej sytuacji byłaby nieoceniona.
(śmiech) Nie należę do osób, które się boją, a ci którzy mnie znają, wiedzą o tym. Po prostu oddam się pod ocenę radnych.

To jak chciałby Pan odejść, skoro nie za złamanie ustawy samorządowej, jak twierdzi SLD?
Powtarzam: nie złamałem ustawy. A o odejściu w ogóle nie myślę. Chcę nadal rozwiązywać problemy łodzian jako radny i przewodniczący RM. Za rok wybory, a ja chcę ponownie kandydować i na tym się skupię.

Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tomasz Kacprzak: Chcą mnie odwołać? Jeszcze nie czas, mam parę rzeczy do zrobienia - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki