Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomaszewski: To naszych następców trzeba rozliczyć z niegospodarności

rozm. Sławomir Sowa
Włodzimierz Tomaszewski
Włodzimierz Tomaszewski Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Rozmowa z Włodzimierzem Tomaszewskim, byłym wiceprezydentem Łodzi.

Nie obleciał Pana strach po raporcie NIK o łódzkim MPK? 29 milionów wpakowanych w zakup przedsiębiorstw komunikacji w Nowym Targu, Żywcu i Myślenicach zostało straconych. NIK zaznaczył, że tak naprawdę, to Pan nakłaniał do tego zakupu. I sprawa poszła do prokuratury.
Wprost przeciwnie, mam dużo współczucia dla organów kontrolnych i ścigania, że są wikłane w politykę. W efekcie powstają fałszywe kontrole, fałszywe zarzuty. W ten sposób krzywdzi się nie tylko ludzi, ale firmę i miasto. Już ta liczba, którą pan przywołał jest fałszywa. My kupiliśmy PKS-y bardzo korzystnie: za 9 mln zł majątek (aktywa) wart co najmniej 65 mln zł. Po odliczeniu ceny zakupu i zobowiązań spółek (w wysokości 26 mln zł) mieliśmy 30 mln zł czystej korzyści. Audyt, który zlecono po referendum wykazał według stanu na koniec 2009 r. jeszcze wyższą wartość korzyści - bo aż 40 mln zł! Dlaczego tego nie ma w materiale NIK? Bo trzeba by było rozliczyć naszych następców za zmarnotrawienie tego majątku! Ten materiał kontrolerów NIK odpowiada fałszywie na donos.

Ale to wszystko jest. I raport NIK, i sprawa w prokuraturze.
Donoszono na nas już w nie jednej sprawie i potem się okazywało, że nie tylko my przysporzyliśmy korzyści miastu, ale także, że donosiciele spowodowali wielkie straty! Władze, które nastały po zmianach z 2010 r. bardzo dbały o to, by znaleźć obciążenia na poprzedników. Wpisywało się to w rozkręconą politykę fałszywych donosów. Dlatego sprawa zakupu PKS-ów była badana przez prokuraturę, były ekspertyzy biegłego i nie stwierdzono nieprawidłowości. Materiał NIK jest fałszywy, bo nie ma w nim rachunku ekonomicznego, ukrywa aktywa, nie ocenia kolejnych etapów procesu gospodarczego od 2006 r. do 2012, przyjmuje swoisty absurd gospodarczy: że skoro nie udało się czegoś zrobić ostatnim zarządom MPK i władzom miasta, to winni są ci, co byli na początku. To absurd gospodarczy.

Przecież NIK znalazł niegospodarność, o której właśnie rozmawiamy.
Materiał kontrolerów NIK jest fałszywy bo nie pokazuje procesu gospodarczego, ale może być pożyteczny, bo może być sposobnością by wskazać na to czym wcześniej prokuratura się nie zajmowała, gdyż wtedy nie upłynęło jeszcze tyle czasu - czyli jak gospodarowali nasi następcy tym co od nas przejęli! To ominęli kontrolerzy, ale my poprzez skargi i odwołania tego nie odpuścimy. I wbrew intencjom donosicieli trzeba będzie rozliczyć naszych następców z rzeczywistej i jedynej niegospodarności, którą tam można wskazać, a której się oni dopuścili.

Przerwę Panu. W raporcie NIK czytamy, że spółki przynosiły straty już wtedy, kiedy były kupowane...
Kontrolerzy starali się tylko i wyłącznie eksponować złe strony i robili to zresztą chaotycznie. Nawet nie zsumowano wielkości zobowiązań jakie ciążyły na spółkach w momencie ich zakupu. Jeśli jednak to uczynimy, to wyjdzie właśnie kwota 26 mln zł. Tylko trzeba to widzieć w zestawieniu z druga stroną, czyli aktywami co najmniej na poziomie 65 mln zł i to w formie bardzo atrakcyjnie położonego majątku. To była olbrzymia gwarancja, zabezpieczenie angażowanych przez nas środków. Ponadto w momencie przejmowania przez naszych następców zarządzania tymi spółkami zaczęły one już przynosić zyski. Mamy te raporty, nie wiem dlaczego ich nie pokazano! Jest za to w materiale ukryty ślad tych wielkich aktywów: informacja o tym, że sprzedawano majątek spółek już od drugiej połowy 2010 r. - łącznie za 24 mln zł. Pytanie co się stało z tymi milionami?

Co się stało?
Zostały przejedzone.

Kto przejadł?
Ekipa, która zarządzała i nadzorowała MPK już po nas. Przypomnę, że w czerwcu 2010 roku, a więc już po nas, walne zgromadzenie MPK uchwaliło, by sprzedać tamte trzy spółki z południa, i zrezygnować z prowadzenia działalności na zewnątrz. Jednak nie sprzedawano całych spółek (czyli udziałów), tylko zaczęto wyprzedawać najatrakcyjniejsze elementy tego majątku (grunty i budynki dworców w centrach miast) nie tylko bezsensownie ale i za tanio!

Zaraz, zaraz. W raporcie NIK jest mowa, że już w 2008 roku, a więc za pańskich rządów, próbowano sprzedać spółkę z Myślenic, ale albo nie było chętnych, albo oferenci byli niewiarygodni. Te bezproduktywne próby trwały aż do roku 2012.
To zapis karygodny w swym fałszerstwie. PKS Myślenice został kupiony przez MPK 14 grudnia 2007 r., i miał wtedy w swojej kasie kwotę 3,5 mln zł ze sprzedaży części swoich nieruchomości, które to pieniądze były pod kontrolą MPK, więc byłoby bzdurą sprzedawanie udziałów już w 2008 roku. Owszem, były podjęte działania związane z wejściem kapitałowym (czyli dokapitalizowaniem a nie sprzedażą) do spółki firmy Solaris, bodaj na 0,5 mln zł, która była zainteresowana robieniem interesów w ramach przejętej przez MPK grupy spółek (chodziło o techniczną obsługę autobusów na terenie PKS-u). Ale to jest tylko dowód, że interes z PKS-ami był korzystny i przyciągał innych partnerów biznesowych. Warto dodać, że później, nowe władze sprzedały dodatkowo i roztrwoniły majątek PKS-u w Myślenicach za ponad 7 mln zł. My tych spółek w ogóle nie zamierzaliśmy sprzedawać. Natomiast próby sprzedaży całych spółek były od 2010 r. tylko pozorowane, a kiedy pozbawiano ich najatrakcyjniejszego majątku i chciano niebotycznych kwot, to oczywiście kolejnych oferentów odrzucano.

Po co właściwie te trzy spółki z południa zostały kupione?
One miały na nas pracować, przynosić MPK kilkumilionowy zysk co roku i to w wieloletnim wymiarze. Plan naprawczy Wąsowicza dla MPK, które stało w 2003 r. na skraju bankructwa polegał na maksymalnym wykorzystaniu potencjału MPK. Kilkuset ludzi z całego segmentu remontowego nie mogło zarabiać w Łodzi, więc zaczęli zarabiać na zewnątrz. Potrafili zarobić w roku do 100 mln zł. Dzięki temu wszystkie zaległości zostały rozliczone, a MPK oferowało Łodzi najtańsze w kraju usługi. Im większe usługi zewnętrzne tym więcej pracy dla ludzi i mniejsze koszty. Dziś kiedy zrezygnowano z usług zewnętrznych są dwa wyjścia: albo niewykorzystanych ludzi zwolnić, albo wystawić miastu większy rachunek. I MPK wystawia większy rachunek za mniejszą ilość usług. Za moich czasów miasto rocznie płaciło MPK 270 milionów złotych, a teraz płaci sto milionów więcej.

Więc gdzie Pana zdaniem popełniono błąd, jeśli to nie Pan go popełnił, na co wskazuje raport NIK? Za późno podjęto decyzje o sprzedaży tych spółek?
Maszyna dobrze działała, ale jak następcy nie umieli zarządzać, to trzeba było jak najszybciej sprzedać całe spółki. Bez problemu można było odzyskać włożone pieniądze. Myśmy zaangażowali 9 mln zł, ale nasi następcy dokupili jeszcze udziałów w Żywcu prawie za 2 mln zł. Tylko nie sprzedawali całości, a źle zarządzali, nie egzekwowali należności trwoniąc przy tym majątek.

Ale wie Pan, mogło być i tak, że wszystkie skutki finansowe decyzji podjętych za Pana rządów, ujawniły się znacznie później.
Powtarzam: przekazaliśmy wielki majątek gwarantujący wielkie możliwości i bezpieczne wycofanie się. Ale po nas rezygnowano z dodatkowych przychodów zewnętrznych. Mało tego, nasi następcy zrezygnowali w ogóle z zarabiania na zewnątrz, więc MPK wpadło w straty - rocznie dochodzące do 30 mln zł mimo że budżet miasta dosypywał o 100 mln zł więcej do MPK. Myśmy mieli zyski, nie obciążaliśmy miasta tak horrendalnymi kwotami. To nie my sprzedawaliśmy bezmyślnie majątek spółek i go przejadali.

Pan mówi - przejadali. Sprzedano, co dało się sprzedać, a przecież trzeba było z czegoś płacić pensje, płacić rachunki. Może więcej już się nie dało z tych spółek wycisnąć.
Wiem jak trwoniono ten majątek, nie rozwijając działalności spółek, czyli nie zarabiając. To była granda. Były oferty składane przez inwestorów, nawet wtedy gdy już majątek roztrwoniono. NIK-owcy w ogóle tego nie pokazali. Nawet biedni górale chcieli prowadzić rozgrabiony Żywiec! My zdecydowaliśmy, by był jeden prezes dla trzech spółek za 10 tys. zł miesięcznie, następcy niszcząc spółki dali swojemu prezesowi już 30 tys. zł.

Jakie przedsiębiorstwo komunikacyjne w Polsce próbowało prowadzić działalność według modelu, który Pan próbował zaszczepić?
Cała rzecz polega właśnie na tym, że byliśmy pierwsi. A dlatego, że byliśmy pierwsi, zaczęliśmy być konkurencyjni i zarabialiśmy na tym.

Więc nikt przed wami tego nie robił?
W takiej skali - nie.

Więc może zrobiliście błąd.
To była koncepcja budowy siatki połączeń autobusowych w całej Polsce, której początkiem miała być grupa PKS tworzona przez MPK-Łódź. Dziś robią to zagraniczne firmy. W miejsce Grupy MPK na południu weszła szkocka Souter Holdings (przewiozła już ponad 3 mln pasażerów), na wschodzie Polski powstał bliźniaczy projekt integracji PKS-ów pn. "PKS Wschód". Na północy aktywność rozwija francuska firma VEOLIA. Trzeba było nie wyrzucać Wąsowicza i nie pisać na niego donosów, tylko korzystać z prawdziwych menedżerów.

Na przykład Janusza Tomaszewskiego, którego Pan zatrudnił, a NIK twierdzi, że to było wyrzucenie pieniędzy w błoto?
Świetny menedżer, związkowy. Restrukturyzując MPK dawaliśmy podwyżki - łącznie 35%. I kiedy otwierały się nowe możliwości zniszczono je. Jeżeli bez żadnego konfliktu w ciągu trzech, czterech lat odchudziliśmy MPK o 1300 osób, to jest to majstersztyk.

I po to zatrudniliście Tomaszewskiego?
Janusz Tomaszewski początkowo był przewodniczącym rady nadzorczej, natomiast później został doradcą. I bardzo nam na tym zależało.

Panu zależało. To Pan go rekomendował.
Tak, zależało. Przecież cały czas musieliśmy porozumiewać się ze związkami w MPK. Tyle było potencjalnych pól konfliktu. A związki zaakceptowały nawet stworzenie tej grupy kapitałowej z zakupionymi spółkami komunikacyjnymi, bo przekonaliśmy je, że nie chcemy likwidować zakładów remontowych, lecz szukamy dla nich zleceń na remonty poza Łodzią i montaż tramwajów. Grupa kapitałowa miała pomóc zarabiać. I Janusz Tomaszewski odegrał w tym fundamentalną rolę.

Nie przeprowadzi Pan teraz dowodu, że to wszystko udało się zrobić dzięki Januszowi Tomaszewskiemu.
Dowodem są efekty. Z samych negocjacji poprowadzonych przez Tomaszewskiego MPK zaoszczędziło kilka milionów złotych.

NIK wyraźnie wskazuje, że byli w MPK specjaliści, których można było wykorzystać, zamiast dodatkowo płacić Tomaszewskiemu 700 tysięcy złotych.
Te 700 tysięcy podzielone na 77 miesięcy jego pracy daje około 9 tysięcy złotych. I to bez obciążenia ZUS-em. Poza tym jeśli w tej firmie byli tak wybitni specjaliści, to dlaczego w 2003 roku była na skraju bankructwa? To także dzięki Tomaszewskiemu udało się przeprowadzić tę wielką operację restrukturyzacyjną i osiągnąć efekty potwierdzone doskonałą oceną światowych agencji ratingowych.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tomaszewski: To naszych następców trzeba rozliczyć z niegospodarności - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki