Wzruszający przebieg miał czwarty etap wyścigu Tour de Pologne. Kolarze nie ścigali się, tylko przejechali trasę z Jaworzna do Kocierza w hołdzie zmarłemu dzień wcześniej 22-letniemu Bjorgowi Lambrechtowi.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE
Na starcie pojawiły się łzy na twarzach kolarzy, zwłaszcza jego kolegów z grupy Lotto-Soudal. Zawodnicy tego temu ustawili się jako pierwsi na trasie i obok siebie ciągnąc za sobą peleton dojechali do 48 kilometra. To był symboliczny dystans, bo na 48 kilometrze zginął Bjorg Lambrecht. Wtedy zapadła długa minuta ciszy.
Jak wstępnie ustalono, rower kolarza stracił przyczepność na wbitym w asfalt odblaskowym świetle przed wjazdem na posesję. Belg upadł tak nieszczęśliwie, że uderzył klatką piersiową w betonowy przepust – wjazd na posesję. Gdyby upadł kilka metrów dalej, nic by się nie stało. Wpadłby do rowu i na pewno nie odniósłby takich obrażeń. Miał wewnętrzny krwotok, uszkodzoną wątrobę i śledzionę.
Inna wersja wydarzeń mówi, że kolarz mógł też zasłabnąć. Ponoć podnosił rękę, a to oznacza, że wzywał lekarza.