Była godz. 18.56 we wtorek, gdy w dyspozytorni pogotowia ratunkowego Falck zadzwonił telefon. Mężczyzna mówił, że maleńki synek jego sąsiadki nie oddycha. Dyspozytorka natychmiast wysłała karetkę z lekarzem i ratownikami, a sama rozpoczęła instruować mężczyznę, jak ma prowadzić reanimację Maciusia.
Chłopiec mieszkał w centrum Kutna przy ulicy Narutowicza z mamą i 3-letnim bratem. Starszy chłopiec już od dłuższego czasu chorował.
W niedzielę 8 lutego matka chłopców zauważyła, że młodszy syn też zaczyna mieć problemy z oddychaniem. Nie zwlekając poszła z dzieckiem do punktu nocnej pomocy medycznej. Lekarz zbadał Maciusia, stwierdził lekkie szmery w oskrzelach, przepisał witaminy i syrop wykrztuśny. Kobieta wykupiła leki i wróciła do domu.
W nocy chłopcy oddychali coraz ciężej, kaszel się nasilał. Ich mama rano postanowiła wezwać lekarza do domu. Niestety, kobiecie początkowo odmawiano takiej wizyty. Dopiero po interwencji pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kutnie do Maciusia i jego brata przyszła lekarka.
Od razu wypisała skierowanie do szpitala dla obu chłopców. W poniedziałek około godziny 18.30 mama i babcia udały się z chłopcami do Kutnowskiego Szpitala Samorządowego.
- W szpitalu lekarz stwierdził zapalenie oskrzeli u Maciusia, ale do szpitala go nie przyjął. Stwierdził, że na to jest jeszcze czas, a szpitalne oddziały są przepełnione - mówi drżącym głosem Barbara Krajewska, babcia chłopca.
Lekarz w szpitalu przepisał leki, w tym antybiotyk, i odesłał chłopców do domu. Zalecił też na czwartek wizytę kontrolną u lekarza pierwszego kontaktu. Niestety, Maciuś tej wizyty już nie dożył...
Matka wykupiła leki i wróciła z Maćkiem do domu. Leki podawała dziecku zgodnie z zaleceniem.
We wtorek po południu stan Maciusia znacznie się pogorszył.
- Dostał silnego ataku kaszlu i zaczął sinieć - opowiada babcia.
Wieczorem chłopiec przestał oddychać. Przerażona matka chwyciła syna i pobiegła do sąsiadów po pomoc. Sąsiad zadzwonił po pogotowie. Instruowany przez ratownika próbował reanimować Maciusia.
- Gdy sąsiadka przybiegła z dzieckiem, już nie oddychało. Kazałem jej wyjść z mieszkania, by tego wszystkiego nie widziała. Reanimowałem chłopca aż do przyjazdu karetki - opowiada mężczyzna.
O godz. 18.59 ratownicy i lekarz byli w domu Maciusia. Przejęli reanimację dziecka i próbowali przywrócić mu funkcje życiowe. Po kilkudziesięciu minutach musieli się poddać. Chłopiec zmarł przed godz. 20.
- Zabezpieczyliśmy książeczkę zdrowia dziecka i skierowanie do szpitala. Ciało pozostaje do dyspozycji prokuratora - mówi podinsp. Joanna Kącka, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi.
Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, informuje, że wszczęto śledztwo. Prokuratura bada, czy doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Śledczy zabezpieczają dokumentację medyczną Maćka i jego brata. Były już pierwsze przesłuchania. Kluczowe będą wyniki sekcji.
- Dziecku nikt życia nie przywróci, ale niech wszyscy się dowiedzą, jak działa szpital w Kutnie - mówi przyjaciel rodziny zmarłego Maciusia.
Co na to szpital?
- Sprawdzamy okoliczności wizyty matki. Wkrótce przekażemy więcej informacji na ten temat - mówi Beata Pokojska, rzecznik szpitala.
Niestety, potem nikt ze szpitala już z nami rozmawiać nie chciał.
CZYTAJ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?