Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia życiowa Grażyny Błęckiej-Kolskiej, skromnej Kasi z komedii Kogel-mogel

Paweł Gzyl
Tomasz Bołt/Polskapresse
Aktorka Grażyna Błęcka-Kolska chciała zacząć życie od nowa. Spotkała ją wielka tragedia

Czwartek, Wrocław. Toyota, którą prowadzi aktorka Grażyna Błęcka-Kolska, wpada w poślizg. Samochód uderza w latarnię i ląduje na poboczu. Błęcka-Kolska trafia do szpitala. Karetka zawozi tam też jej córkę, Zuzannę. Młoda kobieta umiera na oddziale reanimacyjnym. Druga pasażerka, przyjaciółka aktorki, Teresa Kopias, projektantka mody, wychodzi z wypadku ze złamaniem ręki.

Pogrzeb 23-letniej Zuzanny odbył się przedwczoraj. Uroczystościami zajął się ojciec, reżyser Jan Jakub Kolski.

Matce dziewczyny prokuratura postawiła zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi jej aż osiem lat więzienia.

Okolicznością łagodzącą mogą być warunki pogodowe - w tym dniu we Wrocławiu padał deszcz i nawierzchnia jezdni była śliska.

W drodze na festiwal

Aktorka jechała ze swą córką i koleżanką na otwarcie filmowego festiwalu Era Nowe Horyzonty.
Zuzanna przyleciała do Polski na wakacje. Stale przebywała bowiem w Anglii, gdzie studiowała na uniwersytecie Westminster, jednej z najlepszych uczelni w tym kraju.
- Przerażające, jaka tragedia! Jeśli człowiek choruje, rodzina może się przygotować... Ale nie, właściwie też nie, to zawsze boli. Taki młody człowiek... Modlę się za Grażynę... Tak pusto wokół się robi i Jurka Turka już nie ma, i mój filmowy zięć też nie żyje - powiedziała aktorka Katarzyna Łaniewska, która odtwarzała rolę matki Błęckiej-Kolskiej w słynnym filmie "Kogel-mogel".
Córka aktorki odziedziczyła artystyczne zainteresowania po rodzicach. Jej pasją była fotografia, zajmowała się również dziennikarstwem. Przeprowadzała wywiady ze znanymi artystami. Zagrała epizody w dwóch produkcjach swojego ojca - sztuce "Diabeł przewrotny" i filmie "Afonia i pszczoły".

Szczęście matki

Zuzanna była największym szczęściem swej matki. Wiele czasu spędzały z sobą razem, mimo iż dziewczyna prowadziła już od dawna dorosłe życie. Kiedy była młodsza, aktorka często zabierała ją do swych rodziców, mieszkających w Łasku. Starała się wychować córkę w poczuciu bezpieczeństwa, które nie zawsze tak łatwo wypracować w aktorskich rodzinach.
- Chciałam córce poświęcić więcej czasu. Gdybym pracowała w teatrze, w serialach, Zuzia nie miałaby rodziców. Życie to sztuka wyboru - wyjaśniała swoją rzadką obecność na ekranie w rozmowie z portalem Polki.pl.
Zuzanna wolała pozostawać z dala od show-biznesu. Kategorycznie zabraniała rodzicom, aby mówili o niej publicznie. A ci uszanowali jej prośby. Dlatego do mediów przedostało się niewiele informacji o życiu dziewczyny. Od początku podążała więc własną drogą i kiedy mówiła "nie", to znaczyło "nie".
- Lubi to, co robimy, ale nie lubi, kiedy się o niej mówi. Szanuję jej wybór. Tu chodzi o uczciwość. Nie mogę wykorzystywać jej dlatego, że to jest moja córka. Muszę ją podlewać, żeby ładnie rosła, dbać, otulać przed zimą, jak kwiatek, natomiast muszę też pamiętać, że to jest osobny byt i szanować to - mówiła Błęcka-Kolska.
Wejście w inny świat

Babcia aktorki pochodziła z Wilna. Do dziś aktorka wspomina ikonę, na której widniał długowłosy Chrystus ze spuszczonymi oczami. Jako mała dziewczyna wpatrywała się w nią przez długie chwile, celebrując zarówno jej piękno, jak i poruszający smutek.
- Kiedyś, gdy byłam z moją mamą na Półwyspie Helskim na wakacjach, miałam nieodparte wrażenie, że byłam tam już w czasach epoki napoleońskiej. Rozpoznawałam ulice, kocie łby. Pamiętałam mężczyznę w mundurze, który szedł ulicą. Wiedziałam, że miał dzieci - wspominała.

Te dziwne stany nawiedzają ją do dzisiaj. Kiedy poleciała na festiwal filmowy w Kalifornii, gdy zobaczyła wielkie przestrzenie Palm Springs, miała nieodparte wrażenie, że kiedyś już tam była. Czy to było zwykłe deja vu? Czy raczej echa fascynacji ideą reinkarnacji? Być może dlatego zaczęła uprawiać jogę, która dawała wytchnienie jej duszy. - Pracuję nad tym, żeby uczciwie przeżyć każdy dzień, a to jest duży wysiłek. Jeśli człowiek jest uczciwy, pracowity, dobry, to musi coś dobrego do niego przyjść - podkreślała.

Po wojnie mama i babcia aktorki zostały przesiedlone do Kolumny niedaleko Łodzi. Jako wilnianki czuły się tam jednak wyalienowane. Zamieszkały w starej drewnianej willi, w opustoszałej pożydowskiej dzielnicy. Mała Grażynka spędziła tam dzieciństwo. Początkowo nie interesowała ją sztuka. Myślała, że będzie nauczycielką wuefu albo rehabilitantką. Interesowała ją również archeologia.

W końcu jednak zachwyciła się teatrem. W 1984 roku ukończyła PWST w Łodzi i trafiła na sceniczne deski do Częstochowy. Tam wypatrzył ją Roman Załuski i zaangażował do swej komedii "Kogel-mogel". Rola naiwnej i skromnej Kasi, która chcąc wyrwać się ze wsi przyjeżdża do wielkiego miasta, aby pracować jako gosposia u bogatej, ale neurotycznej rodziny, przyniosła jej popularność. Film miał nawet swój sequel - "Galimatias, czyli kogel-mogel II".

Umrę albo się rozwiodę

Pod koniec studiów poznała mężczyznę swego życia.

Jan Jakub Kolski zachwycił ją swą osobowością. Choć pochodził ze wsi, odnalazł się w intelektualnym środowisku filmowym Łodzi. Wysportowany, przystojny, męski, z pasją uprawiał wspinaczkę górską i jaskiniową. Zadebiutował filmem "Pogrzeb kartofla" w 1990 roku, który objawił jego oryginalną wizję kina - łączącą realizm magiczny z abstrakcyjnym humorem.
Grażyna wystąpiła w tym obrazie - i stała się "nadworną" aktorką swego partnera, a potem męża.

Ich związek początkowo wydawał się wyjątkowo udany. Aktorka próbowała dzielić z reżyserem pasje - nie tylko do oryginalnych filmów, ale nawet do... wspinaczki.

- Raz Kubuś uratował mi życie. Byliśmy pod Częstochową, w skałkach. Wpięłam się we wszystko, tylko nie w linę główną... Już miałam skakać w przepaść, ale Kuba sprawdził uprząż jeszcze raz. Zbledliśmy. Nie byłam wpięta - wyznała.

Z czasem do opinii publicznej zaczęły przenikać o plotki o kolejnych romansach Kolskiego. Błęcka pytana w wywiadach o zagrożenia dla jej rodziny wynikające z trybu życia reżysera, podkreślała, że jest tolerancyjna i potrafi wiele wybaczyć. Okazało się, że do czasu jednak. Trzy lata temu para wzięła rozwód.

- Uważam się za twardą zawodniczkę, bo znosiłam to, że mój mąż notorycznie się zakochiwał. (...) Kiedy po raz kolejny powiedział mi, że się zakochał, wstałam i upadłam. Mój organizm nie wytrzymał. A potem pomyślałam: "Albo umrę, albo się rozwiodę" - powiedziała w wywiadzie ze "Zwierciadłem".
Zacząć życie od nowa

Kolski zostawił żonę dla dużo młodszej kobiety, modelki o imieniu Aleksandra. Aktorka przyznała wtedy, że przez 25 lat małżeństwa mąż był dla niej najważniejszy - nie liczyły się jej potrzeby, cały ból po kolejnych zdradach ukrywała w sobie, chciała, żeby wszystko było dobrze. Na płaszczyźnie zawodowej Błęcka ograniczyła się do roli aktorki Kolskiego, tymczasem on robił karierę. W końcu przestali być dla siebie partnerami. I już nie dało się udawać, że wszystko jest jak dawniej.

Aktorka postanowiła zacząć życie od nowa. Niestety - nie szło jej dobrze. Nie mogła sprzedać domu, w którym mieszkała wspólnie z mężem. Brakowało dla niej propozycji ról filmowych. Córka wyjechała za granicę. "Grażynka pozostała taka delikatna, nie potrafi walczyć i gubi się we współczesnym świecie" - powiedział jeden z jej znajomych.

- Mieszkałam tu osiemnaście lat. Przywiązałam się do tego domu, ogrodu. Ale wyprowadzę się stąd bez żalu. Mogę powiedzieć za Staffem: Budowałam na piasku i nie udało się, budowałam na skale i nie udało się. Teraz budując zacznę od dymu z komina - wyznała w "Zwierciadle".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki