Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Transatlantyk odwrócił uwagę

Łukasz Kaczyński
Grzegorz Gałasiński
Co państwo myślą o sprowadzeniu za grubą forsę (4,5 mln zł w pierwszym roku, po 3 mln zł w trzech kolejnych) festiwalu Transatlantyk z Poznania?

Co państwo myślą o sprowadzeniu za grubą forsę (4,5 mln zł w pierwszym roku, po 3 mln zł w trzech kolejnych) festiwalu Transatlantyk z Poznania? Ja nic nie myślę. Słucham. Siedzę w kącie, piję piwo i oglądam gości. Bo co powiedzieć o "festiwalu idei", tzn. mającym poruszać różne ważne kwestie, który znamy z teorii i deklaracji jego szefa, kompozytora Jana A.P. Kaczmarka?

Za dużo niewiadomych. Ogólnej uwadze uciekło za to kilka szczegółów. Przypadkiem w dniu ogłoszenia "aneksji" Transatlantyku minęła 38. rocznica śmierci Henryka Warsa, pioniera jazzu w Polsce, który pisał m.in. dla Franka Sinatry, a dokładnie 10 lat temu był bohaterem Festiwalu Muzyki Filmowej.

Wiele się wtedy działo, prawykonania prowadził Krzesimir Dębski, na liście znakomitych gości była m.in. Irena Andersowa, druga żona słynnego generała, która... śpiewała. Wars ma też gwiazdę w Alei Sławy, a kontakty łodzian z jego rodziną w USA wciąż są żywe. Powtórzę więc pytanie, które już padło: czy FMF, organizowany przy Muzeum Kinematografii, będący więc dorobkiem miasta, latami duszony malejącymi dotacjami, musiał zostać ze swym mikrobudżetem "zahibernowany", by zwolnić miejsce?

A druga rzecz: ogłaszając sukces (który to już?) kupienia dla Łodzi festiwalu, prezydent Zdanowska weszła w rolę dobrej cioci i uspokajała ludzi kultury, że nikomu na niego nie zabierze środków. I (to hit!) dodała, że teraz jej prezydentura skupi się na kulturze.

Słowem, jawne jest już, że wiceprezydent Krzysztof Piątkowski niby kulturą zarządza, ale raczej o niczym nie decyduje. Gdy polityk mówi, że czymś się zaopiekuje, można czuć się nieswojo. Gdy mówi to polityk neoliberalnej partii, która kulturą posługuje się do doraźnych celów, nogi trzęsą się ze strachu. Kultura to nie jakieś dziecko specjalnej troski. Nie trzeba jej zaopiekowania, tylko nieprzeszkadzania. Spokoju, a nie zagłaskiwania. Jak w powieści "Myszy i ludzie" Steinbecka, gdzie nieumiejący opanować swej siły Lennie, głaszcząc uśmierca bezbronne zwierzątka, a na koniec łamie kark wyrywającej się żonie farmera. I nie rozumie, co zrobił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki