Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener boksu tajskiego z Łodzi rozbierał i bił chłopców? Początek procesu

Wiesław Pierzchała
Pierwsza rozprawa odbędzie się 3 czerwca w Sądzie Rejonowym Łódź-Widzew
Pierwsza rozprawa odbędzie się 3 czerwca w Sądzie Rejonowym Łódź-Widzew Łukasz Kasprzak
Trener boksu tajskiego z Łodzi, 39-letni Robert K., kazał rozbierać się nieletnim zawodnikom i bił ich dłonią oraz pasem. Tak twierdzi Ewelina M., matka dwóch chłopców w wieku 7 i 12 lat, którzy stali się ofiarami dziwnych i karygodnych poczynań trenera.

Jak kobieta odkryła, że chłopcy są bici?

- Było to 4 października 2014 roku - opowiada pani Ewelina. - Mój starszy syn od kilku lat trenował boks tajski u trenera Roberta K., który wynajmował pomieszczenia w podstawówce przy ul. Przyszkole, zaś młodszy dopiero zaczynał treningi. Tego dnia przypadkowo zauważyłam na ciele starszego syna, który szykował się do kąpieli, ślady pobicia. Spytałam, co się stało, ale nie chciał mówić. W przeciwieństwie do młodszego syna, który mi opowiedział, co wydarzyło się w pokoju trenera na terenie podstawówki.

Z relacji matki chłopców wynika, że zaczęło się od telefonu Roberta K. Dzwonił do pani Eweliny z pytaniem, czy jej synowie mogą mu pomóc przy rozładunku sprzętu sportowego pod podstawówką. Kobieta zgodziła się i później gorzko tego żałowała. Najpierw trener zabrał się za karcenie starszego chłopca, a później młodszego. Polegało to na tym, że kazał im się rozebrać i uklęknąć na kanapie, po czy zadawał im w pośladki uderzenia otwartą dłonią i pasem od kimona. Dlaczego ich tak ostro karał?

- Rzekomo za to, że niewłaściwie zachowywali się między lekcjami na szkolnym korytarzu. Według mnie, był to tylko pretekst, aby obnażyć i pobić chłopców, którzy nigdy nie sprawiali mi kłopotów wychowawczych. Zresztą podobne przypadki miały miejsce wcześniej - mówi Ewelina M. - Z relacji starszego syna wiem, że był bity od dwóch lat. W tym czasie został skarcony 8-11 razy. Był bity przez trenera ręką i namoczonym w wodzie pasem od kimona. Robert K. groził synowi, że jak powie o tym biciu, to dostanie jeszcze bardziej. Ponadto straszył go, że jak przestanie ćwiczyć z nim, to jego sportowa kariera legnie w gruzach. Były też sytuacje, że za pomocą telefonu komórkowego trener robił zdjęcia obitych pośladków. Dziś syn ćwiczy u innego trenera, ale oskarżony wciąż ma zajęcia w podstawówce przy ul. Przyszkole.

Sprawą tą zajęła się prokuratura, która sporządziła akt oskarżenia i skierowała do Sądu Rejonowego Łódź-Widzew. W piątek odbyło się tam posiedzenie, na które - z powodu choroby - nie stawił się Robert K. Sędzia Anna Seniuk zdecydowała, że w sprawie tej odbędzie się zwykły proces. Pierwsza rozprawa, na którą ma się stawić oskarżony i świadkowie, odbędzie się 3 czerwca.

Jakie zarzuty usłyszał trener Robert K.?

- Chodzi o naruszenie nietykalności cielesnej, za co grozi do roku więzienia, a także spowodowanie obrażeń ciała z kuracją do siedmiu dni, za co grozi do 2 lat pozbawienia wolności - wyjaśnia prokurator Joanna Rózga z prokuratury na Górnej.

Potwierdza też, że śledczy najpierw zgodzili się, aby trener dobrowolnie poddał się karze - chodziło o grzywnę w wysokości tysiąca złotych, ale cofnęli zgodę, bo wniosek oskarżonego w tej sprawie był niekompletny.

W wypowiedzi dla programu "Uwaga!" TVN trener przyznał się do winy, zapewnił, że nie bił z całej siły i usprawiedliwił się, że wychowywany był po spartańsku i dostawał od ojca "lanie na goły tyłek".

ZOBACZ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki