Sprawdź, dlaczego w tym roku nie będziemy obchodzili lanego poniedziałku. CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
Pierwszy to szalejąca epidemia koronawirusa. – Obchody śmigusa-dyngusa byłyby zupełnie lekkomyślne – mówi pediatra dr Jacek Kidoń. – Dzieci zwykle przechodzą zakażenie nisko objawowo, ale są transmiterami wirusa zagrażającymi dorosłym. Tym bardziej, że rzadko noszą maseczki lub noszą je pod brodą. Zwykle ostrzegalibyśmy przed przeziębieniami związanymi z polewaniem się wodą, ale obecnie to najmniejszy problem. Uważam więc, że nie jest to tradycja, którą w takich warunkach powinniśmy wypełniać.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
Powód drugi: dbałość o środowisko. – Tak trąbi się o oszczędzaniu wody, że już przez poprzednie dwa lata nie miałem zbytu na śmigusówki – mówi Marek Wójcik, właściciel sklepu z „mydłem i powidłem” zlokalizowanego na łódzkim Widzewie. – W tym roku w ogóle odpuściłem sobie sprowadzanie śmigusówek i pistoletów na wodę. Szkoda mi pieniędzy i zachodu. I tak nikt tego nie kupi.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>>
O trzecim z powodów opowiada nam Magda Krajewska, mama 12-letniego Patryka. – W latach dziewięćdziesiątych, kiedy sama byłam nastolatką, było nie do pomyślenia, żeby obchodzić śmigus bez polewania się wodą. Pochodzę spod Kutna i tam chłopaki wręcz polewali nas wiadrami. Teraz z pewnością dziecku na to nie pozwolę. Mieszkam w Łodzi, a tu wysokość opłat za śmieci ma wkrótce zależeć od zużycia wody. I to ma być liczone właśnie od teraz, od kwietnia. Nie stać mnie na to. Nie mówiąc już o tym, że za samo zużycie wody też się płaci. Słono. Na koniec marca dostałam rozliczenie za zeszły rok. Muszę dopłacić prawie 120 zł. I co? Mam pozwolić na marnotrawstwo wody przez jakąś staromodną tradycję…?