Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ubezpieczenia wzajemne: towarzystwo zarabia, ty zyskujesz!

Zbigniew Biskupski AIP
Ubezpieczony w towarzystwie ubezpieczeń wzajemnych (w TUW-ie) jest współwłaścicielem zakładu i dlatego nastawienie głównie na zysk nie miałoby większego sensu. Powodowałaby jedynie przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. To dlatego TUW-y koncentrują się na minimalizacji ryzyka, na zabezpieczeniu swoich członków przed negatywnymi skutkami pogody, wypadków losowych itp.

Rozmowa z Rafałem Kilińskim, prezesem zarządu TUW Polski Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych

– Grupa PZU w Polsce ma już spółki: jedną zajmującą się ubezpieczeniami na życie i drugą - majątkowymi. Po co więc TUW - towarzystwo ubezpieczeń wzajemnych?
– Dzięki niemu, Grupa PZU odzyskuje udziały w rynku, a nawet większy na niego wpływ. Stworzyliśmy też synergię ubezpieczeniową. Ale przede wszystkim - to powrót do korzeni.

– W jaki sposób? Po co? Przecież TUW to dość niszowa forma funkcjonowania zakładu ubezpieczeń?
– Jest to jednak najstarsza formuła ubezpieczenia, jaka funkcjonuje na świecie. Zaistniała już ok. 2 tys. lat przed naszą erą, a jej beneficjentami byli kupcy poruszający się w karawanach po pustyniach. Potem zmaterializowała się przy wyprawach morskich. Pojawiała się zawsze gdy za horyzontem kryło się jakieś niebezpieczeństwo, choć samo określenie „ubezpieczenia” nie było jeszcze w użyciu.
W Polsce też nie wymyślamy niczego nowego, tylko wracamy do korzeni. PZU jako zakład ubezpieczeń wzajemnych funkcjonował już przed drugą wojną światową, dopiero w latach 50. minionego wieku został znacjonalizowany i utracił status TUW. Przed wojną, jako TUW, był jednym z najczęściej wybieranych ubezpieczycieli na ziemiach polskich. Co ciekawe, w TUW-ach ubezpieczało się 65 proc. wszystkich osób, które korzystały z ubezpieczeń w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce.

– Skąd w przeszłości taka popularność TUW? Czym różnią się od współcześnie działających komercyjnych towarzystw ubezpieczeniowych?
– Idea TUW jest bardzo prosta: wszyscy wspólnie dbamy o ryzyko i wszyscy wspólnie ponosimy koszty jeżeli coś się wydarzy. Ubezpieczony w TUW-ie jest współwłaścicielem zakładu i dlatego nastawienie głównie na zysk nie miałoby większego sensu. Powodowałaby jedynie przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. To dlatego TUW-y koncentrują się na minimalizacji ryzyka, na zabezpieczeniu swoich członków przed negatywnymi skutkami pogody, wypadków losowych itp.
Można by rzec, że rozpatrując sprawę w kategorii zysku, TUW-y są organizacjami non profit i wypracowują nie zysk, ale nadwyżkę lub stratę, jeśli było więcej szkód niż wpłynęło pieniędzy i bilans wyjdzie na minus. A w nadwyżce tej członkowie ubezpieczający się w TUW partycypują na różny sposób. Walne zgromadzenie ma w tej materii kilka możliwości: może np. zwrócić członkom część wpłaconych pieniędzy - według ustalonego parytetu; może zaliczyć należną im część nadwyżki na poczet przyszłych składek na kolejny rok. Ale może też, za zgodą tychże członków, przeznaczyć pieniądze na konkretny fundusz, w tym np. wzmocnić kapitał, dzięki czemu siła finansowa tego TUW-u jest większa, co obecnie wobec wymogów kapitałowych dla zabezpieczenia ryzyka jest ważne. I nie ukrywam, że TUW PZUW właśnie na ten cel będzie przez najbliższe trzy lata przeznaczać swoją ewentualną nadwyżkę.

– Czy dobrze rozumiem, aby ubezpieczyć się w TUW-ie trzeba zostać jego członkiem?
– Tak, ale można to zrobić na dwa sposoby. Niektóre TUW-y działające na polskim rynku "zaszywają' od razu w składce ubezpieczeniowej wpłatę członkowską, inne – i do tych zaliczamy się my – dla czystości obrazu przyjmują wariant najprostszy, najbardziej zgodny z ideą tego typu ubezpieczeń; najpierw zainteresowany podmiot musi zostać zakwalifikowany i przystąpić do towarzystwa, a dopiero potem może skorzystać z oferty ubezpieczeniowej.
Oczywiście członek TUW może skorzystać z tej oferty, a nie musi. Przystąpienie do TUW nie oznacza podpisania "cyrografu". Nikomu nie zabraniamy obrania jakiejkolwiek innej drogi asekurowania się przed ryzykami działalności, jaką on prowadzi. Tylko od woli członka- klienta TUW zależy, ile składek chce płacić, i do ilu TUW-ów przystąpić. Zawsze pozostaje mu też droga "komercyjna", przy czym w przypadku podmiotów publicznych muszą one pamiętać, że w tym ostatnim wariancie są one zobligowane do stosowania przepisów z zakresu zamówień publicznych, w tym przy wyższych kwotach składek - przetargów. W TUW-ie zaś, o ile tylko jest jego członkiem, przetargu organizować nie musi.
Poza tym, TUW-y w Polsce podlegają tym samym przepisom co komercyjne zakłady ubezpieczeń, to jest jedna z dozwolonych form działalności ubezpieczeniowej. Tylko forma własności jest inna – nie jest to spółka akcyjna, tylko bardziej spółdzielnia. Natomiast wszystkie przepisy regulujące pośrednictwo ubezpieczeniowe i działalność ubezpieczeniową są dla ubezpieczeń wzajemnych identyczne jak dla spółki komercyjnej.
TUW, być może, nie daje klientowi od razu dużego upustu ceny, ale w długim okresie przynosi stabilizację, eliminuje takie skoki w składkach, które występują na rynku wskutek różnych praktyk marketingowych "komercyjnych" ubezpieczycieli. Im dłużej z danym TUW-em klient pracuje, tym ma większe korzyści.
Tym, co odróżnia nas od zakładów "komercyjnych", jest także przejrzystość działania. Zakład komercyjny raportuje raz w roku wynik, który jest skonsolidowany i mogą się w nim kryć efekty przeróżnych praktyk. Oczywiście, podobnie jak towarzystwa "komercyjne", TUW także raportuje do KNF-u czy rozlicza się z fiskusem. Ale u nas dodatkowo każdy klient, jako członek TUW, może uzyskać dokładną wiedzę, co na ten wynik wpłynęło. To też wyzwala większą świadomość ubezpieczeniową.

– O ile wiem, klienci-członkowie TUW mają też wpływ na działania w zakresie ochrony przed ryzykiem innych ubezpieczających się?
– Proces wygląda tak, że ubezpieczający się klient najpierw przystępuje do TUW-u, a następnie powinien trafić do związku wzajemności członkowskiej. TUW jest jak "jeden worek"; mamy w nim i kopalnie, i elektrownie, i szpitale – zarówno firmy małe jak i rynkowych gigantów. Podzieliliśmy więc klientów – zgodnie zresztą z obowiązującym prawem – na związki wzajemności członkowskiej (ZWC); to są takie jakby „TUW-y w TUW-ie”. Podział jest albo branżowy (np. szpitale), albo podmiotowy (duże grupy kapitałowe).

– Jednak mimo tych ewidentnych korzyści firmy ubezpieczeniowe działające w Polsce w formie TUW mają niewielkie udziały w rynku. Dlaczego?
– Faktycznie, do 2014 r. miały maksymalnie 4-proc. udział w polskim rynku ubezpieczeń. Dlaczego? Idea spółdzielczości nie cieszyła się w PRL-u uznaniem. Po powrocie do rynkowych ubezpieczeń, pojawiły się oczywiście także TUW-y, z czego najbardziej znana była Concordia bazująca na ubezpieczeniach rolnych oraz Rejent, który w ubezpieczeniach życiowych zajął się bardzo wąską grupą zawodową - notariuszy.
Trzeba mieć na względzie okoliczność, iż aby założyć TUW, trzeba najpierw wyasygnować pewien kapitał i do tego jeszcze uzyskać masę zgód z różnych organów; oczywiście najważniejsza spośród z nich jest licencja Komisji Nadzoru Finansowego. Wymaga to więc sporego wysiłku. Przez parę ostatnich lat były podejmowane wysiłki stworzenia własnych TUW-ów, głównie w sektorze szpitali, wszystko jednak rozbijało się o pieniądze, które trzeba byłoby wyasygnować. A ponieważ były to jednostki samorządowe czy budżetowe, to nie miały takich zasobów. Pojawiły się też wątpliwości natury prawnej: czy podmioty publiczne, tworząc firmę ubezpieczeniową, nie spotkają się z zarzutem niewłaściwego zarządzania pieniędzmi publicznymi. Inicjatywy te ostatecznie więc upadły.

– Taką inicjatywę podjęła jednak Grupa PZU. Czy w ten sposób jednak nie buduje wewnętrznej konkurencji?
– Nie, wręcz przeciwnie. Tworząc takie towarzystwo jak nasze, PZU jako spółka-matka odzyskuje udział w rynku. W obszarze tzw. dużych ryzyk jest potrzebna koasekuracja i dotychczas oferowały ją – w przetargach publicznych – specjalnie tworzone podmioty, w których PZU miało 15-80 proc., ale średnio nie więcej niż 30 proc. Obecnie przystępując do TUW-u, dany podmiot jest ubezpieczony u nas na 100 proc., a reasekurację zapewnia nam PZU - spółka-matka. Grupa PZU odzyskuje więc udziały w rynku, a nawet większy na niego wpływ. Nie musi już dla wygrania przetargu wchodzić w różne, mniej lub bardziej przypadkowe, alianse. Przede wszystkim jednak w ten sposób realizujemy synergię ubezpieczeniową spółek Skarbu Państwa.

– Czyli? Co to jest: synergia ubezpieczeniowa?
– Pamiętajmy, że tam gdzie są przetargi, tam zaangażowany jest pieniądz publiczny. PZU z jednej strony ma, jako głównego udziałowca, Skarb Państwa, a z drugiej – podmioty kupujące ubezpieczenia także operują środkami publicznymi. Bazując na metodologii dużych korporacji międzynarodowych stworzyliśmy ideę synergii ubezpieczeniowej, no i ona działa!
Nie ukrywam, że ideę tę wymyśliłem pracując w firmie amerykańskiej. Tam za amerykańskim kapitałem "idzie" amerykański broker, który ma za zadanie uplasować ryzyko w "amerykańskiej" firmie. Oczywiście amerykańskiej finalnie, bo na różnych rynkach firmy ubezpieczeniowe działają według różnych - właściwych dla danego kraju - przepisów prawnych, innych np. w Albanii, na Ukrainie czy w Polsce. Niemniej zgodnie z lokalnymi przepisami, są tam też firmy ubezpieczeniowe z kapitałem pochodzącym z USA i zawsze znajdzie się sposób, by to ryzyko "wytransferować", mieć nad nim kontrolę od startu do mety, a więc od składki do wypłaty odszkodowania w ramach likwidacji szkód.
Można by powiedzieć, że my taki model powielamy w odniesieniu do spółek Skarbu Państwa.

– Ale nie tylko spółki Skarbu Państwa są klientami PZUW? Muszą nimi być jednak tylko firmy (nie konsumenci), a obszar działania nie obejmuje ubezpieczeń na życie?
– Dokładnie tak. Mamy podobny obszar działania, z pewnymi drobnymi wyjątkami, jak „duży” majątkowy PZU operując w Dziale II ubezpieczeń. Naszym Członkom oferujemy całą gamę produktów włączając w to także tak specjalistyczne ubezpieczenia jak te obejmujące platformy wiertnicze, czy też elektrownie.
Nasz model biznesowy zakłada poruszanie się po obszarze klienta korporacyjnego, czyli osób prawnych oraz jednostek i podmiotów nie mających osobowości prawnej, takich jak np. samorządy.

– O ile wiem, konsumenci - pracownicy ubezpieczonych firm być może w przyszłości jednak też będą korzystać z oferty PZUW, choć nie bezpośrednio?
– No tak, ma pan pewnie na myśli tzw. pakiety medyczne... Faktycznie, niedawno wystąpiliśmy do KNF o rozszerzenie licencji w tym zakresie, ponieważ chcielibyśmy zaistnieć w ubezpieczeniach zdrowotnych. Ubezpieczać nie tylko szpitale, ale również pacjentów, sprzedając pakiety medyczne. Chcemy to oczywiście potraktować jako kolejny etap rozwoju firmy, ale dopóki nie mamy decyzji KNF, dopóty są ty tylko plany.

– Skąd wziął się taki pomysł? Czy taki produkt ma także służyć wspomnianej już synergii Ubezpieczeniowej w Grupie PZU?
– Wśród klientów-członków PZUW mamy w już w tej chwili prawie całą energetykę. Pracują tam ludzie, i to na terenie całej Polski, w związku z czym uznaliśmy, że jeśli zaoferujemy ich pracodawcom pakiety medyczne, to na tym skorzystają. W ramach Grupy PZU swoim klientom bardzo dobrą i przystępną usługę, za dobrą cenę, oferuje PZU Zdrowie. PZUW chce się pod to "podpiąć". Oczywiście, klienci-członkowie mogą z tych pakietów medycznych skorzystać, ale nie muszą. My natomiast będziemy starali się przekonać ich do naszych usług, bo są dobre.

– To znaczy: lepsze od konkurencji, w czym?
– Dla mnie – a pewnie i dla innych też – najważniejszym miernikiem przewagi konkurencyjnej jest dostępność usług zdrowotnych, z których można skorzystać w ramach pakietu. Jeśli kliniki danego dostawcy pakietów medycznych są tylko w Warszawie czy dużych ośrodkach, to chyba nikogo nie zdziwi, że wybiorę przychodnię współpracującą z PZU Zdrowie, która jest kilkaset metrów od mojego domu w Łomiankach. PZU Zdrowie ma sieć ok. 1 300 placówek w całym kraju. Część jest własna, część na umowie franczyzowej, jeszcze inne na umowie o współpracę, ale tak czy inaczej, są one dostępne dla każdego kto ma lub będzie miał pakiet medyczny. Mam nadzieję, że w przyszłości tej grupie będą także osoby z pakietami wykupionymi w TUW PZUW przez jego pracodawcę-członka naszego towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych.

– Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ubezpieczenia wzajemne: towarzystwo zarabia, ty zyskujesz! - Strefa Biznesu

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki