Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekały, piły, paliły trawkę. Teraz mówią, że już tak nie chcą żyć, że się zmieniły...

Anna Gronczewska
Samotność, problemy rodzinne, nieszczęśliwa miłość, czasem zbieg okoliczności, czy stres - jest mnóstwo czynników, przez które młodzi ludzie trafiają w ślepy zaułek
Samotność, problemy rodzinne, nieszczęśliwa miłość, czasem zbieg okoliczności, czy stres - jest mnóstwo czynników, przez które młodzi ludzie trafiają w ślepy zaułek 123RF
Chcą zapomnieć o tym, co spotkało je w życiu. Mają skończone 18 lat, a bagaż doświadczeń większy niż niejeden pięćdziesięciolatek. Wyszły z ośrodka szkolno-wychowawczego i zaczynają od nowa.

Kamila dobrze pamięta swoją pierwszą ucieczkę. Miała trzynaście lat. Mieszkała w niedużym mieście koło ukraińskiej granicy. Poznała chłopaka z drugiego końca Polski, z Lubina. Chciała się z nim spotkać. Mama nie pozwalała jej jechać. Postanowiła uciec.

- Przez tydzień wyrzucałam przez okno swoje rzeczy - wspomina dziewczyna. - Koleżanka wychodziła z psem i to zbierała. Potem ukradła pieniądze prababci. Pomogły mi koleżanki. Zabierały pieniądze swoim mamom. Miałam na bilet. Do chłopaka jechałam czternaście godzin. Byłam chyba wtedy najbardziej poszukiwanym dzieckiem w Polsce. Szukała mnie "Itaka", prywatni detektywi, policja.

Od tego czasu minęło pięć lat. Kamila skończyła już ich osiemnaście. Właśnie opuszcza łódzki ośrodek szkolno-wychowawczy. Mówi, że zaczyna nowe życie. To co było złe, chce przekreślić. Tak samo jak jej koleżanki z ośrodka: Kasia i Patrycja.

- A mamy o czym opowiadać - mówią. - Takie dziewczyny z normalnych rodzin, szkół, nie przeżyły nawet w małej części tego, co my. Pewnie nawet nie wiedzą, co to życie!

Kasia, szczupła blondynka, pochodzi z Trójmiasta. Nie zna swego ojca. Pewnie dalej siedzi w jakimś więzieniu. Do ośrodka trafiła, gdy miała 13 lat. - Nigdy nie uciekałam, ale święta nie byłam - przyznaje. - Wszystko przez ojczyma. Mama wyszła za niego, a my się nie mogliśmy zgodzić. On nie lubił mnie, ja jego. Były awantury. On buntował mamę przeciw mnie. Często w domu były krzyki. Sąsiedzi podejrzewali różne rzeczy. Wiadomo jakie... Zadzwonili na policję. Byłam najpierw w szkole z internatem.

Po kolejnej awanturze matka powiedziała przed sądem, że nie daje sobie z nią rady. Chce, żeby córka poszła do ośrodka. - Miałam do matki straszny żal - twierdzi Kasia. - W końcu trafiłam tu do Łodzi i dobrze, że tak się stało. Tak to mogę ocenić dzisiaj.

Kamila twierdzi, że w jej osiemnastoletnim życiu wszystko było skomplikowane. Pochodzi z tak zwanego dobrego domu.

- U nas nie było biedy, wódki, pijaństwa - wyjaśnia Kamila. - Mama jest pielęgniarką. Ma dwie prace, na brak pieniędzy nie narzeka. Babcia jest dyrektorem pomocy społecznej, dziadek był dyrektorem w dużej firmie budowlanej. Dyrektorem jest też brat ojca. Prababcia była naczelną pielęgniarką w szpitalu. Ja i ojciec jesteśmy takimi czarnymi owcami w rodzinie. On jest manipulantem, ja też potrafiłam manipulować ludźmi. Choć wiem, że nie chcę być taka jak on. Zmieniam się.

Patrycja chodziła do pierwszej klasy gimnazjum, gdy ojciec zostawił matkę. Ale w jej rodzinie zaczęło się źle dziać wcześniej. Ojciec nie pracował, zdradzał żonę. Ona nie chciała odejść. Dla dobra córki. Patrycja była jedynaczką. Dla niej było wszystko. Po kolejnej zdradzie ojca matka nie wytrzymała. Jej mąż odszedł do młodszej kobiety.

- Dla mnie świat się wtedy zawalił - wspomina Kamila. - Ojciec mówił, że mnie kocha, zawsze będzie ze mną. A tu okazuje się, że tak naprawdę ma mnie w dupie. Idzie do innej kobiety, ta rodzi mu dziecko. Ja powoli wypadam z jego życia.

Kamila bardzo to przeżyła. W tym samym czasie była w szpitalu. Tam odwiedziła ją kuzynka. Zaczęły dzwonić do znajomych. Raz Patrycja przez pomyłkę wykręciła zły numer. Po drugiej stronie odezwał się chłopak...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Tak poznałam Dominika - opowiada. - Miał 18 lat. On mieszkał w Lubinie, a jego dziadek w Legnicy. Zaczęliśmy do siebie dzwonić, pisać e-maile. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.

Kamila wyszła ze szpitala i marzyła o spotkaniu z Dominikiem. On nie mógł przyjechać do niej. Jego mama chorowała. Miała wrzody żołądka. Czekała ją operacja. Ale mama nie chciała jej puścić na drugi koniec Polski. Poza tym, po odejściu ojca stała się bardzo stanowcza. Kamila nie mogła wytrzymać bez Dominika. Postanowiła uciec. - Nie bałam się tego, co będzie, w sercu czułam straszny żal - wspomina. - Byłam w rozpaczy. Czułam się samotna. A tam na drugim końcu Polski czekał na mnie Dominik. Wydawało mi się, że to jedyny człowiek, który mnie rozumie.

Dominik czekał na nią w Legnicy. Pierwszą noc spędzili u jego dziadka. Potem pojechali do Lubina. Matka chłopaka była w domu. Wiedziała, że Kamila ma 13 lat i uciekła z domu. Twierdziła, że sama w końcu zrozumie, że nie robi dobrze i odezwie się do matki.

- Jak paliliśmy trawkę czy wypiliśmy za dużo, to trochę się denerwowała - mówi Kamila. Domyślała się, że jej matka wariuje. Pewnie ją szukają. Dlatego wyłączyła telefon. Ale po pięciu dniach zrobiło się jej żal matki.

- Włączyłam telefon i zadzwoniłam do niej - dodaje dziewczyna. - Nie chciałam mówić, gdzie jestem. Ale rozmawiałyśmy długo i mnie namierzyli. Mama miała już nowego faceta. Był policjantem. Może dzięki temu tak mnie szukali?

Dominik mieszkał w wieżowcu. Nagle podjechało kilka nieoznakowanych radiowozów. Wpadli na górę, wszystkich skuli. Kamila jeszcze dziś się denerwuje, gdy przypomni sobie tamte chwile. Zawieźli ją do ginekologa, a stamtąd do domu dziecka. Na drugi dzień przyjechała po nią matka ze swoim bratem. Jednak w tym samym czasie kłopoty zaczął mieć Dominik.

- Oskarżyli go o współżycie z nieletnią - wyjaśnia dziewczyna. - Zaczęłam go bronić. Po mojej stronie stanęła matka. Wybroniłyśmy Dominika. Nie poszedł siedzieć.

Kamila wróciła do swego miasteczka. Jednak nic nie zmieniło się na lepsze. Wzięli ją do szpitala psychiatrycznego. Lekarze wydali opinie, że ma zaburzenia osobowości. Na dodatek w jej organizmie wykryto ślady trawki, amfetaminy. Przez dwa miesiące była w szpitalu.

- Wyszłam ze szpitala i dopiero się zaczęło - przypomina Kamila. - Zmieniłam sześć szkół, uciekałam z domu, piłam, ćpałam. To było straszne. Byłam w pogotowiu opiekuńczym. W końcu trafiłam do ośrodka w Warszawie. Nie robił dobrego wrażenia. W oknach kraty, jak w więzieniu. Tam dopiero zaczęłam głupieć...

Kamila ogoliła głowę, wyglądała jak chłopak. Zrobiła sobie pierwszy tatuaż, na całym ciele miała kolczyki. Nie brakowało też sznytów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Teraz wiele dziewczyn robi sobie takie sznyty - zapewnia. - Ale co to za sznyty? To takie "harcerzyki". Zapiecze i koniec. Ja mam takich "harcerzyków" z 200. Robiłam je, a także poważniejsze cięcia, bo lubię ból. Niedawno widziałam w autobusie w Łodzi taką gimnazjalistkę. Anorektyczka. Czarne włosy, umalowana, tatuaż, krótka spódniczka, na nogach i rękach "harcerzyki". Ale taka dziewczyna nie wie, co to życie! Co to za cięcia! Niech zrobi to, co ja! Przez dwa tygodnie leżałam w szpitalu, musieli mi rekonstruować rękę.

Kamila zrobiła to, gdy była w ośrodku w Warszawie. Podcięła sobie żyły. Pół milimetra brakowało do tętnicy. Jej czyn zakwalifikowano jako próbę S. - Tak, chciałam się zabić - przyznaje. - Życie mnie przerosło, nie mogłam sobie dać rady. Ale nie napisałam listu. Gdy przecięłam te żyły, to nagle zaczęłam odpływać. Krew leciała wszędzie. Dziewczyny opowiadały, że wychowawca wziął stanik jednej z koleżanek, by tamować krwotok. W szpitalu robili mi rekonstrukcje dłoni. Przyjechała mama.

W Warszawie ciągle uciekała. Pamięta, że na ostatniej ucieczce trafiła do domu koleżanki. Zdziwiła się, że jej ojciec poczęstował kieliszkiem wódki.

- Przez trzy tygodnie tak piłam, dziś wiem, że było to straszne - mówi. - Miałam 16 lat. Chłopaka w więzieniu. Potem przywieźli mnie do Łodzi. Zaczęłam się zmieniać...

Patrycja, tak jak Kamila, skończyła już osiemnaście lat. Jednak jej dorosłe życie rozpoczęło się znacznie wcześniej. Miała 12 lat. Wtedy jej ojciec poznał kobietę, która z czasem została jego żoną i jej macochą.

- Miałam dwa lata, gdy mama od nas odeszła - opowiada Patrycja. - Zostałam z tatą. Byłam bardzo z nim związana. Wszystko robiliśmy razem, zapewniał, że nigdy mnie nie opuści, że jestem jego ukochaną córeczką. Ale poznał panią, która została jego żoną. Wtedy wszystko się zmieniło.

Najpierw jej ojciec stwierdził, że jest za ciasno. Mieszkali jeszcze z dziadkami. Przeprowadził się więc z nową żoną do jej rodziców. Patrycja została z babcią i dziadkiem. I zaczęło się źle dziać. Patrycja zaczęła pić, ćpać, uciekać z domu. Nie słuchała dziadków. Nie chciała być w domu.

- No i sąsiedzi donieśli, że ojciec, który był moim prawnym opiekunem, wyprowadził się z domu, że zostałam z dziadkami - skarży się Patrycja. - Ojcu ograniczono prawa rodzicielskie, moja mama już dawno ich nie miała.

Patrycja trafiła do domu dziecka. Ojciec czasem ją odwiedzał.

- Udawał, że jest takim kochającym ojcem, nagadywał na dziadków - wspomina Patrycja. W domu dziecka jej nie było źle. Dom nie był duży. - To był taki rodzinny dom dziecka. Mieszkało tam 20 dzieci - opowiada dziewczyna. - Gdy tam byłam, odwiedziła mnie matka. Nie pamiętałam jej. Zdziwiłam się, że jestem tak do niej podobna. Ale nie chciałam wtedy z nią rozmawiać.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Zaczęły się ucieczki z domu dziecka. Najpierw uciekała ze starszymi koleżankami. Potem ona, jako jedna ze starszych, brała ze sobą młodsze. - Ale pierwszy raz uciekłam jeszcze od dziadków - przyznaje.- Gdy dowiedziałam się, że żona ojca jest w ciąży z Oliwką. Pomogła mi moja starsza kuzynka. Miała skończone 18 lat, pracowała, dała mi pieniądze. Mieszkałam w takiej przyczepie, na działce, 40 kilometrów od domu. Sama wróciłam do domu. Nikt mnie nie szukał. Martwiła się tylko babcia. Tata na mnie tylko nakrzyczał.

Gdy potem uciekała z domu dziecka, też zawsze sama wracała. Często jechała do swojej cioci, cioci koleżanki, babci. Po tych ucieczkach trafiła pod opiekę kuratora. Nieraz wróciła pijana, naćpana. W końcu trafiła do ośrodka.

W ubiegłym roku Patrycja skończyła 18 lat i ojciec urządził jej imprezę. Było fajnie... Ale po kilku dniach powiedział, że jest dorosła i niech radzi sobie sama.

- Był trochę pijany - próbuje go tłumaczyć. - Miał dwie operacje, stracił pracę i zaczął trochę pić. Wcześniej tego nie było. Pewnie pije ze zmartwień. Wybudował dom, a trzeba spłacać kredyty.

Patrycja przyznaje, że parę miesięcy temu przesadziła z alkoholem, wypaliła za dużo trawki. Dostała zapaści. Brakowało 15 minut, a straciłaby życie.

- W szpitalu odwiedziła mnie babcia, wtedy zrozumiałam, że to jej najbardziej na mnie zależy - opowiada. - Była też mama. Potem się spotkałyśmy na kawie. Tłumaczyła, że miała 17 lat, gdy mnie urodziła. Rzuciła szkołę, nie pracowała. Ojciec pracował na czarno. Przerosło ją to wszystko i odeszła. Powiedziałam, że jej nie wybaczam, zawsze będę miała żal, ale chce z nią utrzymywać kontakt. Mama ma dwoje dzieci z nowego związku. Ale ostatnio zostawił ją jej mężczyzna. Podobno przez to, że się ze mną spotkała. Nie wiem, czy to prawda.

Kasia niedawno wyszła z ośrodka. Tak jak Patrycja i Kamila skończyła zawodówkę. Jest kucharką.

Wróciła na Wybrzeże, do domu. Z ojczymem ma już lepsze kontakty. Od czterech lat ma tam chłopaka. Chcą się pobrać. On wie, że Kasia czasem jeszcze ćpa, ale coraz rzadziej.

- Nie ciągnie mnie tak jak kiedyś - zapewnia. - Trawki nie lubię, źle po tych ziołach się czuję. Amfa to co innego...

Patrycja nie wróci do babci. Do ojca też nie. Na razie będzie mieszkać u koleżanki w Zgierzu. Potem wynajmie mieszkanie w Łodzi i znajdzie pracę.

- Babcia obiecała, że przez pierwsze dwa miesiące będzie mi płacić za mieszkanie - cieszy się Patrycja.

Kamila twierdzi, że bardzo się zmieniła. Ma dobry kontakt z mamą. Z ojcem nie. Ma nową żonę, dwoje dzieci. - Nie zależy mi na tym, by się z nim kontaktować - zapewnia. - I nie chcę być taka jak on.

Kamila poznała w Łodzi chłopaka. Jest od niej starszy. Ma 26 lat i sześcioletnią córeczkę, która od września ma iść do szkoły.

- Dziewczyna zostawiła Rafała, gdy jego córeczka miała dwa tygodnie - tłumaczy Kamila. - On jej nie zostawił, postanowił wychowywać. Teraz mieszka z jego rodzicami. Nie widziałyśmy się jeszcze. Boję się tego spotkania. Będę jednak dla niej dobra. Nie zabiorę jej ojca. Bo wiem, co to znaczy. Mnie ojca też ktoś zabrał. Bardzo bym chciała, by córeczka Rafała zamieszkała w przyszłości z nami.

Kamila skończyła w tym roku zasadniczą szkołę. Jest kucharką. Po wyjściu z ośrodka nie pojechała do mamy. Zamieszkała z Rafałem w Zgierzu. Chce iść do pracy, a od września do liceum. Marzy, by zdać maturę, a potem iść na studia. Obiecuje, że matkę będzie odwiedzać.

- Myśleliśmy, by wyjechać gdzieś daleko, na drugi koniec Polski, by nikt nas nie znał i zacząć życie od początku - marzy Kamila.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki