Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ucz się sportowcu matematyki ucz

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Zwierzęciem na literę B, takim które ma zakręcone rogi, okazał się wielki mag polskiej siatkówki, bo przed ostatnią fazą turnieju o mistrzostwo świata zamiast kalkulować, liczyć, kombinować, cwaniakować, powiedział: "My nie kalkulujemy. Gramy zawsze o zwycięstwo".

Wygrał i cały świat się zaraz potem z niego śmiał. Bo w tym rzeczonym momencie lepiej było przegrać, zająć drugie miejsce, niż pierwsze. Ci co kalkulowali, osiągnęli więcej niż pan na literę B. Zgarnęli medale.

Bo w sporcie trzeba być z matematyką za pan brat. Ujawnili to dobitnie nasi wspaniali i mądrzy (w związku z matematyką) piłkarze ręczni. Gdyby z Rosją wygrali wyżej niż dwiema bramkami, dyletanci i mag siatkówki biliby brawo, ale efektowniejsze zwycięstwo stałoby się porażką. Tak, tak. Bo przy wyższym zwycięstwie Rosja zostałaby wyeliminowana i wtedy wynik Polaków ze sborną, by się nie liczył. Do drugiej fazy weszlibyśmy z zerem. Awansowaliby bowiem z nami Serbowie, którzy mieli wygraną z nami w kieszeni. Majstersztyk polscy panowie ręczni.

Sport to tabelki i matematyka. Nie zrozumieją tego ci, którzy chcą wiedzieć, jaką rybę zjadł Józef Młynarczyk podczas zgrupowania kadry, jak w sypialni wygląda Doda, była żona Radosława Majdana i gdzie odbył się ślub karateczki Ani z piłkarzem Robertem.

Ale prawdziwi kibice wiedzą, co to matematyka. Jak wspaniale wymyślił ktoś ze środowiska siatkówki, by przestać grać do piętnastu i zdobywać punkty przy swoim serwisie, tylko grać do dwudziestu pięciu i zdobywać punkty zawsze po udanej akcji bez względu na zagrywkę. W starym systemie mecze ciągnęły się jak flaki z olejem, a pójście rano w niedzielę na mecz siatkówki drużyny Ryszarda Felisiaka nie gwarantowało powrotu do domu na gorący rosół. Były mecze, które trwały trzy i pół godziny. Bo był serwis i strata, serwis i strata, serwis i strata. Wynik? 0:0! A rosół tracił swoją temperaturę.

Ale matematyka w sporcie może też na dyletantów działać jak brzytwa na małpy. Rzecz dotyczy skoków narciarskich. Mój kolega redakcyjny Marek Kondraciuk wyliczył, że podczas lotów w Bad Mittendorf wygrał zawodnik, który skoczył 11 metrów bliżej niż trzeci w klasyfikacji. Bo w tej dyscyplinie liczy się, z której belki rozpoczął zawodnik rozbieg, jaki miał wiatr, itd. Równie dobrze można do tego dołożyć obowiązek wyliczenia przez sędziów cosinusa i contangensa z paraboli lotu skoczka z uwzględnieniem amplitudy lotu względem kwadratu powierzchni zeskoku. Nikt już dziś nie rozumie skoków i tego, kto i dlaczego wygrywa.

Kiedyś podczas skoków gospodynie domowe przypalały placki, bo z wypiekami na twarzy zapominały o kuchni i oglądały skoki Adama Małysza. Dziś nie mamy Adama i wobec zagmatwanej matematyki skoków coraz mniej ludzi się tą dyscypliną sportu interesuje. Jedyne pocieszenie, że placki teraz już się nie przypalają...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki