Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińcy z Majdanu w Łodzi. Leczą się i patrzą, jak żyjemy

Matylda Witkowska
Siergiej Remiński, podobnie jak dziewięciu innych Ukraińców, przyjechał do Łodzi na badania
Siergiej Remiński, podobnie jak dziewięciu innych Ukraińców, przyjechał do Łodzi na badania Łukasz Kasprzak
Dziesięciu weteranów walk na Majdanie z obwodu wołyńskiego przyjechało do Łodzi na leczenie. Na Ukrainie nikt ich nie badał. Ale oprócz leczenia poznają też Polskę i Unię Europejską, o którą walczyli.

Na Majdanie leciały na nich granaty łzawiące, pociski i razy funkcjonariuszy Berkutu. Teraz weterani protestów w Kijowie z obwodu wołyńskiego przyjechali na badanie i leczenie do łódzkiego szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Przy okazji chcą zobaczyć, jak wygląda unijna rzeczywistość, o którą dla swojego kraju walczyli.

Ogłuchła podczas walk

Olga Woroncowa ma 60 lat i prawie nie słyszy na lewe ucho. To skutek działania granatu, który wybuchł tuż obok niej i niemal zupełnie ją ogłuszył. Na Majdanie spędziła prawie dwa miesiące.

- Młodsi często mieli obowiązki, pracę albo naukę. Więc kto miał protestować jak nie my, emeryci? - pyta Olga. - Z naszego rejonu była nas trójka seniorów. Pomagaliśmy tak, jak umieliśmy - zapewnia.

Gdy młodsi uczestnicy protestów siedzieli na barykadach, Olga gotowała im herbatę i kawę, dostarczane wraz z czajnikami na Majdan przez sponsora.

- Ludzie przychodzili po tę herbatę przez całą dobę, w dzień i w nocy. Było zimno, więc musieli się czymś rozgrzewać - wspomina.

Jednak pobyt na Majdanie miał dla Olgi fatalne skutki. Tuż obok niej wybuchł granat, który prawie zupełnie zniszczył słuch w jednym uchu. Podczas walk została też uderzona w ramię.

- Nie krwawiłam, ale miałam ogromnego siniaka. Ręka miała kolor czarnej koszuli - opowiada. - Raz dostałam gumowym nabojem w głowę. Czułam, jak odbija mi się od kasku.

Życie z uszkodzonym słuchem nie jest przyjemne. Jednak zdaniem Olgi gorsze jest to, co Majdan zostawił w jej duszy.

- Na własne oczy widziałam ludzi z zakrwawionymi twarzami. Do tej pory czuję w środku ból - opowiada.

Jednak decyzji o wspieraniu protestów na Majdanie nie żałuje.

- Ktoś przecież musiał robić tym ludziom herbatę - tłumaczy.

Jechali zygzakiem

Siergiej Remiński ma 33 lata i pracuje w przemyśle drzewnym. Na Majdan pojechał 18 lutego, dwa dni przed Czarnym Czwartkiem, podczas którego na placu zginęło kilkadziesiąt osób.

- Dzień wcześniej oglądałem telewizję. Wyglądało na to, że opozycja dogada się z prezydentem i wszystko będzie dobrze - relacjonuje Siergiej. - Potem wróciłem z pracy, zobaczyłem, że nic się nie zmieniło, zdenerwowałem się i pojechałem do Kijowa na Majdan.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dostanie się z obwodu wołyńskiego do odległej o 350 kilometrów stolicy nie było proste. Nie tylko ze względu na odległość.

- Jechało nas w sumie 16 autokarów z różnych miejscowości. Policja nie chciała puszczać nas do stolicy, więc zamiast jechać prosto, jechaliśmy do celu zygzakiem - opowiada.

Na Majdanie spędził tylko pięć dni, ale był to czas najgorszych walk. Stał na barykadzie. - Na początku nie miałem nawet kasku, potem ktoś je nam przywiózł. Do obrony mieliśmy pałki z kawałków desek - opowiada. Siergiej został trafiony w nogę granatem łzawiącym. - Przewróciłem się na ziemię. Leciały mi łzy, ciekło z nosa, krwawiłem z ust. Zostałem natychmiast wyniesiony poza teren walk, opatrzyli mnie i znów wróciłem na barykady - opowiada.

Plac Niepodległości wyglądał wówczas jak sceny z horroru.

- Widziałem, jak wybuchały granaty, wypełnione gwoździami. Ludzie dookoła padali, nie było czasu sprawdzić, czy żyją, czy są tylko ranni. Kładziono ich na nosze i zabierano na zaplecze - opowiada. - Część osób berkutowcy wciągnęli do samochodów. Do tej pory nie wiadomo, co się z nimi stało - dodaje.

Jak tłumaczy, protest na Majdanie był jego obowiązkiem. - Na Ukrainie nie było sprawiedliwości. Jedni mieli wszystko, a zwykli ludzie nie mieli z czego żyć - tłumaczy. - Jeśli zwykły człowiek spowoduje wypadek na drodze i kogoś zabije, dostaje 15 lat. A synowi sędziego czy prokuratora ujdzie to na sucho. Mam nadzieję, że Ukraina będzie mieć nowego prezydenta i parlament. I że wszystko w końcu będzie dobrze - dodaje.

Do Łodzi na badanie

Olga, Siergiej i ośmiu innych Ukraińców z Kowla i Maniewicz z obwodu wołyńskiego przyjechało w tym tygodniu na leczenie do szpitala MSW. Do Łodzi zaprosiła ich wojewoda Jolanta Chełmińska. Pomogło też Centrum Dialogu Polsko-Ukraińskiego oraz harcerze, którzy prowadzą w pobliżu Maniewicz ośrodek Kostiuchnówka.

Łódzcy lekarze dokładnie przebadali Ukraińców już we wtorek. W piątek miały być znane wyniki badań i zaproponowane leczenie. - Na Ukrainie stan służby zdrowia jest zły, zwłaszcza w biednych rejonach. Po Majdanie nikt ich nie badał, a narzekają na złe samopoczucie - podkreśla Robert Starzec, dyrektor szpitala MSW.

Łódzcy lekarze sprawdzili, czy pacjenci nie są podtruci gazami bojowymi.

- Zrobiliśmy im pełne badania krwi, część miała USG brzucha, a część USG serca. Przeszli też badania okulistyczne i laryngologiczne - mówi Robert Starzec.

Łódzcy lekarze chcą nie tylko znaleźć przyczyny złego samopoczucia i zaproponować leczenie, ale także wykupić leki. Wielu Ukraińców nie stać bowiem na drogie medykamenty.

- Oni naprawdę potrzebują naszej pomocy - podkreśla dyrektor Starzec.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Zobaczyć Unię Europejską

Wizyta w Łodzi to nie tylko leczenie, ale i okazja do wymiany doświadczeń, poznania nowych przyjaciół i poszerzenia horyzontów. Niektórzy weterani z Majdanu po raz pierwszy przyjechali do Polski, kraju będącego członkiem Unii Europejskiej. A to właśnie walka o Ukrainę w strukturach Unii Europejskiej była jednym z celów Majdanu.

- Nigdy w życiu nie byłem w Polsce, bardzo chciałem przekonać się, jak ona wygląda - przyznaje Iwan Sergiejczuk, 38-latek z Ukrainy. - Widzę, że choć jesteście w Unii, nie wszyscy są z tego zadowoleni. Ale pewnie w każdej sytuacji znajdą się jacyś malkontenci - dodaje.

Goście z Ukrainy odwiedzili wojewodę Jolantę Chełmińską. Byli też na Politechnice Łódzkiej. Spotkali się ze studiującymi na tej uczelni Ukraińcami. Poznali też programy współpracy międzynarodowej, w tym specjalny program bezpłatnych miejsc dla studentów z Ukrainy. Mieli okazję dowiedzieć się, jak ukraińscy studenci widzą swoją przyszłość i czy planują wrócić na Ukrainę. Nie zabrakło też okazji do zwiedzenia miasta.

- Program jest tak napięty i wyczerpujący, że wieczorem nie mam już siły na nic, po prostu kładę się i zasypiam - przyznaje 19-letnia Mirosława Bałaj z Wołynia, która studiuje turystykę we Lwowie, a na Majdanie była trzy razy po kilka dni, by nie zawalać studiów.

Jak tłumaczy studentka, wyjazd do Polski to oprócz badań także okazja do poznania Unii Europejskiej. - Pierwsza rzecz, którą zauważyłam w Polsce, to dobre drogi, druga to większa niż na Ukrainie czystość - wylicza. - Także ludzie są bardzo mili, uśmiechają się i witają - dodaje.

Jak podkreśla, młodzi ludzie na Ukrainie - mimo trudności ze znalezieniem pracy czy kupnem mieszkania - są pełni nadziei.

- Po protestach na Majdanie w świadomości ludzi dużo się zmieniło. Są bardziej otwarci i aktywni - wyjaśnia. - Cały czas rozmawiamy ze sobą o tym, co dzieje się na Ukrainie. Mam nadzieję, że wybrani będą właściwi politycy i wszystko już będzie dobrze - dodaje.

Wizyta pacjentów z Wołynia to pierwsza łódzka pomoc szpitalna dla obywateli Ukrainy. Tuż po lutowych zamieszkach Łódź była gotowa na przyjęcie rannych, jednak 70 rannych Ukraińców, których przyjęła Polska, trafiło do innych miast, m.in. do: Warszawy, Krakowa i Lublina.

Współpraca: Joanna Barczykowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki