Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ulica Włókiennicza się zmieniła. Kochankowie już nie wrócą na ulicę Kamienną... REPORTAŻ

Anna Gronczewska
Krzysztof Szymczak/Anna Gronczewska
Ma niewiele ponad 300 metrów długości, ale obok Piotrkowskiej jest najbardziej znaną w Polsce łódzką ulicą. Ktoś przyjezdny miałby jednak kłopot z odnalezieniem ulicy Kamiennej z piosenki Agnieszki Osieckiej. Dziś nosi nazwę Włókienniczej, nie ma tam już dawnych kochanków i dawnych zbirów, a niebawem ciesząca się dwuznaczną sławą ulica ma stać się jedną z wizytówek miasta.

Włókiennicza była Kamienną, kiedy Agnieszka Osiecka studiowała reżyserię w łódzkiej Szkole Filmowej na przełomie lat 50. i 60. Jeszcze niedawno gdy weszło się na tę ulicę odnosiło się wrażenie, że czas mija tu wolniej niż w innych częściach Łodzi, może nawet się trochę zatrzymał. Nic więc dziwnego, że była ulubionym miejscem filmowców. Tu Jan Komasa kręcił swoje „Miasto 44”. Oczywiście z udziałem mieszkańców.

- Podczas kręcenia scen do „Miasta 44” ludzie z ul. Włókienniczej o wiele bardziej wprost niż gdzie indziej wyzwalali swoje emocje - mówił nam reżyser. - Jak się cieszyli to cieszyli na maksa, jak umierali, to też umierali na sto procent.


Oczy mają niebieskie i siwe,
dwuzłotówki w kieszeniach na kino,
żywią się chlebem i piwem,
marzną im ręce zimą

Dawny klimat ulicy Kamiennej odchodzi powoli w zapomnienie. Dziś to wielki plac budowy. Jeszcze tylko w trzech kamienicach zostali dawni mieszkańcy.

- Ciężko się tu teraz żyje - żali się pani Krystyna z Włókienniczej 15, która mieszka tu od 15 lat. - Hałasy, huki, wiercą od rana. Ludzi z prawie wszystkich kamienic się wyprowadzili. My tu chyba zostaniemy do końca. Nikt nie mówi o wyprowadzce. W naszej kamienicy dwa mieszkania są wykupione, a reszta to kwaterunek. Ale chciałabym się stąd jednak wynieść. Nie mam łazienki, toaleta znajduje się na korytarzu, muszę palić w piecu węglem. Szczęście to miała koleżanka, która mieszkała na ul. Sterlinga. Zarwała się jej podłoga i wpadła do piwnicy. Od razu dostała mieszkanie w bloku, dwa pokoje z kuchnią. Też tak bym tak chciała...

Pani Krystyna żałuje, że z ul. Włókienniczej wyprowadziło się wielu jej sąsiadów. Część dostała mieszkania na ul. Rogozińskiego, Kaliskiej, Zgierskiej. Tych, co nie płacili czynszu, przeniesiono na ul. Czechosłowacką.

- Już tu nie wrócą! - twierdzi pani Krystyna. - Mieszkania w większości kamienic bedą wyremontowane. Będą miały bardzo wysoki standard, ze wszystkimi wygodami. Kogo będzie stać, by płacić po 700 czy 800 złotych czynszu?

A mieszkający tu ludzie tworzyli historię Łodzi. Jak nieżyjąca już pani Leokadia. Na Kamienną wprowadziła się w 1940 roku, razem z matką, siostrami i bratem. Miała wtedy 10 lat.

- Mieszkaliśmy na Bałutach, ale nas stamtąd Niemcy wysiedlili, jak założyli getto - opowiadała nam. - Kiedyś, jak była Kamienna, a nie Włókiennicza, to było inne życie. W nocy człowiek wyszedł i nie bał się. Owszem, łobuzów nie brakowało, ale mieli swój honor. Swoich nie ruszyli. Sąsiedzi się odwiedzali, chodzili do siebie na imieniny, na przyjęcia albo grali w karty na podwórku. Na Włókienniczej najweselej było, gdy opieka społeczna wypłacała pieniądze.

Kochankowie z ulicy Kamiennej
tramwajem jeżdżą w podróże.
Kochankowie z ulicy Kamiennej
boją się gliny i stróża

Kiedyś w niemal każdej kamienicy na tej ulicy znajdowała się melina, która miała swoją ochronę. Przed bramą stało kilku chłopaków i pilnowało „porządku’’. Zresztą meliniarze musieli dbać o towar. Kiedyś jeden sprzedał klientowi zamiast wódki wodę i to był pierwszy i ostatni raz. Klienci przyszli do niego ponownie i wydali mu resztę kijami.

Najsłynniejszą melinę nie tylko na ul. Włókienniczej, ale podobno w całej Łodzi prowadził Edek-lodziarz. O której godzinie by się do niego poszło, to zawsze ,,ćwiartką’’ poratował. Starsi mieszkańcy ul. Włókienniczej opowiadali, że jego pseudonim wziął się stąd, że matka Edka robiła lody, a ojciec je sprzedawał. Z czasem przerzucili się na alkohol.

Pan Janusz wiele lat mieszkał na ul. Włókienniczej. Lubił swoją ulicę, choć wie, że nie cieszyła się dobrą sławą.

- To chyba zasługa Agnieszki Osieckiej i jej piosenki o kochankach z ulicy Kamiennej - śmieje się. - Gdy byłem w wojsku i spotkałem ludzi z naszych okolic, to tylko uśmiechali się, gdy słyszeli, gdzie mieszkam. Jak po szkole poszedłem do pierwszej pracy, to kiedy popatrzyli na adres mojego zameldowania, usłyszałem: „Tam tylko kur... albo złodzieje mieszkają”.

Ale sam pamięta czasy, gdy w każdej bramie były „delikatesy”. Wódką handlowało się tam w prosty sposób.
- Kilku chłopaków stało przed bramą, a jak wjeżdżała „taryfa”, to jeden unosił nogę - opowiada pan Janusz. - Wtedy samochód stawał, uchylano szybę i sprzedawano wódkę...

Ówczesna milicja też podjeżdżała, brała alkohol i odjeżdżała.

Wesoło bywało na Włókienniczej. W Wielką Sobotę zawsze dochodziło tu do wielkiej bitwy. Taka „wielkanocna tradycja”. Pan Janusz opowiada, że przychodzili chłopaki z ul. Piotrkowskiej i bili się z tymi, co mieszkali na ul. Włókienniczej.

- Po ciemku to nikt na naszą ulicę nie wszedł! - mówi pan Janusz. - Nawet milicja się bała. Podobno kiedyś, jak dochodziło do jakichś burd i milicjanci próbowali uspokoić towarzystwo, to nawet starsze babki z okien w nich doniczkami rzucały.

Na ul. Kamiennej, pod numerem piątym mieszkał z rodziną Marian Lichtman, znany muzyk, jeden z „Trubadurów”. Spędził w niej czternaście pierwszych lat swojego życia. Do dziś nie zapomni klimatów swojej kamienicy. Z rodzicami zajmowali trzypokojowe mieszkanie. Początkowo ubikacje były na podwórku, potem na korytarzu. Jego tata Stanisław szył torby.

Lichtmanowie mieszkali na pierwszym piętrze. Ich sąsiadami z parteru była rodzina Drzewieckich. Mirosław był potem znanym działaczem Platformy Obywatelskiej i ministrem sportu.
W kamienicy mieszkało też wielu Żydów, którzy po wojnie przyjechali do Łodzi ze Wschodu, często po latach spędzonych w sowieckich gułagach. Marian Lichtman zapamiętał też wystawiane na ulice wielkie skrzynki. Należały do Żydów, którzy po 1956 roku opuszczali Łódź i wyjeżdżali do Izraela.

- Żegnała ich cała ulica - dodaje Marian Lichtman.

W 2004 roku na ulicy odsłonięto rzeźbę-fontannę upamiętniającą „Kochanków z ul. Kamiennej”. Jej autorem jest łódzki rzeźbiarz Wojciech Gryniewicz.

- Nie wiem czy poetka miała na myśli konkretnych mieszkańców ulicy Kamiennej - mówi Wojciech Gryniewicz. Dlatego projektując rzeźbę odwołał się do własnych wspomnień z czasów, gdy żyli kochankowie z ulicy Kamiennej. Modne były wtedy ortaliony, koszule non iron.

- Dlatego bohater tej rzeźby przykrywa swoją dziewczynę ortalionowym płaszczem - dodaje Wojciech Gryniewicz. - Cała płaskorzeźba wygląda jak zatrzymany kadr filmowy.

Dawna ulica Kamienna, a właściwie to Włókiennicza, przechodzi do historii. Do 2022 roku oddane zostaną tu 223 komfortowe mieszkania komunalne oraz 32 lokale dla niedużych firm. Ulica zostanie również wyłożona kostką kamienną o różnorodnych barwach. Będzie elegancko, kolorowo i nowocześniej. Tylko bez dawnych kochanków...

Idą i szumią, idą i krzyczą,
amor szmaciany płynie ulicą...
...Potem znów cicho,
potem znów ciemno,
potem wracają znów
na Kamienną

W tekście wykorzystano fragmenty wiersza Agnieszki Osieckiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki